"Tak po prostu jest", "to naturalne!" - mówi większość i nadto jest przekonana, że jeśli dochodzi do wykorzystania seksualnego, to dlatego, że kobieta tego chciała, lub że prowokowała. O ile bowiem tolerujemy swobodę obyczajową mężczyzn ("muszą się wyszaleć", "toż to chłop, dobrze, że jeszcze może!"), o tyle kobiety traktujemy bardzo rygorystycznie ("sama tego chciała", "pies nie weźmie, jak suka nie da"). Potępiając prostytutki zawsze ma się na myśli to, że są kobietami (wyuzdanymi!), prawie nigdy nie zadaje się pytania, skąd bierze się popyt na taki towar, jakim jest kobiece ciało i dlaczego - w przeciwieństwie do prostytutek - jest on tolerowany?

Instrumentalny stosunek do kobiet, którego prostytucja jest skrajnym przykładem, jest wpisany w naszą, bardzo męską, kulturę. Kobiety od setek lat pełniły w jej ramach podrzędne funkcje: były uzależnione materialnie od mężczyzn, uzależnione od ich władzy, zamknięte w sferze prywatnej, „przeznaczone” do funkcji prokreacyjnych, usługowych i posłuszeństwa. Teraz to się zmienia, kobiety się emancypują, wychodzą z domów, zapełniają rynki pracy, stają się pomału niezależne, ale utrwalony przez wieki ich podrzędny status ciągle daje o sobie znać. Kto ma w pracy robić kawę? Kto powinien zatroszczyć się o porządek w biurze? Kobiety. Kto jest Zosią, Krysią, Misią?

Mężczyźni rzadko zdrabniają imiona kolegów, pań natomiast bardzo często. I kto potem będzie awansować? Pani Misia? To niepoważne! Awansuje Kowalski, który, choć ma mniejsze kompetencje i staż pracy, jest mężczyzną (w socjologii zjawisko blokady kariery kobiet, tylko dlatego, że są kobietami, nazywa się "szklanym sufitem").

Kobiety przez wieki traktowane były jako obiekty seksualne, jako pewien rodzaj towaru, który podlega wymianie, nie tylko między różnymi użytkownikami, ale i wtedy, gdy się zestarzeje. Większość rozwodów w Polsce to nadal "wymiana żon" (na młodsze). Notabene te, które zostają bez środków do życia, mają większe pretensje do państwa, że nie łoży na ich dzieci, niż do swego byłego męża, od którego nie sposób ściągnąć alimentów.

Seksualny i instrumentalny stosunek do kobiet daje o sobie znać nie tylko w domu, ale przede wszystkim w świecie publicznym: na rynkach pracy, w polityce. Ceni się tam kobiety młode, ocenia urodę, zwraca się uwagę na ich wygląd i traktuje się je, niezależnie od kwalifikacji i ambicji, jako obiekty seksualne. Nie dostrzegamy tego, bo traktowanie to uznane jest jako naturalne, a ponadto spowite jest muślinem dżentelmeńskich gestów. Kobiety nauczyły się żyć w świecie męskiej dominacji i często potrafią wykorzystywać swoją seksualność jako atut i narzędzie w robieniu kariery, bo nie znają innych metod albo nie wierzą w wartość swoich innych atutów.

Czy pani Aneta K. mogłaby zrobić karierę w Samoobronie tylko dzięki swoim prywatnym ambicjom, tak jak dzięki ambicjom i tupetowi zrobił ją poseł Łyżwiński? Zapewne nie. Zrobiła ją dzięki posłuszeństwu - by nie powiedzieć - seksualnemu oddaniu. Inne posłanki w tej partii, ale nie tylko w tej, robią karierę w bardzo podobny sposób: dzięki posłuszeństwu liderom i dzięki bezwzględnej lojalności wobec partii (choć bez seksu).
Kobiety w polityce bardzo rzadko kierują się własnymi ambicjami, egoizmem czy interesem kobiet. Ale też nic dziwnego. W polityce są od bardzo niedawna i w tym obcym im świecie poruszają się po omacku, trzymając się różnych mężczyzn jak ślepy laski. I jak ślepe są im posłuszne.

Tak jak mężczyźni we własnym domu nie mają zbyt wiele do powiedzenia na temat posiłków czy wychowania dzieci, tak kobiety w polityce mają nikłe szanse do promowania własnych, kobiecych programów. I tak jak mężczyzna nie lubi, gdy mu się do domu pakuje inny facet, tak kobiety nie lubią innych kobiet jako konkurentek w świecie, który jest bardzo męski i w którym czują się wyróżnione. Dlatego są tak okropnie niesolidarne. Nie zrozumiały jeszcze, że solidarność by się bardziej opłaciła niż posłuszeństwo politycznym liderom czy wykorzystywanie atrybutów seksualnych. Sądzę, że gdyby panie Beger czy Hojarska tak bezwzględne wobec swojej partyjnej koleżanki Anety K., pomyślały o własnych córkach, na które czyhają podobne zagrożenia, może by skierowały swoje oskarżenia gdzie indziej?

Kobiety nader często pełnią rolę ubezwłasnowolnionej tuby liderów partii lub ich ornament. To kobiety wyznacza się do opluwania innych kobiet. To kobiety wysyła się przed kamery, by "złagodziły" wizerunek partii lub skrytykowały ustawę, która skądinąd leży w interesie kobiet (jak było w przypadku ustawy o przemocy domowej). Dlatego w tym "solidarnym" państwie, w którym rzekomo żyjemy, potrzeba nam wreszcie prawdziwej, kobiecej solidarności.

Magdalena Środa, etyk
















Reklama