– Były rozmowy w tej sprawie, to prawda. Chodzi o wykorzystanie osób z łagodnymi objawami do pracy z pacjentami z koronawirusem. Ale nie było oficjalnej zgody na to – mówi kierownik jednej z klinik szpitala od początku epidemii zajmującego się pacjentami z COVID-19.
O takim rozwiązaniu słyszały i rozpatrywały je inne szpitale w Polsce. – Na razie udaje nam się obsadzić każdy dzień kadrą medyczną. Problem zrobi się w sytuacji, kiedy zostaną otwarte szpitale tymczasowe. Część kadry, która jest okrojona przez kwarantanny i izolacje, trzeba będzie do nich przesunąć. A wtedy w normalnych placówkach może zrobić się niedobór. Dlatego zacznie się szukanie sposobu na załatanie dziur. Personel bezobjawowy do pracy z chorymi na COVID-19 daje na to szansę – zauważa Monika Kowalska z USK we Wrocławiu, podkreślając, że na razie w jej placówce nie ma planów w tym zakresie.
Podobnie mówi Piotr Gołaszewski, rzecznik Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego, zaznaczając, że na razie placówka nie musi rozważać takiego modelu pracy.
Szczególnie, że – jak dodają nieoficjalnie szpitale – jest przyzwolenie od lekarzy zarażonych COVID-19, na to, by zostawali w pracy do czasu, kiedy czują się na siłach.
– Dla placówki rodzi to jednak szereg wyzwań, którym może być trudno sprostać. Chodzi na przykład o wydzielenie osobnych pomieszczeń na lekarzy chorych i zdrowych do przebierania się, jedzenia. Nie mogą mieć bowiem ze sobą styczności bez kombinezonów – mówi rzeczniczka jednego ze szpitali zakaźnych w Polsce.
Wreszcie pozostaje do rozwiązania kwestia prawna. Obecnie przepisy zwalniają lekarzy tylko z obowiązku kwarantanny po styczności z osobą chorą. Jeśli mają pozytywny test w kierunku koronawirusa, powinni być w izolacji.
– Trzeba by więc zwolnić ich z niej. Tylko pytanie, kogo dokładnie i na jakich zasadach. Do tego powinna zawsze być zgoda lekarza na pracę w takich warunkach – uważa Juliusz Krzyżanowski, starszy współpracownik w Baker McKenzie Krzyżowski i Wspólnicy. Pozostaje też jeszcze sprawa dojazdu takich osób do pracy. Jeśli robiliby to własnym samochodem, sprawa jest prosta. Jednak co w sytuacji, gdy są zmuszeni korzystać z transportu miejskiego?
Problemem jest też to, że COVID-19 przebiega zdradliwie. Początkowo wygląda łagodnie, potem może być agresywny. Poza tym trudno określić, co to znaczy bezobjawowo.
Szpitale już zliberalizowały reżim „wypuszczania” pracowników. Kontakt pracowy nie jest uznawany za kontakt z chorym na COVID-19. – Uznaje się, że wszyscy mają być w maseczkach, więc są chronieni – mówi jedna z lekarek. Choć przyznaje szczerze, że wcześniej – kiedy po pojawieniu się koronawirusa w szpitalu część pracowników szła na kwarantannę – bardzo rzadko ktoś w ten sposób się zakażał.
Podobnie mówi dyrektor innego stołecznego szpitala. – U nas robimy testy co 5–7 dni wszystkim. A osoba, jeżeli miała kontakt, ma test tego samego dnia, a potem po jakimś czasie sprawdzamy ponownie. Jak się dobrze czuje, to chodzi do pracy – mówi. I tłumaczy, że większość pracowników przestrzega – dużo bardziej niż jeszcze wiosną zasad sanitarnych. – Bliski kontakt nie występuje, dzięki temu mamy mniej osób „wypadających” z pracy. Wcześniej to był dramat, to nam dziesiątkowało personel – opowiada nasz rozmówca.
Decyzje o pracy zakażonych COVID podjęli m.in. zarządzający placówkami w Belgii. W Liege University Hospital przekonywano do powrotu do pracy lekarzy i pielęgniarki, którzy pomimo pozytywnego wyniku - nie mieli objawów. Zostać w domu mieli ci z gorączką. Choć nie można było ich zmusić do powrotu do pracy, część zgodziła się na to dobrowolnie. ©℗
Testy genowe nie dla wszystkich
Dla każdego Polaka będą dostępne testy antygenowe – ogłosił wczoraj minister zdrowia. Po doprecyzowaniu okazuje się jednak, że będą mogły z nich skorzystać tylko osoby z podejrzeniem COVID-19. Czyli takie, które miały kontakt z osobą zakażoną koronawirusem i mają pierwsze objawy albo mają zespół charakterystycznych objawów. Nie będzie z nich można korzystać prewencyjnie.
Do tej pory testy antygenowe były używane na SOR-ach i na izbach przyjęć. W najbliższych dniach mają być dostępne u lekarzy rodzinnych. Na razie tylko w tych placówkach, które się po to zgłoszą. Jak wynika z wyjaśnień uzyskanych z resortu zdrowia oraz ekspertów, skierowanie na test będzie poprzedzone telekonsultacją. Tak, jak w przypadku testów genetycznych. Kiedy w takim razie lekarz skieruje na PCR (czyli test genetyczny), a kiedy na szybki antygenowy (wyniki widoczne średnio w pół godziny od jego wykonania)?
Sytuacji może być kilka. Na przykład gdy jest utrudniony dostęp do wykonania testów genowych – miejsce pobrań jest daleko od miejsca zamieszkania albo są duże kolejki. Wówczas lekarze rodzinni mogą zaoferować wykonanie u siebie szybkiego testu. Kolejną sytuacją, w której może zostać wykorzystany, jest wizyta osobista w przychodni.