Uczestnicy przejdą spod Sejmu do siedziby TVP / dziennik.pl

W drodze na marsz jest dziennikarka portalu Dziennik.pl, Sylwia Bagińska. Rozmawiała z uczestnikami protestu.

Wypowiedzi udzielił jej między innymi ojciec z córką. Oboje chcą pokazać swój protest wobec tego, co się aktualnie dzieje.

Reklama
Reklama

Twierdzą, "że przykrywana jest sytuacja w Europie, między innymi imigranci, nie podoba im się sytuacja w obecnych mediach, że jest jeden przekaz, podobny do tego, który jest w TVN". Młoda kobieta deklaruje, że teraz toczą się losy jej przyszłości, dlatego dla niej jest ważne, żeby tu być.

"Bycie na marszu to obowiązek"

Z kolei panowie, którzy przyjechali z Łodzi zapytani, dlaczego przyjechali na marsz stwierdzili, że "obowiązkiem każdego jest dziś być w Warszawie, na marszu. - Tu jest Polska. Przede wszystkim zamach na media, chcą nam wprowadzić tutaj obcokrajowców, uchodźców. Trzeba tego pilnować - zaznaczył jeden z mężczyzn.

Drugi podkreślił, że nie ma nic przeciwko migrantom, jednak ważne jest to, by Ci trafiali do Polski w sposób legalny. - To, że ludzie chcą pracować za granicą, w Polsce, jak najbardziej. Ale oni muszą pracować legalnie, płacić podatki. Jak ja wyjeżdżam do Austrii, płacę legalnie - zaznaczył.

Reklama

Zmiany w polskich mediach publicznych? "Dyktatura"

Obaj panowie są przeciwko zmianom w mediach publicznych. - To nie są zmiany, to jest teraz dyktatura - podkreślił jeden z nich. Zapytani, czy w Polsce wolne media odpowiedzieli, że "w Polsce wolna została jeszcze Republika, ale za nią też się wezmą".

- Przyszliśmy tu demonstrować ze względu na to, że odbierana jest wolność Polakom, pojawia się dyktatura - powiedział uczestnik zgromadzenia, który przyjechał na protest z Kołobrzegu. Dodał, że normalne, iż ważne stanowiska w kraju, takie jak między innymi związane z oświatą czy spółkami Skarbu Państwa przejmują osoby partyjne, jednakże to co się teraz dzieje jest nieludzkie.

Uczestnicy marszu mogą zaopatrzyć się w akcesoria / dziennik.pl

- Jesteśmy Polakami, chcemy bronić polskości. Nie chcemy, żeby rządy łamały prawo, konstytucję. Chcemy takiego prawa, które byłoby prawem dla ludzi, nie dla wybranych - powiedzieli protestujący mieszkańcy Warszawy. - To nie może być prawo rozumiane przez różnych ludzi różnie. Konstytucja jest konstytucją, kodeksy są kodeksami. Tego nie można przystosowywać w zależności od ekipy rządzącej i od osób, które podlegają osądom - dodali nasi rozmówcy.

W tle słychać okrzyki "zwyciężymy" / dziennik.pl

- Najbardziej bulwersuje nas nielegalne przejęcie mediów. Zostaliśmy pozbawieni w jednym momencie wiadomości - powiedzieli.

"Dla pokoleń walczących o Polskę - ale nie taką"

Z kolei dwie panie z Warszawy w rozmowie z naszą dziennikarką wskazały, że na marsz przyszły dla przyszłych pokoleń. - Nie zgadzamy się na obecną sytuację w naszym kraju, na łamanie praw, nie takiej Polski chcemy dla nas, dla naszych dzieci. Jesteśmy to winni pokoleniom, które walczyły o Polskę, ale nie taką. Chcemy dawać przykład dzieciom, żeby wiedziały, jak należy walczyć, co należy robić - wskazały rozmówczynie Sylwii Bagińskiej.

Widać hasła wspierające polityków. Jak po rozmowach z uczestnikami marszu wskazała dziennikarka naszego portalu, Sylwia Bagińska, tabliczki miał rozdawać Błażej Poboży z PiS / dziennik.pl

Wypowiedział się dla nas także uczestnik marszu, który przyjechał spod granicy z Białorusią. - Nie zgadzam się z tym, co nowy rząd wprowadza. Nie zgadzam się z łamaniem konstytucji, zamykaniem wolnych osób - mówił nasz rozmówca w kontekście ostatniej sytuacji związanej z Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem. - Bulwersują mnie interesy, które wprowadza w życie pan Donald Tusk, to nie są polskie interesy, tylko niemieckie - podkreślił.

Włożyli biało-czerwone płaszcze przeciwdeszczowe / dziennik.pl

Kolejni napotkani przez naszą dziennikarkę uczestnicy protestu pochodzą z Węgrowa.
- Wyjazd został zorganizowany i opłacony przez parlamentarzystów z naszego regionu - mówili rozmówcy Dziennik.pl.

Na pytanie o baner z napisem: "TVN: całe kłamstwo, całą dobę" odpowiedzieli, że telewizja ta reprezentuje to, co w polskim narodzie najgorsze. - Poprzednia TVP była niepodległościowa i Polska. Rząd musiał się bronić i jedynym forum obrony była właśnie ta stacja. Onegdaj książę Adam Jerzy Czartoryski powiedział, że nie każdy kto mówi językiem polskim jest Polakiem. I to jest fundamentalne. Bierut też mówił po polsku biegle. Ludzie z PO, TVN-u, Gazety Wyborczej może i posługują się językiem polskim, ale służą sowietom. To są pogrobowcy Lenina, Dzierżyńskiego, Jaruzelskiego - stwierdzono.

Trwa ładowanie wpisu

- Przyjechałem z Torunia w związku z demontażem państwa - mówił inny młody mężczyzna, z którym rozmawiała Sylwia Bagińska. - Strona, która mówiła, że jest konstytucyjna zaczęła od demontażu podstawowych praw demokratycznych, jak na przykład pluralizmu w mediach, czy wolnego sądownictwa. Można powiedzieć, że obecnie mamy do czynienia z ruchami rozbierania bardzo podstawowych praw obywatelskich. Trzeba wyrazić sprzeciw - zaznaczył i dodał, że uczestniczył już w podobnym proteście, wspominając o manifestacjach w obronie TVP.

Z kolei jak w rozmowie z naszą dziennikarką zaznaczyła uczestniczka marszu, która przyjechała z okolic granicy województw mazowieckiego i świętokrzyskiego, wrażenie na niej zrobiła frekwencja. - Dobra organizacja, super, że jest tyle ludzi. Protestuję przeciwko obecnemu rządowi. Najbardziej bulwersują mnie media, przejęcie TVP i niezgodność z obietnicami wyborczymi. Głosowałam na PiS - podkreśliła.

Uczestnicy przynieśli ze sobą biało-czerwone flagi / dziennik.pl

Burzliwa dyskusja z miłym finałem. Panowie podali sobie ręce

Nasza dziennikarka była także świadkinią rozmowy przypadkowego przechodnia marszu, który wpadł w dyskusję ze zwolennikami PiS-u. Dyskusja była burzliwa, w pewnym momencie go otoczono. Na koniec sobie podali ręce. W rozmowie jeden zadeklarował jest za PiS, a drugi jest przeciwko. - Nie tyle była burzliwa, co zostaliśmy otoczeni i nagle był wielogłos. Wrzucali mi coś, potem odchodzili i tak kolejne osoby. Trudno to nazwać rozmowę, bo w niej staramy się słuchać i odpowiadać - mówi Sylwii Bagińskiej uczestnik wspomnianej rozmowy.

Manifestujący mają ze sobą hasła solidarnościowe / dziennik.pl

- Ja nie uczestniczę w strajku, po prostu przejeżdżałem. Słyszałem, że osoby są oburzone, że ktoś wszedł do pałacu prezydenckiego. Ja tylko zwróciłem uwagę, że w mojej opinii to miejsce jest po prostu urzędem państwowym, do którego inni urzędnicy lub funkcjonariusze mają prawo wejść zgodnie z prawem. I, z tego co wiem, w porozumieniu z SOP i w sposób zgodny z procedurami wykonali orzeczenie sądu – dodał.

Wyjaśnił, że od tego zaczęła się wspomniana dyskusja. - Czasami musimy powiedzieć co myślimy, ale w sposób kulturalny i nie poddawać się tej gorącej demagogii - stwierdził.

Protest zmierza pod Kancelarię Premiera / dziennik.pl

- Ja tego pana zaprosiłem żebyśmy podali sobie ręce. Mam takie przekonanie, że gdyby on tu nie został wyprowadzony przez swoją partię i ja w jakiś sposób nie byłbym podgrzewany przez drugą stronę polaryzacji: nie rozmawialibyśmy wodzowsko, tylko jako dwójka ludzi to znaleźlibyśmy wiele obszarów wspólnych, jako ludzie. Chcemy być bezpieczni, uśmiechnięci, zjeść obiad razem z rodziną lub przyjaciółmi, mieć jakieś podstawowy dobrostan. Ale żyjemy jakimiś bardzo potężnymi narracjami. Podczas rozmowy usłyszałem, że jestem komunistą- wskazał.

Nie obyło się bez symboli religijnych / dziennik.pl

Problemy z organizacją, trzykrotnie wzywana pomoc. "Potrzebne pogotowie"

Jak zaznaczyła nasza wysłanniczka, sieć w okolicy jest przeciążona, internet działa wolno. - Jest bardzo dużo policji, funkcjonariusze mówią nam, że na razie jest spokojnie - dodała.

Uczestnicy marszu mają ze sobą hasła solidarnościowe / dziennik.pl

Zgodnie z jej relacją, w pewnym momencie potrzebna była pomoc ratowników medycznych. - Ze sceny krzyczą: "gdzie jest pogotowie?"- mówiła Sylwia Bagińska. Wskazała, że pojawiła się karetka na sygnale. - Wjechała w tłum, prawie pod sam Sejm - dodała. - Potrzebna kolejna, pilna pomoc medyczna. Trzy, cztery razy została wzywana pomoc - podkreśliła.

Potrzebna była pomoc medyczna / dziennik.pl

Bochenek: Jest 200 tysięcy osób

Wskazała również, że Rafał Bochenek, polityk z ramienia Prawa i Sprawiedliwości ze sceny poinformował uczestników marszu, że frekwencja sięga 200 tysięcy osób. Nie ma jednak jeszcze oficjalnych danych mówiących o tym, ile osób bierze udział w proteście.

Policja w rozmowie z naszą dziennikarką podkreśliła, że protest przebiega w spokojnej atmosferze. - Nie ma żadnych prowokacji, gwałtownych wydarzeń - relacjonowała.

Na trasie marszu pojawiła się też zagraniczna prasa. - Rozmawiałam z dziennikarzem z węgierskich mediów - podkreśliła nasza reporterka.

"Protest Wolnych Polaków" zmierza pod Kancelarię Premiera / dziennik.pl

Czarnek do Hołowni: Dlaczego się pan boi?

W pewnym momencie na scenę wszedł poseł PiS, Przemysław Czarnek. Zwrócił się do marszałka Sejmu, Szymona Hołowni. - Uciekł pan z posiedzeniem Sejmu, przywrócił pan znowu płotki. Dlaczego pan się boi panie Szymonie Hołownia, marszałku rotacyjny? Dlatego, bo nie zna pan konstytucji. Potrafi pan tylko nad nią płakać - stwierdził Czarnek.

Pod Sejmem zebrał się tłum / dziennik.pl

Z Sejmu mieli przejść pod TVP. Zmienili plany

Uczestnicy protestu mieli udać się na Plac Powstańców przed siedzibę TVP, jednak trasę w trakcie marszu zmieniono. Manifestanci idą w stronę Kancelarii Premiera.

Więcej o tej części marszu przeczytasz tutaj.

W tłumie widać wózki / dziennik.pl

"Wzywamy wszystkich Polaków, którym bliskie są ideały wolności, by wzięli udział w proteście; 11 stycznia wolni Polacy zaprotestują przed Sejmem przeciwko dyktatowi siły i łamaniu prawa przez rząd Donalda Tuska i sejmową koalicję" - zachęcał wcześniej rzecznik PiS Rafał Bochenek.

Trwa ładowanie wpisu