Obawy te nie są niestety bezpodstawne. "Kolejki w publicznej służbie zdrowia są normą także w Europie Zachodniej, ale to, co się dzieje u nas, zakrawa na ponury żart" - zauważa profesor Alicja Chybicka Kierownik Katedry Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu. Rzeczywiście, 8 miesięcy czekania na wizytę u neurologa czy endokrynologa, i tyle samo na wycięcie nowotworu, to wciąż w Polsce smutna norma. Kilka tygodni temu wypomnieli nam te statystyki niezależni brukselscy eksperci, którzy przygotowali tzw. konsumencki ranking zdrowia. Polska służba zdrowia znalazła się w nim na odległym 26. miejscu wśród 32 przebadanych państw Europy.
Jak wynika z badania Health Barometre, przygotowanego przez towarzystwo ubezpieczeniowe Europ Assistance Group, Polacy, oprócz długiego czekania w kolejkach do lekarzy, ogromnie boją się również błędów lekarskich i szpitalnych zakażeń. I znowu niebezpodstawnie. Choć brakuje twardych danych, to eksperci szacują, że rocznie w Polsce odnotowuje się od 2,5 do 3 tys. skarg na błędy w sztuce lekarskiej. Jeszcze gorzej jest ze szpitalnymi infekcjami: oficjalnie dotykają ok. 5 procent pacjentów, jednak Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia uważa, że w rzeczywistości różnego rodzaju zakażeniom ulega 10-12 proc., a w niektórych szpitalach nawet blisko 20 proc. wszystkich leczonych.
Jadwiga Konarska, 30-letnia księgowa z Warszawy doskonale zna wszystkie lęki pacjentów, bo kilka miesięcy temu przeszła szpitalną gehennę w związku z banalnym zabiegiem wycięcia wyrostka robaczkowego. "Kiedy zaczęło mnie nagle boleć podbrzusze, musiałam czekać blisko tydzień na wizytę u chirurga. Ale najgorszy był szpital. Panowały w nim tak fatalne warunki higieniczne, że zaraz po wygojeniu się rany zrobiłam sobie test na żółtaczkę. Poważnie bałam się, że mogłam zostać nią zakażona" - wspomina.
Polscy pacjenci zdają sobie sprawę, z czego wynikają niedomagania służby zdrowia. Blisko połowa bez wahania przyznaje: służba zdrowia jest po prostu uboga. Podobnego zdania są lekarze. "Warunki, w jakich pracujemy, urągają godności lekarzy i pacjentów" - przyznaje profesor Zbigniew Włodarczyk, konsultat ds. tranplantologii w województwie kujawsko-pomorskim. A prof. Alicja Chybicka podaje konkretne przykłady. "W moim szpitalu na transplantacje szpiku kostnego mamy 200 tys. złotych. Tymczasem szpital w Niemczech też ma 200 tysięcy, ale euro" - mówi lekarka.
Skutki tego niedofinansowania pacjenci odczuwają na co dzień na własnej skórze. Jak wynika z badania, blisko trzy czwarte Polaków obawia się nierównego dostępu do usług medycznych. Boimy się również tego, że najlepsi specjaliści wyjadą z Polski. "Z mojego szpitala uciekło już dwóch lekarzy do Szwecji, jeden do Anglii i jeden do Norwegii" - przyznaje prof. Chybicka.
czytaj dalej
Również z danych OECD wynika, że z Polski ucieka zbyt wielu specjalistów. Dziś na tysiąc mieszkańców zatrudnionych jest u nas niecałe 5 pielęgniarek, podczas gdy analogiczny wskaźnik w Europie wynosi 8 na tysiąc osób. Dramatycznie brakuje również anestezjologów i kardiologów.
W jednej sprawie polscy pacjenci są zgodni: całkiem dobrze oceniają kontakty z lekarzami. Ponad połowa uważa, że jakość konsultacji medycznych jest dobra a nawet bardzo dobra. "Choć system jest niesprawny, to pracownicy polskiej służby są profesjonalistami" - przyznaje były minister zdrowia Bolesław Piecha. "I właściwie to dzięki nim wszystko jeszcze działa" - dodaje.
p
SYLWIA CZUBKOWSKA: Polska służba zdrowia znowu zbiera baty, tym razem od samych pacjentów, którzy ocenili ją jako najgorszą w Europie. Dlaczego ci sami pacjenci nie są aż tak krytyczni wobec polskich lekarzy?
KONSTANTY RADZIWIŁŁ*: Mamy w Polsce naprawdę dobrą i świetnie wykształconą kadrę medyczną, więc jak już pacjentowi uda się dostać do lekarza, to jest z niego na ogół zadowolony. Ale niedofinansowanie polskiej medycyny jest tak duże, że wszystko kuleje. Dlatego to cud, że w tym sondażu jedynie co dziesiąty pacjent wyraził niezadowolenie z obsługi lekarskiej.
Cóż pacjentom po takim cudzie, skoro służba zdrowia wywołuje w nich głównie strach?
Te, często irracjonalne, lęki wyraźnie pokazują, w jakim silnym stanie frustracji wszyscy jesteśmy. Także lekarze, którym udziela się fatalna atmosfera, a do tego muszą pracować w warunkach ciągłych finansowych niedoborów. Na Zachodzie roczny budżet szpitala to 300-400 mln euro, u nas 200-250 mln złotych. A zadania, jakie za te pieniądze wykonują lekarze, są przecież takie same. Oczywiście pieniądze to nie wszystko, ale fakty są takie: finansowanie naszej służby zdrowia jest na poziomie jaki obowiązywał na Zachodzie ćwierć wieku temu.
A dlaczego sytuacji nie poprawiają kolejne reformy służby zdrowia?
Źadna reforma się nie powiedzie, dopóki rządzący nie uświadomią sobie, że potrzebny jest naprawdę ogromny zastrzyk finansowy. W Polsce nakłady na ochronę zdrowia oscylują wokół 6 proc. PKB, co stawia nas nie tylko za starą Unią, gdzie nakłady te przekraczają 8 proc., ale nawet za takimi krajami jak Bułgaria (7,7 proc. PKB) czy Węgry (7,8 proc. PKB).
Dlatego zamiast rozwijać się i szybko nadganiać zaległości, wciąż stoimy w miejscu. Nawet najlepszy generał, który ma świetnie zmotywowane wojsko, ale nie ma armat, nie wygra wojny.
*Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej i prezydent Stałego Komitetu Lekarzy Europejskich