Wcześniej miasto przyjęło także uchwałę anty-LGBT; ta nie została uchylona.
Afera z LGBT, 5G i wi-fi zrobiła swoje – internauci w całej Polsce śmieją się z Kraśnika.
Żeby tylko. Kraśnik stal się teraz przysłowiowym Ciemnogrodem. Miejscowością, gdzie neguje się naukowe podejście. Wierzy się w fikcję, płaską ziemię, toksyczność masztów 5G i rozsypywanie chemitradesów przez samoloty pasażerskie. Dla Kraśnika to bardzo zła informacja, także dlatego, że prawdopodobnie zajął też zaszczytne miejsce Wąchocka jako przysłowiowej stolicy żartów i dowcipów.
Kraśnik drugim Wąchockiem? Co za tym jeszcze przemawia?
Kraśnik jest znany zupełnie z niczego. Przeciętny mieszkaniec Polski dowiedział się o jego istnieniu najprawdopodobniej z memów. Innymi słowy: pierwszy kontakt – najprawdopodobniej stały – z nazwą "Kraśnik” będzie kontaktem z memem i długą listą stereotypów, które się z tym memem wiążą. A nawet jeśli ktoś byłby na tyle dociekliwy i zaczął się doszukiwać, dlaczego dany mem powstał, to szybko internet go przekieruje na uchwały radnych. Bardzo trudno będzie uciec od tego stereotypu.
Jest w ogóle sposób, żeby ten negatywny obraz zmienić? W strategii marketingowej można przecież odwrócić dany trend albo własną słabość wykorzystać.
Kraśnik musiałby się nagle stać światowym centrum technologii informatycznych. Wynalazca z Kraśnika opatentowałby – sam nie wiem – przenośną czarną dziurę. To musiałby być przełom, który całkowicie odwraca narrację, jaka powstała wokół miasta.
A gdyby Kraśnik poszedł w ślady Pcimia, który zaczął się śmiać sam z siebie?
Po pierwsze to wymaga odwagi, po drugie stereotyp Pcimia ma dłuższą historię niż memy internetowe. Już przed wojną opisywano Pcim jako stolicę niczego. Ale tak oczywiście, udało im się skutecznie odwrócić te skojarzenia – choć jeszcze przez pewien czas prezes Daniel Obajtek zmagał się ze stereotypem "burmistrza z Pcimia”. Teraz jednak całkiem nieźle sobie radzi jako prezes PKN Orlen, co może oznaczać, że Pcim nie jest wcale miejscowością zabitą dechami, a kuźnią prezesów.
Albo przynajmniej jednego, za to rozpoznawalnego.
Tak! I jeśli Kraśnikowi udałoby się kogoś takiego wykreować – to też jest szansa na zmianę.
Mało prawdopodobne, żeby burmistrz Kraśnika poszedł w tym kierunku. „Nie było takiego kryzysu wizerunkowego w historii miasta” – tyle na razie mówi.
Dlatego warto przypomnieć, że w historii każde niemal państwo miało swoich Kraśnik. Czyli miejscowość, z której mieszkańców się wyśmiewano. Ze względu na przysłowiowe skąpstwo albo np. ciasnotę intelektualną. Najczęściej wystarczyło do tego jedno wydarzenie. Podam przykład: jedna z dzielnic Berlina – Köpenick – padła kiedyś ofiarą żartownisia. Chłop ubrał się w mundur oficera niemieckiego, który kupił z demobilu i nagle się okazało, że wszyscy mu tam salutują. Niewiele myśląc ściągnął kilku żołnierzy z ulicy, wziął kasę miejską i tyle, go widzieli. Spryciarzem okazał się potem bezrobotny szewc, a rzecz cała wydarzyła się w 1906 roku.
Kapitan Köpenick – który do dziś jest rozpoznawana postacią, znaną każdemu Niemcowi – mieszkańcom tej dzielnicy na stale przykleił łatkę łatwowiernych służbistów, którzy salutują samemu mundurowi nie widząc, kto tam w środku jest. Zresztą Köpenick bardzo dobrze z tego żyje. Turyści robią sobie przy tej postaci zdjęcia, są pocztówki, pamiątki.
Kraśnik też może w jakiś sposób na tym bazować?
Kto wie?! Ale można sobie wyobrazić producenta mleka z tych stron, który zareklamuje swoje produkty jako wolne od LGBT i 5G, naturalne i zdrowe. Ludzie lubią dystans.
To pieśń przyszłości. A co miasto mogłoby zrobić tu i teraz?
Burmistrz powinien pokazać swoim mieszkańcom, że dzielnie walczy i próbuje odbudować wizerunek miasta. Z kolei radni pewnie skrzętnie zaczną tuszować swój udział w tej aferze, podkreślając, że chodziło im o coś zupełnie innego, a nie LGBT czy 5G. Każdy będzie się próbował od tego nieszczęścia wykręcić. Ale łatwo nie będzie, bo zostało to właściwie przypieczętowane. Kraśnik stal się drugim Wąchockiem, Köpenick czy starożytną grecką Abderą.
To może lepiej nic nie robić, żeby nie podgrzewać tematu?
Burmistrz nie może sobie pozwolić na nic nie robienie, bo przecież będzie kampania wyborcza i mieszkańcy, czyli elektorat, spyta: "A co pan zrobił”. I wtedy burmistrz będzie mógł powiedzieć: "Walczyłem zażarcie, wysłałem 20 pism i wynająłem legion internautów, żeby bronili dobrego imienia mieszkańców”. Ale tak czy siak, legion internautów i bronienie się jak lew niewiele dadzą. Chyba, że burmistrz wpadnie na przełomowy pomysł i z kryzysu wyjdzie tak obronną ręką, że wszyscy będą potem mówili: "Obronił się jak burmistrz z Kraśnika”.