Amerykanie są coraz bardziej zniecierpliwieni. Trwające od przeszło dwóch lat negocjacje z Polską nie przynoszą skutków. A czasu pozostało niewiele: prezydent Bush chce rozpocząć budowę bazy jeszcze przed odejściem z Białego Domu za siedem miesięcy.

Reklama

Aby zwiększyć presję na polski rząd, wysoki rangą przedstawiciel amerykańskiej administracji ostrzegł w miniony weekend, że Waszyngton szuka już alternatywnej lokalizacji dla wyrzutni. "Jeśli nam się nie uda porozumieć z Polakami, z pewnością uszanujemy ich suwerenność i będziemy starali się znaleźć alternatywne rozwiązania, czyli innej lokalizacji dla rakiet przechwytujących. Musimy zabezpieczyć się przed atakiem rakietowym" - powiedział Agencji Reutera dyplomata, prosząc o zachowanie anonimowości.

Do szybkiego zakończenia rokowań ma też zachęcić Polskę decyzja komisji budżetowej amerykańskiego Senatu podwojenia z 360 do 720 milionów dolarów środków na budowę w przyszłym roku silosów. 20 milionów z tej kwoty miałoby pójść na modernizację polskiej armii. Ponieważ większość w Senacie mają Demokraci, taka decyzja senatorów sugeruje, że nawet, jeśli nadchodzące wybory prezydenckie wygra Hillary Clinton lub Barack Obama, projekt obrony rakietowej będzie kontynuowany.

Mimo takich sygnałów polscy dyplomaci zachowują daleko idącą wstrzemięźliwość. Wyasygnowany przez Senat fundusz dla Polski stanowi zaledwie ułamek tego, ile chcieli łącznie nasi negocjatorzy od USA na modernizację polskiej armii. "Unia Europejska każdego dnia daje Polsce większe dotacje. Nie posuwamy się do przodu. Amerykańskie oferty są ułamkowe i nie stanowią nawet dobrego punktu wyjścia do rozpoczęcia poważnych rokowań" - mówią DZIENNIKOWI dobrze poinformowane źródła dyplomatyczne.

Reklama

Zdaniem naszych rozmówców Stephen Mull będzie oczekiwał od polskich władz szybkiej zgody na budowę bazy, jednak sam zaproponuje jedynie rozpoczęcie szczegółowych rozmów ekspertów wojskowych o potrzebach naszej armii i sposobach ich zaspokojenia. Takie rokowania mogłyby się zakończyć dopiero za kilka lat czyli wówczas, gdy amerykańska baza od dawna funkcjonowałaby w Polsce.

"Takie stawianie sprawy nie ma sensu. Amerykanie od dawna doskonale wiedzą, jakie są nasze potrzeby obronne" - mówi szef sejmowej komisji obrony narodowej Janusz Zemke z SLD. "Dla Polski absolutnym minimum musi być równoczesna z budową silosów instalacja w naszym kraju amerykańskich systemów obrony przeciwlotniczej. Te, którymi dziś dysponujemy, przestaną funkcjonować za kilka lat. A z powodu budowy bazy Polska będzie dużo bardziej narażona na ataki z powietrza, także terrorystów" - podkreśla.

Polski MSZ miał nadzieję, że w ostatnich miesiącach prezydentury Bush wyjdzie na przeciw naszym oczekiwaniom, bo będzie chciał przejść do historii jako ten przywódca, który zabezpieczył Amerykę przed atakiem Iranu i innych państw Bliskiego Wschodu. Tak się jednak nie stało. "To może być wynik oporu Pentagonu przed pozbywaniem się uzbrojenia wartego miliardy dolarów, strach przed antagonizowaniem Rosji albo po prostu niedowład odchodzącej amerykańskiej administracji w ostatnich miesiącach urzędowania" - spekulują polscy dyplomaci.

Czy w tej sytuacji Donald Tusk zgodzi się na tarczę mimo braku poważnego wsparcia ze strony USA dla polskiej armii, czy też zerwie rokowania z Amerykanami? Żadna z tych opcji nie jest poważnie rozważana w MSZ. "To nie po naszej stronie leży ciężar zerwania rozmów. Ale nie zgodzimy się też na skromniejszą ofertę ze strony Stanów Zjednoczonych, bo dla nas od początku rachunek związany z tym projektem był bliski zeru" - przekonują nasi rozmówcy.