Szczyt UE - Rosja w Nicei nie przejdzie wcale do historii - jak chcą niektórzy - jako kapitulacja Europy przed moskiewskim niedźwiedziem. Nie tkwimy wcale na przegranej pozycji. Przeciwnie - Rosja jest dziś słaba, jak nigdy wcześniej po objęciu władzy przez Putina. To ona występuje w roli petenta.

Reklama

Polacy celują w przestrzeganiu świata przed neoimperialną polityką Kremla. Tylko u nas po wojnie z Gruzją jedna z czołowych gazet poświęciła cykl analiz nawrotowi zimnej wojny. W innych krajach ewentualność taką potraktowano jedynie jako barwną figurę publicystyczną. Nikt nie brał tej tezy na poważnie. Czas - niedługi , bo niecały miesiąc - pokazał, że zimnowojenne tony były niewiele warte.

Zachód, a jeszcze bardziej Rosja, wcale nie chce konfrontacji. Moskwa jest bowiem słaba. Ona gra tylko rolę krzepkiego niedźwiedzia, faktycznie to wyleniały miś.

Retoryka obu współ-carów Rusi Putina i Miedwiediewa zdaje się przeczyć tej tezie. Prezydent Federacji Rosyjskiej groził wszak niedawno rozmieszczeniem w Obwodzie Królewieckim rakiet taktycznych iskander, jeśli w Polsce i Czechach powstaną bazy tarczy antyrakietowej.

Reklama

Proponował nawet Ameryce opcję zerową. Nikt nic nie rozmieszcza i wszystko pozostaje po staremu. Zupełnie jak Chruszczow Kennedy'emu podczas kryzysu kubańskiego w 1962 roku. Jak mocarstwo mocarstwu. Jeśli dodać do tego inne zapowiedzi Rosjan: modernizację i większe uzawodowienie armii, budowę baz morskich na Kubie, w Libii, Syrii, a może i Wenezueli, rozwój strategicznych sił jądrowych, eksplorację Arktyki, uzyskamy obraz zaiste imperialnego rozmachu. Kiedy jednak z poziomu deklaracji zejdziemy do konkretów, spod ambitnych planów wyziera mizeria.

Zapytajmy na przykład: z czego Moskwa za to wszystko zapłaci? Przewalający się przez świat kryzys finansowy dotknął Rosję dużo boleśniej niż kraje zachodu. Niemal połowa jej budżetu pochodzi ze sprzedaży ropy i gazu, a ich ceny spadają. W budżecie powstaje dziura, którą Kreml łata rezerwami walutowymi zgromadzonymi na czarną godzinę - około 500 miliardów dolarów. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższych miesiącach, a nawet latach na rynku paliw sprawy przybrały korzystny dla Moskwy obrót. Rezerwy stopnieją więc do zera może nawet już w 2012 r.

Dobrze będzie, jeśli władza zdoła wóczas wypłacić na czas pensje i emerytury, a co dopiero mówić o budowie imperialnego aparatu przemocy.

Unia Europejska, mimo przejściowych kłopotów, jest w dużo korzystniejszej sytuacji niż Moskwa. Dobrze, by z tego skorzystała. Rosji nie wolno ignorować, ani obrażać, ale nie dajmy też wodzić się jej za nos. I straszyć potęgą, która pozostaje tworem wirtualnym. W rzeczywistości istnieje tylko w tekstach przemówień rosyjskich przywódców.