Wczesnym rankiem z Gdyni i Gdańska wyruszyło w sumie pięć autokarów. W Warszawie związkowcy chcą bronić miejsc pracy w gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej. Pracę ma tam stracić około 300 osób z liczącej tysiąc pracowników załogi. Dla związkowców to praktyczna likwidacja zakładu.

Reklama

Pierwszy autokar pod Ministerstwem Obrony Narodowej pojawił się po godz. 11. To tam najpierw skoncentrował się protest. Od razu odezwały się trąbki i syreny. Wznoszono hasła: "Nie chcemy zasilać rzeszy bezrobotnych", "Żądamy dialogu o przyszłość stoczni". Spod MON-u związkowcy przeszli pod Ministerstwo Skarbu Państwa, gdzie mieści się też Agencja Rozwoju Przemysłu.

Te jednak są minimalne. Fatalna sytuacja zakładów to wynik cięć rządowych spowodowanych kryzysem. Państwo przestało zamawiać nowy sprzęt wojskowy, a to jedyne źródło dochodów stoczni. Rozżalenie stoczniowców pogłębia fakt, że zwolnienia nie są z nimi konsultowane, a odchodzący z pracy nie dostają odpraw, takich jak stoczniowcy ze Szczecina i Gdańska.

W obronę zakładów obiecał zaangażować się Aleksander Szczygło, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Ma rozmawiać o przyszłości zakładów.z ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem.

Sam zakład też próbuje sobie poradzić w nowej sytuacji. Czeka na postępowanie układowe z wierzycielami i przygotowuje restrukturyzację.