W komunikacie "GW" czytamy, że o zakończeniu współpracy z Marcinem Kąckim zdecydowały wyłącznie kwestie redakcyjne. Przypomnijmy, że komisja powołana w styczniu przez Agorę zajęła się oskarżeniem Marcina Kąckiego przez Karolinę Rogaską o nadużycie seksualne. "Ustalenia zawarte w raporcie z prac tej komisji, jak i jej rekomendacje, zgodnie z zasadami obowiązującymi w Grupie Kapitałowej Agora, pozostaną poufne, ale nie wpłynęły na nasze decyzje kadrowe"- czytamy w komunikacie.

Reklama

Zespół "GW" przeprowadził, na wniosek Marcina Kąckiego, własne działania sprawdzające wewnątrz redakcji okoliczności powstania tekstu Kąckiego, po którym Rogaską zarzuciła mu nadużycia. "Wyniki prac komisji redakcyjnej zostały przedstawione Marcinowi. Ponieważ w ich przypadku istotnie różnimy się w ich ocenie, uznaliśmy wspólnie, że nasza dalsza współpraca nie jest możliwa. Powodem zakończenia współpracy są wyłącznie kwestie redakcyjne - informuje "GW".

Marcin Kącki odpowiada

Macin Kącki odpowiedział w mediach społecznościowych. Napisał, że ponad 20 lat pracy w "Gazecie Wyborczej" było dla niego "najlepszą przygodą życia". "Nie pamiętam pierwszego tekstu, ale na pewno nie zapomnę ostatniego, 'Mojego dziennikarstwa…', który był hołdem dla przyjaciółki Ewy Wanat, i literackim ostrzeżeniem przed skrajnościami wojen kulturowych. Wielu zobaczyło w nim drugie dno, nieumiejętność mówienia przepraszam, narcyzm - rozumiem, rewolucje kulturowe potrzebują obrony swoich dogmatów, ale pozostanę przy swoim, na zawsze" - napisał.

"Jestem też pewien, że 'Wyborcza' będzie beze mnie jeszcze bardziej empatyczna, wrażliwsza na te wojny i społeczne rewolucje, ostrożniejsza w formułowaniu literackich fraz, czego już się raczej nie nauczę, stąd również nasza decyzja o rozstaniu" - dodał.

Reklama

Zapowiada pozew

Dziennikarz odniósł się również do zarzutów o niewłaściwych zachowaniach wobec kobiet. "Nie da się też, po takim zamieszaniu, zmazać niepotrzebnie wypowiedzianych słów i nerwowych reakcji. Zbyt wielu ludzi manipulowało przy zaworach z szambem i rozlało je między mną, a moją gazetą, by można przejść tę fosę"- napisał. Dodał, że w decyzji o rozstaniu "nie było powodów, o których mogliście czytać w kłamstwach i fantazjach na socjal mediach - molestowanie koleżanek z redakcji, mobbingu, przemocowych zachowaniach, wykorzystywania relacji przełożonego, bo takich zachowań z mojej strony nie było - zaznaczył.

Zapowiedział, że idzie "na sądową batalię z ludźmi, którzy chcieli zaistnieć manipulując przy tych zaworach z szambem i jedna rzecz mnie cieszy - do sądu idzie się z faktami i dowodami, nie z insynuacjami i lajkami, co dla wielu będzie co najmniej zaskakujące, jeśli nie bardzo przykre". Szczegóły mają się potem pojawić na jego profilu.