Śledczy mówią o wąskim obszarze miejsca upadku TU-154M, a tupolew rozpadł się na 60 tysięcy części - powiedział poseł Macierewicz. - Polscy prokuratorzy będąc na miejscu katastrofy nie zobaczyli jej miejsca - mówił.

Reklama

Poseł PiS zapytany, dlaczego sam będąc w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku, nie pojechał na miejsce katastrofy odpowiedział: Taka była konieczność. I na tym poprzestańmy.

Niewielkie ilości paliwa, które były w skrzydle nie mogłyby doprowadzić do takiej skali zniszczeń - udowadniał Macierewicz.

Na pokładzie Tu 154 M, który rozbił się 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku roku nie doszło do wybuchu. Poinformował o tym prokurator Ireneusz Szeląg podczas konferencji Naczelnej Prokuratury Wojskowej, powołując się na opinie biegłych.

W próbkach, zbadanych przez ekspertów z Centralnego Laboratorium Kryminalistyczne Policji nie znaleziono żadnych śladów materiałów wybuchowych, między innymi trotylu, heksogenu, oktogenu czy nitrogliceryny czy substancji będących produktami ich degradacji.

Reklama

Pułkownik Szeląg poinformował, że ekspertyzę fizykochemiczną na ten temat wydało Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji. Wojskowy dodał, że eksperci zbadali ponad 700 próbek z miejsca katastrofy: gleby, ciał ofiar, wraku samolotu, z pnia brzozy czy z foteli lotniczych. Zaznaczył przy tym, że biegli mieli nieskrępowany dostęp do wraku Tu 154 M, znajdującego się na lotnisku w Smoleńsku oraz do całej dokumentacji.

Na podstawie zebranych danych, biegli uznali, że wrak nie nosi śladów wybuchu punktowego, który miałby być spowodowany działaniem skondensowanych materiałów wybuchowych.