Czterech było najbardziej poszukiwanych przez Hagę Serbów: Slobodan Miloszević, gen. Ratko Mladić, Radovan Karadzić i właśnie Szeszelj. Ich złapanie i dostarczenie do aresztu w Schevingen było jednym z najważniejszych warunków (i zarazem przeszkód) na serbskiej drodze do integracji europejskiej. I po kolei aresztowano ich wszystkich. Szeszelj – urodzony 60 lat temu w Sarajewie doktor nauk politycznych, bośniacki Serb, były dysydent (w titowskiej Jugosławii spędził kilka miesięcy w więzieniu za „zamiary kontrrewolucyjne i nacjonalizm”) trafił do Hagi w 2003 r. Z jakimi zarzutami? Oskarża się go o zbrodnię ludobójstwa. O to, że tworzył i inspirował serbskie bojówki paramilitarne, które w czasie wojny w Bośni i Hercegowinie wsławiły się szczególnym okrucieństwem. Szeszelj nie przyznawał się do winy.
Sprawa jest mocno kuriozalna. Bo przez 11 lat hascy śledczy nie byli mu w stanie niczego udowodnić. Nie znalazły się niezbite dowody. Sam Szeszelj, podobnie zresztą jak czynił to Miloszević (który, przypomnijmy, zmarł w haskim areszcie w 2006 r., prawdopodobnie na zawał serca) atakował głównie, zamiast się bronić. I oskarżał możnych tego świata o wchodzenie w nieczyste układy z różnymi stronami konfliktu, przymykanie oczu na zbrodnie wojenne (popełniane przez wszystkie trzy strony wojny), a nawet podsycanie wojny.
Zakładając, że jest winny, dziwić może zwolnienie Szeszelja przed ogłoszeniem wyroku. Oczywiście, istnieje coś takiego jak względy humanitarne – polityk ma przerzuty raka – czyli danie mu możliwości leczenia się w domu. Ale z drugiej strony takie rozwiązanie prowokuje więcej pytań i tworzy wokół Trybunału jeszcze więcej niejasności. Przypomnę, że w przypadku oskarżonych o zbrodnie wojenne przywódców kosowskich Albańczyków sprawa także skończyła się kompromitacją Hagi. Oskarżonych zwolniono (i to po nieporównywalnie krótszym czasie), z powodu wycofania się świadków ze składania zeznań. Czy w grę wchodzi jakieś tajne porozumienie? Ale na czym miałoby polegać? Takie pytania będą się teraz mnożyć.
Zwolnienie Szeszelja stawia w niezręcznej sytuacji prezydenta Tomislava Nikolicia i premiera Aleksandra Vucicia. Obaj byli członkami SRP, w której sześć lat temu dokonali rozłamu i stworzyli nową formację, odcinającą się od agresywnego nacjonalizmu. Teraz będą się musieli jakoś ustosunkować do pojawienia się ponownego w Belgradzie Szeszelja. Jeśli potępią go, przez jego (i część własnych) zwolenników zostaną uznani za zdrajców. Jeśli się z nim spotkają, wówczas Bruksela to źle odbierze.
Co na to Serbowie? Zdaniem socjologów, połowa Serbów uzna, że skoro Szeszelj został uwolniony, to jest to dowodem jego niewinności. Inni mogą wyjść z założenia, że swoje już odpokutował. Odwrotnie myślą Bośniacy, dla których jest symbolem czystek etnicznych.
A sam Szeszelj już zapowiedział, że rozliczy się z reżimem.