W miarę jak szanse Radosława Sikorskiego na szefa NATO rosną, propisowscy psychopaci w internecie coraz bardziej szaleją z bezsilnej wściekłości. Wygląda na to, że woleliby na stanowisku szefa NATO Putina, a nawet Raula Castro czy Kim Il Dzonga, byle nie Polaka z tej drugiej, przeciwnej, wstrętnej partii.

Reklama

Chciałbym powiedzieć, że psychopaci nazywający sami siebie zwolennikami PO zachowują wyższe standardy internetowych kłótni. Ale niestety czytam ich wpisy - na naszym portalu i na portalach konkurencyjnych - i powiedzieć tego nie mogę. Na taką miłość nas skazali, taką przebodli nas ojczyzną - jak mawiał poeta.

Możecie mi nie wierzyć albo nie, ale ja tak samo cieszyłbym się, gdyby szefem NATO został Sikorski, jak też gdyby została nim Anna Fotyga czy Aleksander Kwaśniewski. Nie dlatego, że wyznaję etniczne kryterium polskości i nawet owcę chciałbym mieć na tym stanowisku, byle z polskim paszportem, ale dlatego, że wyznaję polskości kryterium polityczne. A wszyscy oni od biedy - jedni lepiej, inni gorzej - to kryterium spełniają.

Gdyby Sikorski przeszedł nobilitację wysokiej funkcji międzynarodowej, jednej z najważniejszych w strukturach Zachodu, nie tylko mielibyśmy przez jakiś czas na stanowisku szefa NATO polityka, który rozumie polskie priorytety, ale mielibyśmy także pierwszego polskiego polityka młodszego pokolenia, który uzyskuje ponadpartyjną nobilitację na poziomie Brzezińskiego czy Nowaka-Jeziorańskiego. Po szefowaniu NATO Sikorski nie byłby już tak łatwy do wykończenia, zafajdania, ubabrania i utopienia w naszym sarmackim politycznym błocku. A Sikorski na taką osłonę zasługuje. W dodatku taka osłona uspokoiłaby mu nerwy, stargane zbyt długim pobytem w świecie z lekka oszalałej sarmackiej polskiej prawicy, gdzie nie znasz dnia ani godziny, gdzie z bohatera możesz stać się zdrajcą w ciągu 24 godzin albo i szybciej. I wracając do polskiej polityki, nie reagowałby już na każdą zaczepkę ze strony przeciętnego polskiego Sarmaty.

Reklama

Zresztą każdemu polskiemu politykowi życzyłbym takiej osłony ponadpartyjnego autorytetu międzynarodowej funkcji. Nawet Palikota mogłoby to sprowadzić ponownie na ścieżkę merytorycznej polskiej polityki. Nawet Jacka Kurskiego. Nawet Joannę Senyszyn.