Pozbyć się PiS już dziś to perspektywa, która dla PO może być kusząca. Warto wszak nieco ochłonąć i zastanowić się, komu tak naprawdę taka koalicja by służyła. Bo na pewno nie partii Donalda Tuska. Gorączkowe odbieranie w tej chwili władzy PiS wcale nie jest w interesie Platformy, i to z kilku powodów.

Reklama

Wszystkim, w tym również PO, powinno zależeć na dokończeniu śledztw w sprawie afery w Ministerstwie Rolnictwa, ostatecznym wyjaśnieniu zarzutów wobec Kaczmarka i zakończeniu innych prowadzonych dochodzeń.

Wchodzenie w barowe bójki, które toczą teraz Liga Polskich Rodzin i Samoobrona, absolutnie nie leży w interesie PO. Nic nie zyskuje ona na przedłużaniu tej hucpy i zamętu. Zamieszanie jest natomiast bardzo na rękę i Romanowi Giertychowi, i Andrzejowi Lepperowi. Partia Giertycha, jak wynika z sondaży, walczy o przetrwanie i nie wiadomo, czy w ogóle przekroczy próg wyborczy. Potrzebuje więc czasu, by się odbudować.

Natomiast Samoobrona obawia się przede wszystkim o los swoich posłów: Janusza Maksymiuka, Lecha Woszczerowicza czy samego Andrzeja Lepera. Wielu parlamentarzystom tej partii postawiono zarzuty prokuratorskie i mają oni zbyt dużo do stracenia, by siedzieć cicho i czekać bezczynnie na rozwój wypadków. Starają się zatem wciągnąć w swoje gry PO - sojusz z partią rozsądku i środka zalegitymizowałby ich znów na scenie politycznej jako poważną siłę.

Reklama

Wątpię jednak, czy przywódcy PO pójdą na taki układ. Wszyscy przecież pamiętają, że po poprzednich wyborach największe gromy spadały na Jarosława Kaczyńskiego właśnie za wejście w sojusz z Lepperem i Giertychem.

Politycy PO przekonywali, że zadawanie się z takimi indywiduami to zbyt wysoka cena za rządzenie. Nie mogą więc teraz po prostu wykonać ruchu, za który niespełna dwa lata temu tak bardzo krytykowali PiS będącego w pewnym sensie w podobnej sytuacji i też tłumaczącego się, że działa dla dobra Polski. Trudno byłoby politykom Platformy wytłumaczyć dziś wyborcom, dlaczego teraz nagle cel zaczął uświęcać środki.

Platforma w tej chwili nic nie zyskuje też na ogłaszaniu, z kim wejdzie w mniej lub bardziej sformalizowaną koalicję w przyszłym parlamencie. Owszem to, że jakichś sojuszników będzie potrzebowała, nie ulega niczyjej wątpliwości.

Reklama

Przywódcy PO dobrze jednak wiedzą, że wskazywanie na kogokolwiek jako potencjalnego partnera w nowym rządzie nie ma sensu. Myślę, że wyciągnęli lekcję z porażki planów powstania PO - PiSu, jakie ogłaszano podczas kampanii w 2005 roku.

Związek Platformy, Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony mógłby skleić tylko strach przed Prawem i Sprawiedliwością. A jak wszyscy wiemy, strach nie jest dobrym doradcą. Podobnie jak nerwy i emocje. Wątpię, czy politycy Platformy naprawdę w głębi ducha wierzą, że bracia Kaczyńscy wprowadzają w Polsce pełzającą dyktaturę.

Ich oskarżenia odczytuję tylko jako wyborczą retorykę, uleganie kampanijnemu podgrzaniu nastrojów - bo członkowie partii Tuska wiedzą, że bardzo trudno będzie im pokonać PiS w wyborach. Ich niepokój jest zrozumiały, nie powinni jednak wdawać się w bezsensowne potyczki na słowa i medialne bitwy. Ten krzyk na dłuższą metę do niczego nie prowadzi.

Zamiast tego Platforma powinna w tej chwili skupić się na spokojnym przygotowywaniu kampanii wyborczej, merytorycznym punktowaniu błędów rządu Jarosława Kaczyńskiego, przede wszystkim zaś na sformułowaniu jasnego i konkretnego programu politycznego, wiarygodnej wizji Polski, o którą będą pytać potencjalni wyborcy. Tylko to może zapewnić jej zwycięstwo.