Środek kampanii wyborczej. Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak Polacy postrzegają głównych politycznych rywali - liderów PiS, PO i LiD. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk mogą być zazdrośni. Bo największą sympatią cieszy się Aleksander Kwaśniewski.

Reklama

To Kwaśniewskiego Polacy najchętniej widzieliby na fotelu premiera. Od niego kupiliby też samochód i zjedli z nim niedzielny obiad - wynika z sondażu przeprowadzonego dla DZIENNIKA przez TNS OBOP.

DZIENNIK zapytał, jakie popularne określenia najlepiej charakteryzują polityków z pierwszej ligi. Były prezydent to niekwestionowany "swój chłop". Kaczyński jest "uparty jak osioł". Tusk: "ani swat, ani brat". Ale jest jedna cecha wspólna dla wszystkich, brzmi ona jak ostrzeżenie. Polacy zgodnie twierdzą, że żaden z tych polityków nie jest "bohaterem ich bajki". I jeszcze jedno, co powinno otrzeźwić bohaterów debat - wszyscy oni są "zakochani w sobie".

Opinie ekspertów są w miarę zgodne: premier jest postrzegany jak uparciuch, bo w każdym wystąpieniu próbuje nas do czegoś przekonać. Tusk "zimny jak lód" - bo może zbyt mało się uśmiecha i żartuje. A Kwaśniewski "swój chłop"? Bo swoimi gafami i wybrykami kupuje wyborców - takich samych jak on.

Reklama

Z sondażu niezbicie wynika jedno - Aleksander Kwaśniewski bije na głowę swoich rywali jedną cechą. Ludzie widzą go jako "swojego chłopa". Dlaczego? Bo najbardziej przypomina zwykłych ludzi z ich wszystkimi wadami.

"Byłemu prezydentowi zdarzały się gafy. Widzieliśmy go w różnych sytuacjach i rzeczywiście sprawia wrażenie sympatyczniejszego i bardziej otwartego" - uważa dr Anna Materska-Sosnowska.

A zdaniem specjalisty od marketingu politycznego Eryka Mistewicza właśnie tymi gafami Kwaśniewski "kupuje" wyborców. "Tusk i Kaczyński proponują coś dla Polaków. A Kwaśniewski jest z Polakami, jest seksy dla wszystkich grup społecznych. Jeżeli duża cześć Polaków ma problemy z alkoholem, to Kwaśniewski też ma problemy z alkoholem. Jeżeli duża cześć Polaków lubi bardziej zwyczajne zabawy, to on też jest taki" - zaznacza Mistewicz.

Reklama

I to właśnie z byłym prezydentem Polacy najchętniej zjedliby niedzielny obiad. Zaś tylko 19 proc. badanych chciałoby zasiąść przy wspólnym stole z szefem Platformy. "To jest rzecz gustu. Muszę przyznać, że z kolei w towarzystwie Kaczyńskiego obiad by mi nie smakował" - mówi z nieskrywaną złośliwością senator PO Stefan Niesiołowski.

Główni rywale wyborczy mają też wspólny problem. Ani Kwaśniewski, ani Kaczyński, ani Tusk nie są postrzegani jako osoby kryształowo uczciwe - wynika z sondażu. Tylko dla 6 proc. z nas premier jest "czysty jak łza". Jeszcze gorsze wyniki mają szef Platformy Obywatelskiej (4 proc.) i były prezydent - tylko 2 proc.

"Ten wynik świadczy o niskim zaufaniu do polityków. Wszyscy trzej panowie powinni się nad tym poważnie zastanowić" - mówi Materska-Sosnowska. "Najlepiej wypada premier, ale i tak jest to porażka PiS. Bo cała strategia jego partii polega na mówieniu ludziom, że oni są uczciwi i czyści".

I pewnie dlatego aż 22 proc. z nas w ogóle nie chciałaby samochodu po żadnym z tych trzech polityków. Nie dziwi to Niesiołowskiego. "Ja też bym nie kupił. Wolę kupić nowy samochód. Boję się używanych, bo mogą być kradzione" - podkreśla senator PO. Zaznacza jednak, że jakby musiał już taki samochód od któregoś z polityków kupić, to od Tuska. "Ale to z powodów politycznych. Bo traktuje to jako wyraz zaufania" - dodaje Niesiołowski.

O głowę wszystkich rywali bije niewątpliwie Kaczyński w kategorii najbardziej irytującego polityka. Tak go ocenia aż połowa badanych. Ale zdaniem Mistewicza to bardzo dobrze świadczy o premierze. "Na miejscu PiS już otwierałbym szampana. Bo on budzi emocje. A właśnie na budzeniu emocji opiera się strategia PiS. Albo jest się za Kaczyńskim, albo przeciw" - mówi Mistewicz. I dodaje: "Kaczyński nie buduje swojego wizerunku na zasadzie misia w Zakopanem, z którym się robi zdjęcie. Inni politycy chętnie za tego misia robią".



Piotr Gursztyn, zastępca szefa działu polityka: Były prezydent jest sympatyczny, lubiany, popularny i właśnie dlatego nie wygrywa.

Swój chłop, można z nim konie kraść, szczery aż do bólu - to określenia, które według Polaków najlepiej opisują Aleksandra Kwaśniewskiego. To jeszcze nic - na Kwaśniewskim można polegać jak na Zawiszy. I co z tych sympatycznych ocen wynika dla polskiej polityki? W sumie niewiele. Co najwyżej niezbyt imponująca zwyżka notowań Lewicy i Demokratów. Naprawdę niewiele, zważywszy szumne zapowiedzi poprzedzające polityczny come back Kwaśniewskiego.

Sytuacja jest paradoksalna. Respondenci fatalnie oceniają Jarosława Kaczyńskiego. Według nich jest np. uparty jak osioł. Nie lubią go, nie ufają mu, ale to na jego partię chcą głosować. Podobnie jak na Platformę. A nie na ludzi sympatycznego, budzącego zaufanie eks-prezydenta. Powtarza się casus Jacka Kuronia - gigantyczne zaufanie i jednocześnie minimalne poparcie w wyborach.

Wyborcy chcieli wtedy przywódcy, a nie sympatycznego gawędziarza. Wtedy wygrał Kwaśniewski, choć popularny jak Kuroń nie był. Teraz jest tak samo, tylko niektórzy aktorzy zamienili się miejscami. Wyborcom podoba się gawędzący, zabawiający wszystkich Kwaśniewski. Ale wygląda na to, że według ich mniemania rządzić powinien ktoś inny. Ktoś twardszy, choćby był uparty jak osioł.

Kwaśniewskiemu nie zaszkodził pijacki występ w Kijowie. Notowania LiD nie poleciały w dół. Jak będzie po jego wczorajszym dziwnym występie w Szczecinie, jeszcze nie wiemy. Możliwe, że i tym razem swojskość byłego prezydenta też nie zaszkodzi Lewicy i Demokratom. Za to z pewnością można stwierdzić, że Kwaśniewski kolejny raz nie pomógł swoim kolegom. Nie tego oczekiwali od niego Olejniczak, Szmajdziński, Borowski i Geremek. Lokomotywa miała wygrywać wyścig na trasie, a nie uczestniczyć w kolejarskim festynie gdzieś na bocznicy koło dworca.

Prawdopodobnie ten paradoks polega na tym, że Kwaśniewski przestaje być traktowany jako polityk. W oczach większości Polaków staje się kolejnym celebrity, kimś w rodzaju Dody, Michała Wiśniewskiego, Huberta Urbańskiego. Facetem z kronik towarzyskich, benefisów, kolorowych czasopism. Im można wybaczyć skandale towarzyskie, nie muszą być nieskazitelni. I mogą też reklamować pizzę - Michaił Gorbaczow już to zrobił. On też był prezydentem.