Rzecznik polskich sił powietrznych podpułkownik Wiesław Grzegorzewski potwierdza, że tuż po dziesiątej rano jeden z myśliwców lądował awaryjnie. Dym wywołało zwarcie kabli. "Samolot lądował z zabezpieczeniem jak do lądowania awaryjnego, jest w tej chwili na Okęciu, gdzie trwa sprawdzanie maszyny" - dodał rzecznik. "Nie było następstw" - powiedział w TVN24. A to oznacza, że i tym razem wszystko skończyło się szczęśliwie.

Reklama

Niedawno dziennik.pl dowiedział się, że część ze stacjonujących na co dzień w podpoznańskich Krzesinach smaolotów w ogóle nie może wzbić się w powietrze. Tym razem powodem miały być... myszy, które pogryzły kable elektryczne.