Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Oto seryjni mordercy znad Wisły
1 Sylwię, jedyną ofiarę, której zabójstwo udowodniono Pękalskiemu poznał w bytowskim sklepie. Kobieta odbywała tam staż jako ekspedientka. Lekko upośledzony 26-latek w Osiekach - swojej rodzinnej miejscowości był dobrze znany. Mieszkał z wujem, żył z renty, był nieślubnym synem robotnicy rolnej. Miał niełatwe dzieciństwo. Dziewczynie najprawdopodobniej było żal upośledzonego chłopaka, bo przynosiła mu jedzenie. 27 czerwca 1991 roku do Komendy Rejonowej Policji w Bytowie wpłynęło zawiadomienie o znalezieniu ciała 17-letniej Sylwii R. Kobieta została zabita, a potem zgwałcona. Sprawcy nie znaleziono. Tydzień później w okolicy doszło do brutalnego gwałtu. Kobieta została zaatakowana przez rosłego mężczyznę w grubym swetrze, który zagroził, że ją zabije. Uszła z życiem i opisała sprawcę policji. Pękalskiego szybko zatrzymano i oskarżono o gwałt. Skazano go w listopadzie 1992 r. na dwa lata pozbawienia wolności... w zawieszeniu.
PAP Archiwalny / Stefan Kraszewski
2 Pękalski zaczął opowiadać o swojej podróżniczej pasji - okazało się, że często jeździł koleją po całej Polsce. Śledczy skojarzyli fakty i zaczęli szukać innych ofiar. W tym samym czasie Pękalski się rozkręcał, przyznawał do kolejnych zbrodni - w pewnym momencie mowa była nawet o 90 osobach! Zdarzało się, że Pekalski podawał fakty i okoliczności znane tylko policji. Zgadzało się wiele szczegółów. Pękalski wiedział np. że w Toruniu, w dniu w którym zabito jedną z kobiet nie działały tramwaje. Ale w wielu przypadkach wiadomo było, że zmyśla. Na procesie Pękslski opstatecznie wycofał się z zeznań. Powiedział, że jest niewinny. Ostatecznie sędzia odrzucił zebrane dowody w innych sprawach i skazał P. jedynie za zamordowanie Sylwii. Zapadł wyrok - 25 lat pozbawienia wolności. W 2017 roku kończy się orzeczony przez sąd wyrok. Niezależnie od opinii terapeutów Pękalski wyjdzie na wolność.
PAP Archiwalny / Stefan Kraszewski
3 Kot był jednak niepozornym 20-latkiem, synem inżyniera i działaczki Ligi Kobiet. Jego pierwsze ofiary - staruszki które próbował ugodzić nożem w plecy - przeżyły. Pierwszą zaledwie drasnął, druga straciła przytomność, ale ją uratowano. Zmarła dopiero trzecia z zaatakowanych przez Kota kobiet. Dźgnął ją w kościele. Po tym morderstwie w Krakowie rozpętała się histeria, staruszki ponoć nosiły nawet na plecach przymocowane metalowe pokrywki lub inne “tarcze”, które mogłyby je uchronić przed atakiem “Wampira”. Policja szukała potencjalnych sprawców, ale Kota nie brano pod uwagę. Zwłaszcza, że przez prawie rok w mieście było spokojnie. Chłopak w tym czasie próbował różnych metod - chciał np. otruć swojego szkolnego kolegę - bezskutecznie, bo dodał do tyle arsenianu sodu do jego termosu z herbatą, że ten natychmiast wszystko wylał. Chciał też udusić koleżankę z klubu strzeleckiego - ona jednak wyśmiała go i całą sprawę obróciła w żart. W lutym 1966 roku Kot zaatakował znowu. Tym razem rzucił się na dzieci. 11 letni Leszek zmarł, a siedmioletnia Małgosia cudem przeżyła. Kot zadał im po kilka ciosów nożem. O zbrodni opowiedział koleżance - tej samej którą kiedyś zaatakował. Gdy usłyszała o detalach zbrodni zgłosiła sprawę na policję. Kot został aresztowany zaraz po maturze. Skazano go na śmierć. W wydanym 20 lat pop procesie wywiadzie Kot opowiadał o fascynacji śmiercią - zachwycał się organizacją obozu koncentracyjnego w Auschwitz, opowiadał o swojej nienawiści do kobiet, fantazjował o odcinaniu im piersi i chwalił się, ze w czasie wakacji odwiedzał pobliskich rzeźników, by pić krew zamordowanych zwierząt. Sekcja zwłok wykazała, że miał rozległy guz mózgu.
Media
4 Trynkiewicz ma na sumieniu zabójstwo czterech chłopców. W lipcu 1988 roku zwabił do swojego mieszkania 11-letniego Tomka i dwóch 12-latków: Artura oraz Krzysia. Nie podejrzewali, że młody nauczyciel może zrobić im coś złego. Ciała chłopców znaleziono kilka dni później w lesie, skrępowane sznurem, podpalone, pokłute nożem. W czasie procesu Trynkiewicz wskazał też miejsce, gdzie ukrył jeszcze jedną swoją ofiarę - zgwałconego i zamordowanego 13-letniego Wojtka. To była jego pierwsze ofiara, która straciła życie, ale Trynkiewicz już wcześniej był oskarżony o wykorzystywanie nieletnich - trafił za to do więzienia. Zabił na przepustce. Po roku proces dobiegł końca. Wyrok: cztery razy kara śmierci. Po jednej za każdego chłopca. Mariusz Trynkiewicz miał jednak szczęście. W 1989 roku ogłoszono amnestię i wyrok śmierci zamieniono mu na 25 lat więzienia. Jego kara upłynęła 11 lutego 2014 roku.
YouTube
5 Ale wielu do dziś poddaje w wątpliwość wiarygodność dowodów i podważa ustalenia śledczych. Wampir z Zagłębia przez lata mordował w ten sam sposób. Atakował kobiety w odludnych miejscach, uderzał tępym narzędziem w głowę, tak by je ogłuszyć, a potem wykorzystywał seksualnie. Ale do stosunku nie dochodziło - wynajęty przez polską milicję amerykański śledczy stwierdził, że mężczyzna najprawdopodobniej jest impotentem. Milicjanci szybko zorientowali się, że mają do czynienia z seryjnym zabójcą. Na Śląsku wybuchła prawdziwa histeria. Szerzyła się plotka, że celem Wampira było zabicie tysiąca kobiet na tysiąclecie państwa polskiego. Ulice po zmroku pustoszały, zakłady wynajmowały nawet specjalne autobusy, które miały rozwozić pracownice do domów. Ale kobiety ginęły, a kolejne tropy szukającej go milicji okazywały się mylne. Nie zadziałały zastawiane na niego pułapki. W rejon wypuszczono około setki przeszkolonych i zabezpieczonych policjantek, które miały grać role przynęty. Mężczyzna nie dał się zwieść. W 1965 roku w ten sam sposób zginęło aż 10 kobiet. Milicja wyznaczyła nawet gigantyczną nagrodę miliona złotych za wszelkie informacje o mordercy. Sprawa stała się polityczna, gdy ofiarą zwyrodnialca padła bratanica Edwarda Gierka. Marchwickiego zadenuncjowała jego żona. W trakcie zbierania dowodów w sprawę wciągnięto jego braci, siostrę i jej syna. Śledztwo w sprawie Wampira trwało ponad 2 lata, akta sprawy obejmowały ponad 166 tomów. Marchwickiego skazano i stracono. Ale w latach 90 zaczęły wychodzić na jaw informacje podważające proces. W to, że Marchwicki był “wampirem” nie wierzyła nawet część śledczych z grupy “Anna”, powołanej do ścigania zwyrodnialca. Ale szefostwo MO potrzebowało sukcesu. Ignorowano ewidentne nieścisłości, jak fakt, że Marchwicki był praworęczny, a wedle profilu sprawcy stworzonego wcześniej, morderca był mańkutem. Mężczyzna nie potrafił podać szczegółów zbrodni, zeznania świadków się wykluczały. Wielu uznało, że Wampirem był zupełnie inny mężczyzna - Piotr Olszowy – chory psychicznie rzemieślnik. Choć podczas przesłuchania przyznał się, że jest Wampirem z Zagłębia, to został wypuszczony wobec braku wystarczających dowodów. Kilka dni później zabił żonę i dzieci, a sam się podpalił.
YouTube
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję