"Z jasną twarzą wyglądam po prostu ładniej" - mówi mieszkająca w Seulu Estera Choi, która regularnie stosuje japoński "whitening cream" na noc. Nie kupuje kosmetyków wyprodukowanych na Zachodzie, bo uważa, że azjatyckie są lepsze dla jej żółtej skóry. Ta poważna tłumaczka z tytułem doktora polonistyki chętnie chodziłaby na specjalne zabiegi rozjaśniające do salonu kosmetycznego, ale po prostu nie ma na to czasu. Jest niezwykle zajętą osobą: prowadzi zajęcia na uniwersytecie, pisze referaty i przekłada z polskiego na koreański kolejne powieści i tomy wierszy. Ale przeciętna młoda Koreanka zawsze znajdzie czas na wybielanie twarzy. Zwłaszcza że pielęgnowanie urody to jedno z jej najważniejszych zajęć, o czym przypominają jej codziennie reklamy w prasie i telewizji. Reklamy, w których występują oczywiście aktorki i modelki o porcelanowym kolorze skóry.

Reklama

Koreanka ma więc w swojej łazience całą baterię kosmetyków, dzięki którym ma nadzieję osiągnąć wymarzony efekt bladości. Dzień zaczyna od przetarcia twarzy tonikiem rozjaśniającym skórę, potem nakłada krem z tej samej serii, a na to wszystko aplikuje podkład w jak najjaśniejszym odcieniu i jeszcze grubo posypuje się niemal białym pudrem. Zdarza się, że trochę przesadzi i wtedy jej buzia przybiera trupioblady kolor, o wiele jaśniejszy niż u słynnych aktorek z Hollywoodu, które są jej niedościgłym wzorem. Koreańska panna zawsze nosi w torebce parasolkę i gdy tylko musi wyjść z klimatyzowanego budynku na ulicę, rozkłada ją i zręcznie nią manewruje tak, by nie padł na nią ani jeden promień słońca. Nie wstydzi się swego dziwacznego zachowania, bo tak robią wszystkie kobiety w Azji. A jeśli przypadkiem zapomni parasolki, wówczas kupuje gazetę i starannie osłania się nią przed słońcem. Wieczorem kobieta starannie zmywa makijaż i wykonuje piling specjalnym białym proszkiem, który - jak obiecuje producent - niezwykle skutecznie złuszcza naskórek i pozostawia skórę świetliście jasną. Toaletę kończy wtarciem w twarz serum intensywnie wybielającego, a raz na tydzień aplikuje sobie specjalną maseczkę.

Ale Koreanka nie jest tu jakimś szczególnym wyjątkiem: jak wynika z sondażu przeprowadzonego w 2004 r. przez firmę marketingową Synovate, kremy wybielające stosuje aż 40 proc. kobiet w Hongkongu, Malezji i na Filipinach. "Wybielaniu skóry szczególnie chętnie poddają się kobiety, bo ich wartość w znacznie większym stopniu niż mężczyzn jest oceniana na podstawie wyglądu. Biała skóra to symbol Zachodu, cywilizacji, ale też intelektu i większej atrakcyjności fizycznej" - tłumaczy prof. Evelyn Nakano Glenn, specjalistka ds. genderowych na prestiżowym uniwersytecie w kalifornijskim Berkeley.

Bardzo szybko dostrzegli to producenci kosmetyków, którzy na azjatycki rynek produkują specjalne linie kosmetyków wybielających. W sklepach kosmetycznych w Seulu, Tokio, Pekinie czy Bangkoku są zawsze specjalnie wydzielone działy, w których sprzedawane są setki produktów z serii "whitening": toniki, pilingi, kremy i esencje. W Azji są wszystkie największe firmy: Avon, L’Oreal, Lancome, Yves Saint-Laurent, Clinique, Elizabeth Arden, Estee Lauder, Revlon oraz Procter & Gamble. Co roku zarabiają tam ok. 18 mld dol.



Grecki nos i pełne piersi

Ale nasza przeciętna i typowa Koreanka nie poprzestaje na kremach: aby choć odrobinę zbliżyć się do europejskiego ideału urody, jest skłonna poddać się licznym operacjom plastycznym. Najpopularniejsze jest zszywanie górnej powieki. "To absolutny standard, robi to niemal każda kobieta. Chodzi o to, że azjatyckie powieki są zupełnie gładkie, podczas gdy u ludzi Zachodu jest na nich niewielka fałdka. My uważamy, że to po prostu ładniej wygląda" - tłumaczy południowokreański historyk Kim Yeong-deog. Jego żona zrobiła sobie taki zabieg już kilkanaście lat temu, jeszcze przed ślubem.

Reklama

Dr Kim opowiada, że na wielką skalę operacjom poddają się jego studentki. "Po wakacjach mam problemy z rozpoznawaniem ich twarzy. Mocno się zastanawiam, czy znam tę osobę, czy nie. Bo nos z małego, azjatyckiego nagle stał się zupełnie grecki, a i oczy jakieś większe" - śmieje się.

On sam uważa, że w jego ojczyźnie, ale także w większości krajów regionu, panuje obsesja poprawiania urody. Rzeczywiście, już kilka lat temu szacowano, że operacji plastycznej poddał się aż co dziesiąty mieszkaniec Korei Południowej. Pacjenci najczęściej proszą o większe oczy, dłuższe nosy i pełniejsze piersi, czyli cechy nietypowe dla ich własnej żółtej rasy. I - jak mówi dr Kim - nikt się już tego nie wstydzi. Podczas gdy jeszcze kilkanaście lat temu zabieg był starannie ukrywaną tajemnicą, teraz wszyscy, nawet gwiazdy telewizyjne, otwarcie się do niego przyznają. - Nawet w ogłoszeniach o pracy niemal zawsze jest zastrzeżenie, że poszukiwany jest kandydat atrakcyjny. Dlatego w czasie, gdy trwają rekrutacje do firm, gabinety chirurgii plastycznej przeżywają prawdziwe oblężenie - mówi Kim Yeong-deog.

Potęga reklamy

Prawdziwym eldorado dla producentów wybielających kosmetyków stały się jednak w ostatnich latach Indie. Wprawdzie w tym kraju zawsze stosowano tradycyjne, znane od wieków metody rozjaśniania skóry, ale teraz oblężenie przeżywają również sklepy z zachodnimi produktami. "Odniesiesz sukces w życiu, jeśli twoja skóra będzie miała bielszy odcień bieli" - przekonywał słynny indyjski gwiazdor filmowy Shah Rukh Khan w reklamie kremu wybielającego Fair & Handsome firmy Unilever. Ze spotu wynika, że ciemnoskóry i nieśmiały chłopak już po kilku tygodniach stosowania tego specyfiku będzie się cieszyć większym powodzeniem u kobiet niż sam superprzystojny Khan, bożyszcze milionów kobiet na całym świecie.

Równie pomysłowa była reklama bliźniaczego kremu Fair & Lovely przeznaczonego dla kobiet. Stary ojciec ślicznej ciemnoskórej dziewczyny bardzo się martwi, że córka nie znajdzie sobie pracy. I rzeczywiście, gdy idzie na rozmowę kwalifikacyjną do agencji reklamowej, słyszy, że tam trzeba wyglądać pięknie. Ratunkiem okazuje się cudowny krem, który zmienia dziewczynę w bladolicą piękność. Natychmiast dostaje pracę jako stewardesa, a przystojni europejscy pasażerowie na jej widok otwierają szeroko oczy z podziwu. Ta reklama po protestach indyjskich środowisk kobiecych została szybko zdjęta, ale nie zmieniło to faktu, że firma Unilever co roku zarabia w Indiach jedynie na kosmetykach wybielających grubo ponad 140 mln dol.

"Chęć upodobnienia się do białego człowieka nie jest w Indiach niczym nowym. To spadek po czasach kolonialnych, gdy ustanowiono kanon rasowy, w którym biała skóra oznaczała wyższy status w hierarchii społecznej. A im bliżej ideału urody białego człowieka, tym wyższa kasta" - tłumaczy antropolog kulturowy prof. Wojciech Burszta z warszawskiej SWPS. Pewnie właśnie dlatego starsi Hindusi, gdy widzą nowo narodzone dziecko, najpierw sprawdzają, jakiej jest ono płci, a zaraz potem dokładnie oceniają kolor jego ciała i głośno go komentują.

O swoją cerę bardzo dba mieszkająca na eleganckich przedmieściach New Delhi Jyoti Mehta. Na co dzień ta 40-letnia kobieta stosuje kosmetyki rozjaśniające, a co najmniej raz na dwa tygodnie idzie do pobliskiego salonu kosmetycznego na tradycyjny zabieg wybielania twarzy. Kosmetyczka wyjmuje wtedy cieniutką jedwabną nitkę i przeciąga nią po skórze, poczynając od szyi w kierunku czoła. Robi ro bardzo starannie, milimetr po milimetrze, stopniowo ścierając zewnętrzne warstwy skóry. Rezultat jest zadziwiający: skóra staje się jaśniejsza o jakieś trzy tony.

Jyoti jest szczęśliwa, bo mąż nigdy nie skąpi jej pieniędzy na pielęgnację urody. "Żona nie wyobraża sobie, że mogłaby pójść między ludzi z ciemną skórą. Ja doskonale to rozumiem, bo tak robiła moja matka i babka. My, Hindusi, od czasów kolonialnych mamy kompleks jasnej skóry. Tak jak u was synonimem bogactwa i pozycji jest opalenizna, tak w Indiach o zamożności i przynależności do lepszej warstwy świadczy jasna cera" - tłumaczy Rakesh Mehta.



Blady jest inteligentniejszy

Eksperci alarmują jednak, że dbałość o cerę powoli przeradza się w Indiach w obsesję. Do gabinetów dermatologicznych przychodzą bowiem coraz częściej dzieci, czasem nawet kilkuletnie. "Ich rodzice chcą, by rozjaśnić im skórę tak, by na szkolnej fotografii nie odcinały się od innych uczniów" - opowiadała niedawno w wywiadzie prasowym była królowa piękności Sorisha Naidoo. Dlaczego? "Bo w niektórych środowiskach w naszym kraju nadal panuje przekonanie, że nie ma specjalnego znaczenia, jak jesteś inteligentny i utalentowany. O wiele ważniejsze jest, abyś miał jasną twarz" - mówi.

Podobnego zdania jest internautka o pseudonimie Priyanka, która aktywnie udziela się na indyjskim lifestylowym portalu Sukhdukh.com. "Nie macie pojęcia, przez co przechodzą ludzie o ciemnej skórze. W kulturze Azji są oni wyśmiewani, a na małżonka zawsze szuka się kogoś o jasnej karnacji" - napisała. Rzeczywiście, wystarczy przejrzeć ogłoszenia matrymonialne w którejkolwiek z indyjskich gazet, by dowiedzieć się, że większość kandydatów ma jasną karnację i poszukuje dokładnie takiego samego partnera.

Cel: jak najjaśniejszy odcień skóry

Internet to zresztą miejsce, w którym najwyraźniej widać, jak ważny jest to temat. Niemal na każdym azjatyckim portalu społecznościowym działają fora, na których dyskutują ludzie zainteresowani wybieleniem się i ci, którzy już to zrobili. "Ostatnio wypróbowałam nowy krem i jestem nim zachwycona. Po dwóch tygodniach moja skóra jest o trzy tony jaśniejsza i promienieje. Dokładnie tak jak u celebrytów, jestem taka szczęśliwa" - napisała na indyjskim portalu Indiaparenting.com internautka Mary. Natychmiast posypały się pytania o cenę cudownego kosmetyku i o to, czy efekty stosowania utrzymują się na stałe. Mary nie znała odpowiedzi, ale zapowiedziała, że zamierza stosować krem "do czasu, aż osiągnie swój cel: jak najjaśniejszą karnację".

Na innym indyjskim portalu Sukhdukh.com toczy się z kolei ożywiona dyskusja na temat domowych metod wybielania. A są ich - jak się okazuje - dziesiątki. "Weź dwie łyżki mleka, dodaj kilka kropli cytryny i wetrzyj tę miksturę w twarz" - radzi dev_singh internautce o nicku Shweta. Inny sugeruje z kolei stosowanie kurkumy ze startym drzewem sandałowym, co ma nadać skórze niezwykły blask. Padają kolejne propozycje: gliceryna, zmielone migdały i woda różana. Z chóru wyłamuje się jedynie musiclover, który przyznaje wprawdzie, że jasna skóra wygląda atrakcyjnie, ale nie oznacza to przecież, że ta o ciemniejszym odcieniu jest zła. "Znam piękne kobiety o błyszczącej ciemnej karnacji" - przekonuje. Dyskusję podsumowuje internauta ssjoshi: "Nie ma się czego wstydzić, nie każdy człowiek na świecie ma jasną skórę. Powinniśmy szanować siebie samych takimi, jakimi stworzył nas Bóg". Ssjoshi najwyraźniej jednak sam nie bardzo wierzy w to, co mówi, bo już w następnym zdaniu podaje kilka niezawodnych sposobów na wybielanie.

Rozjaśnianiem skóry interesują się coraz młodsi ludzie. Na filipińskim portalu dla nastolatek Candymag.com aż rosi się od porad, jak zrobić to skutecznie i bezpiecznie. I nikt nawet nie ukrywa, że większość z nich została przygotowana przez samych producentów kosmetyków.



Kara za próżność?

Czasem jednak ta przemożna chęć rozjaśnienia karnacji zostaje srogo ukarana. Cierpią niestety głównie ci, którzy nie mogą sobie pozwolić na kosztowne kuracje za setki dolarów, więc kupują nielegalne produkty. Problem w tym, że wiele z nich zawiera toksyczne chemikalia, które potrafią doszczętnie zniszczyć skórę. To właśnie przytrafiło się kilka lat temu Panyi Boonchun z Tajlandii. Ta młoda kobieta oszpeciła się, stosując krem za 1 dol., który - jak zapewniała reklama - miał przemienić ją w piękność o jasnej skórze rodem z kolorowych magazynów. Po dwóch miesiącach stosowania, twarz i szyja Panyi zaczęły się jednak mienić kolorami jasnego różu i głębokiego brązu, a skóra pokryła się ranami i swędzącymi liszajami. Lekarze przepisali jej wprawdzie jakieś mazidła, ale ostrzegają, że zmiany mogą być nieodwołalne. "Już nigdy nie spojrzę w lustro" - skarżyła się dziewczyna w wywiadzie dla dziennika "New York Times". Straciła pracę w barze, w którym śpiewała wieczorami, bo właściciel uznał, że mogłaby odstraszyć klientów.

Ale czemu Panya Boonchun w ogóle sięgnęła po kosmetyk? Bo - jak tłumaczy dr Nithiwadi Phuchareuyot, który prowadzi w Bangkoku klinikę dermatologii estetycznej - każda Tajka uważa, że jeśli będzie miała jasną skórę, zdobędzie pieniądze i odpowiedniego mężczyznę. - Gwiazdy filmowe są białe, a każdy przecież chce być supergwiazdą - tłumaczy. Jego zdaniem w Tajlandii ciemna skóra to stygmat, która ma nawet swoje odbicie w języku. Potoczne przekleństwo "tua dam" czyli czarne ciało, jest stosowane wtedy, gdy przeklinający chce poniżyć przedstawiciela niższej klasy.

Biała Afryka?

Ale - choć mało kto o tym wie - wybielają się także Afrykanki. "Miałam jasną skórę, ale na skutek stresu, a przede wszystkim ostrego słońca, stałam się niemal czarna. Nikt mi nie chce wierzyć, gdy mówię, że kiedyś wyglądałam inaczej" - napisała na jednym z forów internetowych Nigeryjka o pseudonimie Longoria. Gdy poprosiła o radę, jak rozjaśnić skórę, inni internauci wręcz zasypali ją sugestiami, jakie środki powinna stosować. Z chóru doradców wyłamał się jedynie internauta Wesleyana, który najpierw ostro skrytykował temat dyskusji, a potem poprosił jej uczestników, by przenieśli swoją "brudną rozmowę o wybielaniu" w jakieś inne miejsce. "Na Boga, nie róbcie naszemu krajowi tak fatalnej opinii. Nie zachowujecie się jak jakiś chory Wacko Jacko" - napisał gniewnie, mając oczywiście na myśli zmarłego niedawno Michaela Jacksona, który z biegiem lat rzeczywiście stawał się coraz bielszy.

Na dodatek w Afryce rozjaśnianie skóry to duży problem zdrowotny. - Większości ludzi nie stać na drogie kosmetyki wykorzystujące naturalne i niepowodujące skutków ubocznych produkty, więc nagminnie korzystają ze środków szkodliwych, które mogą powodować choroby skórne, a nawet nowotwór. Afrykanki często korzystają też z mydeł zawierających rtęć, które produkowane są w Europie jako środek silnie antybakteryjny, a w Afryce używane są do wybielania skóry - tłumaczy prof. Evelyn Nakano Glenn.

Malangu Ntambwe z National School of Public Health w południowoafrykańskim Limpopo uważa, że coraz powszechniejsze w Afryce wybielanie skóry to smutna spuścizna kolonializmu, gdy Afrykanie o jaśniejszej skórze byli przez ludzi białych traktowani nieco lepiej niż całkiem czarni. "Dzisiaj z kolei z badań wynika, że czarnoskórzy mężczyźni wolą na partnerki kobiety o jaśniejszej karnacji" - napisał w 2004 r. w dużym raporcie na ten temat.

Również inni badacze twierdzą, że kobiety o jasnych twarzach są postrzegane jako bardziej atrakcyjne, inteligentne, a nawet moralne. Te ciemniejsze z kolei to istoty z gruntu złe, złośliwe, głupie, a nawet niegodne zaufania. Winą za to obarczają media, które promują "białość" i "jasność" jako coś pożądanego, czystego i godnego miłości.