Uzasadnienie decyzji sądu było tajne ze względu na tajemnicę państwową. Poznaliśmy tylko wyrok.

43-letniego dziś Siergieja M. zatrzymały na Litwie w listopadzie 2006 r. tamtejsze służby, na wniosek Polski, która potem zażądała jego ekstradycji. W 2007 r. zgodził się na to litewski sąd.

Reklama

M. został oskarżony o "udział w wywiadzie Białorusi i działanie na szkodę Polski". Według prokuratury w Sopocie, mężczyzna "w latach 2005-2006 na terenie obcych państw nakłaniał obywatela Polski do działań na rzecz białoruskiego wywiadu przeciwko Polsce".

Podczas ogłaszania wyroku sędzia ujawnił dokładne zarzuty aktu oskarżenia. I tak w 2005 r. w Mińsku M. zaproponował obywatelowi Polski Krzysztofowi G., ówczesnemu konsulowi RP na Białorusi, płatne udzielanie informacji wywiadowi białoruskiemu. Siergiej M. chciał uzyskać od G. listę pracowników polskiego MSZ z numerami ich telefonów służbowych, spis osób mających wyjechać na placówki dyplomatyczne, szczegółowe informacje o kancelarii tajnej MSZ wraz z nazwiskami jej personelu i rozkładem pokoi oraz dokumenty MSZ na temat Rosji i Białorusi.

Reklama

Według aktu oskarżenia, M. ustalił z G. tajny system łączności, a podczas spotkań w Pradze za obietnicę udzielenia mu żądanych informacji zapłacił G. 500 amerykańskich dolarów i 850 euro.

Siergiej M. odrzucał oskarżenia. Twierdził, że jest niewinny i padł ofiarą prowokacji.

W czerwcu tego roku tygodnik "Polityka" podał, że litewskie i białoruskie media ujawniły pełne dane osobowe głównego polskiego świadka, co może narażać go na niebezpieczeństwo. Według "Polityki", Krzysztof G. był pracownikiem wywiadu PRL, potem przejętym przez wywiad UOP i "świadomie posłużył on Agencji Wywiadu jako przynęta". Zdaniem tygodnika, jako konsul na Białorusi, G. podjął za wiedzą polskich służb specjalnych grę z M. Według "Polityki", świadek ten za sugestią polskiego wywiadu "ściągnął" M. do Wilna na spotkanie, gdzie go zatrzymano.

Z powodu swej przeszłości G. nie został nagrodzony za akcję, w przeciwieństwie do szefów wywiadu Polski i Litwy, odznaczonych przez prezydentów obu państw - pisała "Polityka".