Biegły ma ostatecznie ustalić, czy był to problem z tym konkretnym nabojem, czy jednak może zacięła się broń, choć z opinii ekspertów przedstawionej w czwartek przed sądem wynika, że technicznie pistolet był sprawny i teoretycznie można było oddać z niego strzał. Dodatkowa opinia biegłego z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie będzie najprawdopodobniej ostatnim dowodem w sprawie; strony innych wniosków nie zgłosiły. Sąd zgodził się na nią na wniosek prokuratora, po konfrontacji dwóch specjalistów od broni palnej. Wcześniej przesłuchał ostatnich świadków, m.in. kierowców taksówek, które stały wówczas w pobliżu miejsca, gdzie miało dojść do nieudanego zamachu.
Całe zdarzenie rozegrało się w ścisłym centrum Białegostoku, wieczorem 9 grudnia 2019 roku. Jak wynika z ustaleń śledztwa, 26-latek był zamaskowany i przygotowany do popełnienia zbrodni - na głowie miał kominiarkę, na rękach rękawiczki, a w plecaku - pistolet z tłumikiem. Obok sklepu przy ul. Suraskiej stało dwóch mężczyzn. Ruszył w ich kierunku, nie zatrzymując się wyjął broń z plecaka, wycelował do jednej z tych osób i próbował oddać strzał, ale broń nie wypaliła. Jak się potem okazało, nie udało mu się strzelić z powodu usterki amunicji.
Jak wynika z aktu oskarżenia, mężczyźni zaczęli uciekać, zamaskowany napastnik z bronią w ręku ruszył za nimi, ale po chwili prawdopodobnie podjął decyzję o ucieczce, bo zmienił kierunek biegu i schował pistolet do plecaka. Wtedy natknął się jednak na dwóch policjantów w cywilu, którzy wracali ze służby. Na widok uciekającej, zamaskowanej osoby ruszyli za nią w pościg i tak doszło do zatrzymania napastnika.
Początkowo 26-latek usłyszał zarzut jedynie nielegalnego posiadania broni, potem powiązano go ze zdarzeniem przy ul. Suraskiej; według śledczych sprawca działał z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia, grozi mu nawet dożywocie. Wcześniej był już karany m.in. za napaści z użyciem niebezpiecznych narzędzi, ostatni wyrok to 3 lata więzienia, po którym wyszedł z więzienia trzy lata temu. Śledczy przyznają, że nie udało im się ustalić motywu niedoszłej zbrodni; nie pomogły w tym też m.in. przesłuchania mężczyzny, do którego sprawca próbował strzelać. Według nieoficjalnych źródeł zbliżonych do śledztwa, mogło chodzić o porachunki w białostockim światku przestępczym.
Oskarżony jest aresztowany; przed sądem przyznał się jedynie do nielegalnego posiadania broni. Według przedstawionej wersji (nieco innej, niż ta ze śledztwa), plecak z pistoletem i amunicją w środku znalazł w lesie pod Białymstokiem w miejscu, gdzie zlokalizowana jest trasa z przeszkodami do uprawiania motocrossu. Próbowałem oddać strzał z tej broni w lesie, lecz okazała się niesprawna i prawdopodobnie wtedy powstał ślad, który został odnaleziony na naboju. Nie wiem, dlaczego zabrałem tę broń, wydaje mi się, że z ciekawości, ponieważ nie codziennie znajduje się taką rzecz"- mówił na pierwszej rozprawie oskarżony.
Zaprzeczał, by planował zabójstwo. To niefortunny zbieg okoliczności i fatalna pomyłka - tak określił całą sytuację. Mówił, że miał konflikt ze znajomym (danych nie podał) i chciał jedynie nastraszyć go niesprawną bronią wyglądającą bardzo realistycznie ze względu na tłumik. Wyjaśniał, że mężczyzny, który w tej sprawie jest pokrzywdzonym, zupełnie nie zna i pomylił go, z powodu podobnej postury, z owym znajomym.
Kluczowa dla zarzutu jest ocena, czy broń była sprawna i można było oddać z niej strzał. Tu biegli ostatecznie ocenili, że była sprawna, ale strzał nie nastąpił albo dlatego, że nabój okazał się niewypałem, albo jednak jakieś elementy broni nie zadziałały właściwie. Dlatego w czwartek sąd zdecydował o konieczności zasięgnięcia dodatkowej opinii biegłego z CLKP z ekspertyzy naboju (w wykazie dowodów rzeczowych opisanego jako niewypał), by jednoznacznie ustalić, dlaczego nie wystrzelił. Specjalista zaznaczył, że do tego celu niezbędne będzie zniszczenie tego dowodu, bo musi wystrzelić go z broni właściwego kalibru. W oczekiwaniu na tę opinię, proces został odroczony do drugiej połowy stycznia.