Zaremba zestawia z "Resortowymi dziećmi" jako równoważny, kanoniczny tekst "demaskatorski" z 31 marca 1968 r. pt. "Bananowe jabłka" Aliny Reutt i Zdzisława Andruszkiewicza. - "Resortowe dzieci" świetnie się wpisują w ówczesną stylistykę. Podobieństwa do propagandy marcowej są uderzające - pisze.

Reklama

Tygodnik zarzuca autorom "Resortowych dzieci", że ich najważniejszym źródłem wiedzy o świecie są dokumenty SB. Dodatkowo są one cytowane tak, by pasowały do tezy postawionej we wstępie.

Bestsellerowa książka "Resortowe dzieci. Media" tylko w pewnym stopniu zajmuje się ich genealogią - stwierdza w swoim komentarzu ks. Adam Boniecki. - W znacznej mierze jest wyciągiem z lustracyjnych dokumentów Służby Bezpieczeństwa. Wskazywanie powiązań rodzinnych, z uwzględnieniem nawet dość odległych w czasie protoplastów lub nawet nie krewnych (np. teściowe), ma być według autorów kluczem do zrozumienia naszych współczesnych polskich mediów - czytamy.

Według Bonieckiego, w książce jest ekstrakt tego, co w postaci bardziej rozrzedzonej występuje dziś w myśleniu wielu u nas ludzi. Jest więc żal, że przemiany w Polsce dokonały się bez mściwego niszczenia pokonanych przeciwników. Żal, że zamiast ich wytępić, zniszczyć, dopuszczono ich do udziału w życiu społeczeństwa, że zgodzono się na kompromisy, które oni - co było do przewidzenia - wykorzystali na swoją korzyść, bo niby na czyją mieli wykorzystać?

Reklama

O capo di tutti capi całego układu, Adamie Michniku, dowiadujemy się półprawd. Kim byli jego rodzice, gdzie mieszkał, że założył koncern medialny. Ale już nie tego , że Władysław Gomułka publicznie wymienił go jako wroga Polski Ludowej - pisze Zaremba.

Pisząc o jednych a pomijając inne, równie, a może nawet ważniejsze informacje, autorzy niszczą dobre imię wielu wybitnych dziennikarzy. Gdy brakuje dokumentów SB - czytamy w "TP" - wyciąga się sprawy drugorzędne i śmieszne: że Zygmunt Kałużyński kilkakrotnie się rozwiódł, w czasach PRL Monika Olejnik wyjechała służbowo do Finlandii, Jacek Żakowski miał stopień podchorążego.

Generalna zasada obecna w książce, to przysłowie "niedaleko pada jabłko od jabłoni". Skoro ojciec był w PZPR to syn musi być kryptokomunistą, co gorsza niewierzącym w zamach smoleński.

Reklama

Autor porównuje książkę i jej sukces do "Kodu Leonarda Da Vinci". - Na liście bestsellerów utrzyma się długie miesiące, jak każda publikacja o spiskach, celebrytach i sensacjach - twierdzi Zaremba.

Według autora artykułu nie ma wątpliwości, że autorzy "Resortowych dzieci" nie tylko nie dopełnili rzetelności w analizie zebranego materiału, ale w sposób oczywisty chcieli oczernić, zmieszać z błotem i spostponować.