Program wydarzenia jest niezmienny. Podobnie jak trasa. Od lat uczestnicy spotykają się na rondzie Dmowskiego, skąd o godzinie 14 wyruszają przez most Poniatowskiego pod błonia Stadionu Narodowego. Trasa prosta do przebrnięcia, ale bywały lata, że uczestnicy "po drodze" napotykali różne przygody i dochodziło do incydentów. Najczęstszą przyczyną byli zamaskowani chuligani, którzy wszczynali awantury lub jak przy okazji jednej z edycji obrzucali racami... mieszkanie, bo nie spodobały im się symbole i flagi LGBT, które tam ujrzeli.

Reklama

W tym roku ponownie rzesza Polaków odziana w barwy bieli i czerwieni pokonała trasę marszu, ale tym razem żadnych "fajerwerków” nie było. Oczywiście ktoś odpalił racę, ktoś dawał upust emocjom krzycząc. Jeszcze ktoś inny wyzywał komunistów czy Rosję, ale były to raczej incydentalne przypadki. Tłum - dodajmy niemały - tym razem przeszedł przez stolicę w atmosferze radości i święta.

Marsz Niepodległości / dziennik.pl / Paweł Auguff

Apel Bąkiewicza

Reklama

"Wszystkich uczestników #MarszNiepodległości proszę dziś o godne zachowanie i spokojną atmosferę. Świętujmy dumnie i w atmosferze radości. Do zobaczenia na rondzie Dmowskiego" - apelował przed marszem do uczestników Robert Bąkiewicz, jeden z głównych organizatorów.

Uczestnicy najwyraźniej dostosowali się do apelu, bo poza kilkoma drobnymi incydentami nie doszło do żadnych poważniejszych spięć czy zajść. A mogło. W marszu obok siebie, niemal ramię w ramię, szli ludzie, których poglądy są przeciwstawne. I tak obok Polaków, którzy wspierają Ukrainę - i to nie tylko słowem, ale też czynem - szli sympatycy hasła: Stop Ukrainizacji Polski. Taki zresztą baner zaprezentowali. A Bąkiewicz maszerował w nie tak dalekiej odległości od przedstawicieli Ruchu Narodowego, któremu z nim raczej nie jest po drodze. Takie przypadki można by mnożyć. Radykalni nacjonaliści - ubrani głównie na czarno - głosili swój światopogląd, gdy obok nich przechodziła kolumna ubranych gustownie mężczyzn i kobiet reprezentujących środowiska Konfederacji.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

Wszechpolki spaliły flagę Strajku Kobiet, Wszechpolacy uderzyli w celebrytów

Ale żeby nie było tak pięknie, to na trasie miały miejsce niewielkie incydenty. Aktywiści Młodzieży Wszechpolskiej - a właściwie to aktywistki - spaliły flagę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. A więc kobiety publicznie zdewastowały symbol organizacji, która walczy o prawa... kobiet. "Działaczki Młodzieży Wszechpolskiej palą flagę samozwańczego Strajku Kobiet w imieniu wszystkich kobiet odrzucających feministyczne bzdury" - pochwaliła się MW na Twitterze. Na tym wszechpolacy nie poprzestali. Wywiesili bowiem baner uderzający m.in. w Maję Staśko i Jasia Kapelę. Ich podobiznom towarzyszyła treść: "Wszechpolacy przeciwko patocelebrytom niszczącym głowy młodych ludzi dla sławy i pieniędzy" - skomentowała swój happening organizacja narodowa.

Spięcie wśród organizatorów

Doszło też do innego incydentu. I to było bodaj "najpoważniejsze" spięcie tego dnia. Działacze Ruchu Narodowego wepchnęli się na czoło pochodu organizowanego przez ludzi Bąkiewicza. Mimo że hasłem tegorocznego Marszu Niepodległości było hasło "Silny Naród Wielka Polska", to na czele marszu szli ludzie niosący hasło "Polska Państwem Narodowym" - slogan Ruchu Narodowego.

Marsz Niepodległości / dziennik.pl / Paweł Auguff

"I co? Łyso?"

Innym incydentem był baner skierowany do prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który - jak powszechnie wiadomo - do fanów Marszu Niepodległości nie należy. Portret polityka opozycji, który został przedstawiony jako mężczyzna bez włosów na głowie i tekst: "I co? Łyso?" - był oczywistym nawiązaniem do prób torpedowania przez Trzaskowskiego marszu oraz rozwiązania go, do czego ostatecznie nie doszło. Ale jak można odczytać słowa polityka Platformy i w tym ma on swój udział. Presja ma sens, bo rzeczywiście w tym roku marsz odbywa się w sposób wyjątkowo spokojny. Nie pojawiły się symbole faszystowskie - powiedział Rafał Trzaskowski na briefingu prasowym zorganizowanym pod koniec Marszu Niepodległości.

Marsz Niepodległości / dziennik.pl / Paweł Auguff

Policja interweniowała

Zadymy nie było, a policja na trasie marszu była mało widoczna, albo w ogóle jej tam było. Niemniej była sytuacja, w której funkcjonariusze podjęli interwencję wobec grupki kontrmanifestantów. Funkcjonariusze obezwładnili i wynieśli z okolic ronda de Gaulle’a kilku mężczyzn, którzy mieli ze sobą transparenty m.in. z hasłem "Nacjonalizm to nie patriotyzm".