Ciepłe kwietniowe popołudnie. Delikatne jeszcze o tej porze roku słońce zalewa Zatokę Neapolitańską. Po krętych drogach Kampanii pędzi limuzyna z bardzo ważnym pasażerem - honorowym gościem na przyjęciu z okazji 18. urodzin Noemi, rozpieszczonej córeczki tatusia, podejrzewanego o mafijne konszachty Bernardo Letizia i zarazem kierowcy byłego premiera Włoch Bettino Craxiego. Impreza Noemi to party rodem z MTV: szampan, brylanty, piękne kobiety. Limuzyna zatrzymuje się na podjeździe willi. A pasażerem wcale nie jest gwiazda pop - tylko Silvio Berlusconi. Jubilatka rzuca się szefowi rządu na szyję z okrzykiem: "Ukochany Silvio! Co za niespodzianka!". Podekscytowany 72-letek odpowiada nastolatce namiętnym uściskiem i wręcza jej złoty naszyjnik - ciężki i bizantyjski jak z "Dynastii". Nastolatki z imprezy są pod wrażeniem. "Ten typ tak ma. Działa na kobiety niezależnie od tego, czy ma władzę i pieniądze. To po prostu straszny babiarz" - mówi nam seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz.

Reklama

Starszy żonaty dżentelmen, zjawiający się na przyjęciu jako urodzinowa niespodzianka dla młodocianej modelki, stoi na czele rządu w kraju będącym jednym z filarów Unii Europejskiej. Co więcej, wkrótce jego żona wnosi pozew o rozwód. "Jego ostatni wybryk zaskoczył wielu ludzi, łącznie ze mną. Silvio nigdy nie zaszczycił swoją obecnością uroczystości osiemnastych urodzin żadnego ze swoich dzieci, a ma ich pięcioro, chociaż za każdym razem był na nie zapraszany" - stanowczo oświadczyła w wywiadzie prasowym żona Veronica Lario.

Oliwy do ognia dolewa sama Noemi, która dzieli się z prasą przemyśleniami na temat Berlusconiego. "Jest dla mnie jak drugi ojciec. Podobno przypominam mu jego córkę Barbarę. Obsypuje mnie prezentami, odwiedzam go zawsze, kiedy tylko ma czas. Lubimy razem śpiewać, najchętniej karaoke z płyty <Mon Amour>, jaką mi podarował" - komentuje nastolatka.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Media na pozew rozwodowy upokorzonej pani Berlusconi zareagowały jednoznacznym werdyktem: czas najwyższy! Veronica Lario przez wiele lat znosiła kolejne erotyczne ekscesy męża, za każdym razem nabierając wody w usta. Chociażby wtedy, kiedy w październiku premier powróciwszy z unijnego szczytu w Paryżu, bawił do białego rana w jednym z mediolańskich klubów, po czym powiedział, że "kiedy się wyśpi przez trzy godziny, ładuje akumulatory na tyle, żeby móc uprawiać seks przez kolejne trzy godziny". Dwa lata temu pozwolił sobie na jeszcze więcej. Przedstawiając Włochom przyszłą minister ds. równego statusu kobiet i mężczyzn Marę Carfagnę, stwierdził, iż "ożeniłby się z nią, gdyby nie to, że już jest żonaty". Wówczas w obronie godności Lario stanął dziennik "La Repubblica" i zażądał w imieniu żony przeprosin od szefa rządu.

Reklama

Jednak dziś we Włoszech nie wszyscy biorą stronę Lario. "Zastanawiam się, czemu ona upubliczniła tę sprawę. Można to przecież było załatwić prywatnie. Tym bardziej że niewysłowione do końca, ale jednak wyraźnie zasugerowane oskarżenie Berlusconiego o kontakty z nieletnimi to bardzo poważny zarzut" - ocenia w rozmowie z nami Jaś Gawroński, eurodeputowany z Ludu Wolności, partii szefa włoskiego rządu. Jeszcze dalej poszła prawicowa "Libero", która napisała, że Veronica Lario jest sama sobie winna. Dziennikarze dowodzą, że żona premiera nie ma prawa do krytyki jego ciągot do młodych dziewcząt, bo sama znalazła się u boku Silvio właśnie na podstawie takiego klucza. Gazeta zamieściła fotografię Lario topless sprzed ponad 30 lat.

Veronica Lario u boku rogacza wspaniałego

Rok 1980. 44-letni biznesmen z Mediolanu, mąż cztery lata młodszej Carli Elviry Dall’Oglio i ojciec dwójki nastoletnich dzieci udaje się do Teatro Manzoni na spektakl "Rogacz wspaniały". W farsie o zazdrości kochanka najbardziej zauroczyła go odtwórczyni roli amantki, niejaka Miriam Bartolini, a przede wszystkim jej "te dwie", które - jak u Juliana Tuwima - "on pieścił oczu swych błękitem, rzęsami zakrytym". Miłość zakwitła, wkrótce Miriam przyjęła pseudonim sceniczny Veronica Lario i dzięki protekcji swojego amanta, w końcu potentata branży medialnej, dostała kilka ról w filmach (m.in. w horrorze "Tenebre"). Z ich związku przychodzi na świat trójka dzieci. W końcu Berlusconi, któremu marzy się wielka polityka, nie jest w stanie dłużej ukrywać swojego romansu przed żoną. Rozwodzi się. W 1990 r., cztery lata przed pierwszą kadencją Berlusconiego premiera, Silvio i Veronica stają na ślubnym kobiercu. Carla Elvira na otarcie łez dostaje dwa apartamenty w Mediolanie i sześć sklepów. Na pocieszenie pozostaje jej to, że i ona pojawiła się w życiu Berlusconiego w nie mniej romantycznych okolicznościach.

Reklama

Rok 1964. Pełen życia i wielkich planów 28-latek poznaje na dworcu w Mediolanie kasztanowłosą piękność i - jak sam później wspomina - momentalnie zachwyca się jej powabem, dystynkcją, klasą i… "tymi dwiema". Proponuje jej własne towarzystwo na kilkunastogodzinną podróż. Przez cały czas puszy się jak paw. W niecały rok para wchodzi w związek małżeński. Potem rodzi się dwójka dzieci. Z czasem Carla Elvira, która koncentruje się na życiu rodzinnym i Silvio, który robi coraz większe pieniądze, oddalają się od siebie. Wizyta w mediolańskim teatrze zmienia wszystko.

Swój chłop, któremu Włosi wybaczą wszystko

"Berlusconi to dla Włochów swój chłop. Jego słabość do kobiet czyni go tylko bardziej zwyczajnym, a przez to atrakcyjnym jako mąż stanu" - mówi nam Alessandro Amadori, psycholog i autor bestselleru "Proszę pozwolić. Metafory, przekazy i symbole - jak Silvio Berlusconi podbił umysły Włochów". Właśnie dlatego premierowi zawsze płazem uchodziły wybryki z ładnymi paniami. W 2007 r. tygodnik "Oggi" opublikował zdjęcia Silvia z pięcioma młodymi damami. Ekipa wypoczywała w Villi Certosa na Sardynii. Silvio sadzał sobie dziewczyny na kolanach. Tytuł na froncie magazynu: "Harem Berlusconiego". Sam polityk opisywany był jako sułtan.

Premierowi uchodzi też nobilitowanie pięknych kobiet ważnymi funkcjami w swojej partii. Pierwsza była wspomniana Mara Carfagna, uczestniczka konkursów miss i prezenterka telewizyjna, od trzech lat posłanka do Izby Deputowanych. Po tym, gdy w ubiegłym roku otrzymała tekę rządową, miesięcznik "Maxim" przyznał jej tytuł najatrakcyjniejszej kobiety w światowej polityce. Po niej były znana z filmów produkcji Mediaset (firmy szefa rządu) Eleonora Gaggioli, prezenterka telewizyjna i kolejna miss Barbara Matera, rudowłosa gwiazdka z trzeciej edycji włoskiego "Big Brothera" Angela Sozio oraz modelka znana z kalendarzy promujących damską bieliznę Camilla Ferranti.

Wszystkie panie, pomimo braku jakiegokolwiek doświadczenia w polityce, Berlusconi wpisał na listy Ludu Wolności przed nadchodzącymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. O takiej samej karierze marzy zresztą Noemi Letizia.

"Generalnie chciałabym być showgirl, ale bardzo interesuję się polityką. Jestem dość elastyczna" - wyznała w wywiadzie dla niemieckiego "Bilda" 18-latka, dla której Silvio jest drugim tatą. Według Jasia Gawrońskiego powszechna akceptacja dla takiego scenariusza wprost wypływa z włoskiej duszy. "Berlusconi po prostu lubi kobiety i nie waha się tego pokazywać. To jest zresztą tradycyjny stosunek Włochów do kobiet" - dodaje.

Ale Włosi tolerują u swojego premiera znacznie więcej niż tylko jego rozbudzone libido. W 2003 r., gdy kraj przejął przewodnictwo Unii, lewicowi eurodeputowani zaatakowali włoskie koncepcje przywództwa. Rozdrażniony Berlusconi nazwał szefa frakcji socjaldemokratycznej, Niemca Martina Schulza, nazistowskim kapo. Po krótkiej burzy w mediach puszczono ten wybryk w niepamięć. Niedługo później Berlusconi został nawet wyróżniony przez struktury europejskie tytułem "najskuteczniejszego polityka Unii". Potem Silvio, przeciwko któremu prowadzono ponad sto śledztw prokuratorskich, zagrał jeszcze ostrzej. W wywiadzie prasowym nazwał włoskich sędziów psychicznie chorymi. "Sędziowie są podwójnie uszkodzeni. Po pierwsze politycznie, po drugie z natury. Żeby móc wykonywać tę pracę, trzeba mieć kłopoty psychiczne. Oni są ludźmi odmiennymi antropologicznie od reszty swojej rasy" - powiedział wtedy. Ale na końcu megalomanii Berlusconiego, która pozwala mu czuć się bezkarnym i frywolnym w stosunku do kobiet, jest tajemnicza instalacja mająca wieńczyć jego życie. Podobno w mediolańskiej willi lidera Ludu Wolności powstaje mauzoleum, w którym zostaną złożone jego zwłoki. Budowlę widział jeden dziennikarz, lecz - przypadkowo czy nie - wkrótce po tym zmarł. Przed śmiercią wyjawił ponoć, że w okazałym grobowcu przygotowano też mogiły dla stronników premiera - neofaszysty Gianfranco Finiego i nacjonalisty Umberto Bossiego.

Veronica Lario, nagłaśniając w mediach okoliczności swojego planowanego rozwodu, nazwała męża imperatorem, dając między wierszami do zrozumienia, że jego władza i metody wykraczają poza te przyjęte w demokracji. A mimo to w kraju doświadczonym w końcu autorytarnymi rządami Benito Mussoliniego Silvio Berlusconi jest chyba najpopularniejszym od końca wojny politykiem. "On jest postrzegany jak książę. W tym systemie władca to państwo. Włosi są ślepi na ewentualne nadużycia, bo nie widzą różnicy między instytucją premiera a samym Silvio, jego interesami i wykorzystywaniem stanowiska. Jego fenomen polega na tym, że skutecznie przedstawia się jako lekarstwo na każdy problem. Było trzęsienie ziemi? Spokojnie. Jest Silvio, on to załatwi! Kryzys? OK. Przecież mamy Berlusconiego" - stwierdza Amadori.

"Wykształciuchy" mają dość boskiego Silvio

Oburzona jest jedynie włoska lewica i środowiska akademickie - jakby powiedział Silvio, "włoskie wykształciuchy". "Ten człowiek kompromituje nas poza granicami. Robi karierę na najgorszych instynktach. Wydobywa z Włochów to, co w nich najgorsze. Przyzwyczaja ludzi do mitu redukującego kobiety do roli lalek. Przecież to wąziutkie pole, jakie im zostawia w polityce, te trzeciorzędne z jego punktu widzenia sprawy są tym bardziej upokarzające. Jakaż jest w tym wielka ironia, że bezmyślna Carafagna zajmuje się równym statusem kobiet i mężczyzn, udowadniając jednocześnie swoją niekompetencją i nadrabianiem uśmiechem, że miejsce kobiet jest z dala od poważnych spraw, a przede wszystkim polityki. To takie niesprawiedliwe" - utyskuje w rozmowie z nami Maura DeBernart, socjolog z Instytutu Roberta Ruffilego w Forli.

Rozwód z szanowaną przez Włochów Veronicą Lario może być dla premiera testem popularności. - Okazało się, że nie jest tak idealnym katolikiem, za jakiego chciał uchodzić. W tym tygodniu upomniał go już za to watykański dziennik "Avvenire" - mówi nam Elisabetta Gualmini, politolog z uniwersytetu w Bolonii. Czy Włosi to kupią? Zasadniczo wierni są dewizie, że katolikom trzeba odpuszczać ich grzechy. "W czwartek wywiadu udzielił osobisty spowiednik Berlusconiego. Nie zdobył się na ani jedno gorzkie słowo pod adresem premiera. Co więcej, rozpływał się w zachwycie nad nim, widział w nim niemalże Chrystusa kroczącego po wodzie" - mówi nam John Harper, specjalista od włoskiej polityki z bolońskiej filii Uniwersytetu Johna Hopkinsa. Gualmini uważa nawet, że przez przekorę Włochów skandal rozwodowy może szefowi rządu nawet przysporzyć popularności. Seria publicznych potyczek z Lario sprawi, że Berlusconiego będzie jeszcze więcej w mediach, a widzowie z pasją obejrzą kolejne odcinki tej telenoweli z wyższych sfer. "Włosi takie rzeczy lubią. Jest VIP, są także miłość, próżność, złość i zdrada. Jak dotąd, chociaż minęło niewiele czasu, problem rozwodu nie wpłynął na słupki poparcia dla premiera" - komentuje Gawroński.