W dużych miastach i na wsiach jest najwięcej przeciwników świątecznych obostrzeń. Choć większość z nas deklaruje, że będzie przestrzegać limitu dozwolonych gości przy bożonarodzeniowym stole, to już na pytanie, czy spotkają się w święta z najbliższymi, 50 proc. odpowiada, że tak. To wyniki sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM.
Blisko 77 proc. ankietowanych deklaruje, że w ich spotkaniach nie weźmie udziału więcej niż pięć osób, nie licząc domowników, czyli odbędą się one bez naruszania przepisów. Zakazów nie zamierza przestrzegać 21 proc. pytanych. – To dobra wiadomość i dowód na poczucie solidarności społecznej Polaków. Czeka nas teraz test odpowiedzialności, a z badania wynika, że Polacy są odpowiedzialni – podkreśla rzecznik rządu Piotr Müller. Ale szczegóły badania pokazują, że sytuacja nie jest jednoznaczna.
Po pierwsze są grupy, w których zakaz cieszy się mniejszym poparciem. W każdej kategorii wiekowej ponad połowa badanych deklaruje wprawdzie przestrzeganie obostrzeń, ale najwięcej przeciwników jest wśród najmłodszych. W grupie 18–29 lat to ponad 30 proc., a wśród osób w wieku 30–39 lat – 28 proc. Na ogół im starsi ankietowani, tym większy szacunek dla zakazów, co może być związane z poczuciem zagrożenia albo większą karnością. Ciekawe są także wyniki z podziałem według wielkości miejsca zamieszkania.
Reklama
Sondaż / Dziennik Gazeta Prawna
Najmniej zwolenników zakazu jest w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców. Jego przestrzeganie deklaruje 58 proc. z nich, ale aż 39 proc. nie zamierza tego robić. Można sądzić, że to grupa, której ograniczenia najbardziej doskwierają. Inny nasz rozmówca związany z obozem władzy wskazuje na kontekst polityczny: w dużych miastach odbywały się największe manifestacje, jest tam najwięcej przeciwników rządu, więc autorytet rządowych zakazów jest stosunkowo najmniejszy. Łatwiej wytłumaczyć, czemu następną grupą, wśród której zakaz nie cieszy się popularnością, są mieszkańcy wsi. – Tutaj ludzie żyją obok siebie, jest tam utrwalona struktura społeczna, gospodarstwa wielopokoleniowe, mieszkańcy utrzymują większy kontakt niż w mieście. Na wsi lockdown wygląda inaczej niż miastach – podkreśla autor badania Marcin Duma z United Surveys.
W naszym badaniu zapytaliśmy także o to, gdzie rodacy zamierzają spędzić święta. 83 proc. deklaruje, że we własnym domu, a niespełna 12 proc. – u rodziny. 3 proc. deklaruje wyjazd za granicę. Ponad połowa badanych zapowiedziała też, że planuje spotkać się w święta z członkami rodziny, z którymi na co dzień nie mieszka. Nie planuje takiego spotkania 43 proc. Pytanie, czy faktycznie będziemy trzymać się limitów. – Na razie wydaje się, że tak. Ale im spokojniej będzie za oknem i w statystykach epidemicznych, tym mniejsza będzie skłonność do stosowania się do nakazu – komentuje Duma.
Czy można się spodziewać wigilijnych nalotów policji na mieszkania? Nasi rozmówcy mówią wprost: takich planów nie ma. – Policja nie będzie chodzić po domach i sprawdzać. Chodzi o to, by nie było większych imprez. Jednak nie można wykluczyć, że posypią się donosy sąsiedzkie i wtedy policja będzie musiała zareagować – podkreślają nasi rozmówcy. Jak mówi jeden z policjantów, bardziej narażeni mogą być mieszkańcy domków jednorodzinnych. Wskazówką może być duża liczba samochodów pod domem. Za złamanie zakazów grozi nawet 30 tys. zł mandatu.
Profesor Robert Flisiak z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku uważa, że po Bożym Narodzeniu możemy się spodziewać minimalnego skoku liczby dziennych przypadków zakażeń. Podobnie sądzi dr Franciszek Rakowski, matematyk z Uniwersytetu Warszawskiego zaangażowany w tworzenie modeli przewidujących rozwój epidemii. Jego zdaniem bardziej można się spodziewać wyhamowania spadku zachorowań niż kolejnego szczytu.