Jeszcze w 2013 r. pierwsze dzieci w rodzinie stanowiły niemal połowę urodzeń (49 proc.). W 2016 r. ich udział spadł do 46 proc., a w 2017 r. do 43 proc. Za 2018 r. Główny Urząd Statystyczny nie miał danych, a w 2019 r. ten odsetek wynosił tylko 42,6 proc. Co ciekawe, z danych wynika, że jedynacy nie mają co liczyć na rodzeństwo. Baby boom widać dopiero w przypadku kolejnych dzieci – trzecich, czwartych i piątych.
Przy ogólnym spadku liczby nowych urodzeń w 2019 r. trzecich potomków przybyło niemal 8 tys., czwartych – 4,5 tys. a piątych – tysiąc.
– Wygląda na to, że tendencja spadkowa obserwowana wcześniej nasiliła się – kobiety coraz rzadziej decydują się na zostanie matkami – przyznaje prof. Irena Kotowska, demograf ze Szkoły Głównej Handlowej. Jakie mogą być efekty? Powiększanie się polaryzacji między bezdzietnymi i rodzinami wielodzietnymi. Jak wynika z badań prof. Kotowskiej, nie tylko coraz częściej młodzi ludzie decydują się na świadomą rezygnację z potomstwa, ale także rośnie liczba osób, które mają kłopoty z niepłodnością i liczba singli. Zdaniem badaczki, żeby sytuacja demograficzna uległa poprawie, modelem rodziny musiałoby być co najmniej 2+2. Ale to nie wystarczy – potrzebna jest stabilna grupa młodych ludzi decydujących się na założenie rodziny. Jak twierdzi prof. Kotowska, jeżeli za zwiększeniem liczby dzieci będą stały wciąż te same rodziny, to nie będzie perspektyw na poprawę statystyk, bo choć są i takie, które mają dziesięcioro (co roku rodzi się ok. 100 dziesiątych dzieci) i więcej dzieci, to ich liczba jest ograniczona.
2019 był kolejny rokiem spadku współczynnika dzietności, czyli liczby dzieci na matkę w wieku rozrodczym. Najwyższy w tej dekadzie był w 2017 r., kiedy wyniósł 1,453. W 2018 r. było to 1,435, a w 2019 r. już zaledwie 1,419. By utrzymać zastępowalność pokoleń, powinien wynieść powyżej dwóch. Autorzy programu "Rodzina 500 plus” jako cel stawiali sobie, by osiągnął on 1,6 dziecka na matkę. Jak widać na razie daleko do tej liczby, choć – co warto podkreślić – w 2019 r. i tak mieliśmy trzeci najlepszy wynik od co najmniej dwóch dekad.
Wszystko wskazuje na to, że na znaczący wzrost liczby urodzeń nie ma szans. W zeszłym roku w lipcu wprowadzono 500 plus na pierwsze dziecko – jednak jak na razie nie widać jego efektów. Program ruszył z pompą, bo świadczenie było wielkim atutem w kampanii wyborczej. Jeśli jednak miało pobudzić rodziny do działania, to dane GUS z pierwszych miesięcy tego roku nie pokazują efektów. Liczba urodzeń w styczniu, lutym i marcu jest mniejsza niż rok wcześniej, nie mówiąc o danych sprzed dwóch lat. W I kwartale 2018 r. urodziło się 96 tys. dzieci, rok temu 90,8 tys., a w tym roku 88 tys. Może zmieni się to w kolejnych miesiącach, bo na razie początek roku sugeruje, że czeka nas kolejny spadek liczby urodzeń. Co więcej, mamy najgorszy wynik przynajmniej od 2010 r. W tej dekadzie w pierwszych trzech miesiącach roku rodziło się zwykle co najmniej 90 tys. dzieci. Wyjątkiem był rok 2015, ale i wówczas urodziło się ich o tysiąc więcej niż w marcu tego roku. Jeśli dane roczne to potwierdzą, to okaże się, że wzrost urodzeń, z jakim mieliśmy do czynienia w drugiej połowie tej dekady, był chwilowym zjawiskiem i z powodu rosnącej liczby zgonów, a malejącej urodzeń przyrost naturalny będzie ujemny. – Proces na dłuższą metę jest nie do powstrzymania. Nic nie wskazuje, że przez nadchodzące dwie, trzy dekady przyrost naturalny może być dodatni. Liczba zgonów będzie rosła, a liczba matek będzie się zmniejszała – podkreśla demograf Piotr Szukalski. Powody mniejszej liczby urodzeń to z jednej strony zmiany w strukturze demograficznej. Pokolenia kobiet z wyżu demograficznego w latach 80. będą zbliżały się lub przekroczyły już 40 lat. Z drugiej strony w wiek reprodukcyjny wchodzą pokolenia z lat 90., a za chwilę z dekady 2000, które są znacznie mniej liczne. Czyli matek zdolnych rodzić dzieci będzie mniej. Z drugiej strony kontynuowane są przemiany kulturowe – zmienia się wiek, kiedy rodzi się pierwsze dziecko, wynosi on obecnie średnio nieco powyżej 27 lat. Ogranicza to możliwość urodzenia kolejnych potomków, choć do pewnego stopnia ten proces jest hamowany przez to, że coraz więcej kobiet decyduje się na dzieci w wieku trzydziestu czy czterdziestu lat.
Uwagę zwraca wysoki wskaźnik dzietności w dużych miastach – w Gdańsku czy Warszawie przekracza 1,5 dziecka na parę. I to często w grupie osób po trzydziestce. I coraz częściej na trzecie i kolejne dziecko decydują się pary, w których oboje rodziców pracuje. Jak podkreśla prof. Kotowska, to także efekt poprzednich rozwiązań, kiedy wprowadzono dłuższe urlopy macierzyńsko-rodzicielskie i zwiększono możliwości łączenia pracy z wychowywaniem dzieci.
Średnia dzietność w Unii Europejskiej od dekady utrzymuje się podobnym poziomie – między 1,5 a 1,6. W krajach, które do tej pory były w czołówce (Francja, Irlandia), dzietność jednak spada. Za to rośnie m.in. na Słowacji (która do tej pory była w ogonie) i w Czechach, które się wysforowały, przekraczając współczynniki 1,6. Polska coraz bardziej przybliża się do średniej UE.
Liczba dzieci według kolejności urodzenia u matki
Rośnie polaryzacja między rodzinami bezdzietnymi i wielodzietnymi