To historia, w której najważniejszą rolę grają uprzedzenia i stereotypy. Kulturowe, religijne, dotyczące związków między Polkami a muzułmanami i aspiracji obywateli państw Afryki. Nasza bohaterka twierdzi, że padła ofiarą niesprawiedliwych schematów, dlatego dziś nie może przywieść męża do kraju i przedstawić go rodzinie.

Reklama

Anna ma 42 lata, jest blondynką i pochodzi z Pomorza. W kraju pracowała jako główna księgowa. Ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim skończyła z wyróżnieniem od rektora. Znalazła się wśród trzech najlepszych absolwentów na roku. Pochodzi z tradycyjnej, katolickiej rodziny, ale nigdy nie przywiązywała większej wagi do wiary, w której została wychowana. Z islamem bliższy kontakt po raz pierwszy miała na wycieczce w Tunezji. Zafascynowała ją tamtejsza kultura. Arabskie kraje odwiedzała coraz częściej - Egipt, Tunezja, Maroko - tam najchętniej jeździła na wakacje. Zaczęła się interesować nie tylko arabską kulturą ale i islamem.

Anna nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego właściwie zdecydowała się na konwersję. Podobnie jak nie umie racjonalnie wyjaśnić, jak to się stało, że przyjęła oświadczyny i zdecydowała się przeprowadzić się na inny kontynent, do mężczyzny, którego znała jedynie z internetu. W ogóle niechętnie rozmawia o kwestiach egzystencjalnych i metafizycznych, bez oporów opowiada za to o swoim codziennym życiu, tak jakby dawno nie miała okazji nikomu się zwierzyć.

Nikab dostałam w przedślubnym prezencie

Męża poznała na jednej z zamkniętych grup na Facebooku poświęconych Koranowi. To on pierwszy ją zaczepił. - Od razu powiedział, że szuka żony. W ich świecie nie ma miejsca na przyjaźń między kobietą a mężczyzną. Przyznał się, że jeszcze nie ma rozwodu, ale to nie problem, o czym sama później się przekonałam. Pierwszą żoną była jego kuzynka, miała 18 lat, gdy wzięli ślub. Nie chciała się podporządkować, ponoć była zbyt liberalna - opowiada mi Anna i dodaje, że dla kogoś nowego w wierze kontakt z człowiekiem wychowanym w islamie jest niezwykle kształcący. - Wiele się od niego mogłam nauczyć - przyznaje.

Reklama

Zanim przyjechała do Egiptu,dostała od narzeczonego w prezencie nikab, czyli specjalną chustę do zasłaniania twarzy, w której pozostawione są tylko niewielkie otwory na oczy. Do jego domu weszła już od stóp do głów zakryta. A i tak zrobiła furorę. Jasne oczy, skóra najbardziej intrygowały dzieciaki.

- Jak tu przyjechałam, to byłam sensacją, wszyscy przychodzili mnie oglądać, dzieci do dziś mają hopla na moim punkcie, choć nie znam arabskiego - przyznaje Anna.

Reklama

Mąż Badr jest od niej o sześć lat młodszy. Jak przyznaje moja rozmówczyni, jest radykałem. Chodzi w charakterystycznej męskiej sukience, nosi brodę i jest raczej milczący, zamknięty w sobie, raczej mrukliwy. Pobrali się w maju 2013 roku.

- Nawet jak wychodzę rozwiesić pranie na sznurze, to muszę się zasłaniać. Nie ma mowy o pomachaniu dzieciom ręką z balkonu. Nikab bywa uciążliwy, zwłaszcza podczas upałów, to dwuwarstwowy strój, z nieprzewiewną podszewką. Jest gorąco i czasem może brakować powietrza. Raz omal przez niego nie zemdlałam. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić - dodaje.

Z mężem rozmawiają w domu po angielsku. Badr jest zamożnym Egipcjaninem, wraz z rodziną prowadzi kilka biznesów - hurtownię ze środkami czystości, sklep i restaurację, która mieści się na parterze ich wielkiego domu z dziedzińcem i dwoma segmentami. Mieszka w nim cała rodzina - ona, jej mąż i czterech braci. Elegancką elewację widać z daleka.

Ojciec Badra już nie żyje, zmarł w wyniku błędu lekarskiego. - A matka jest świętością, największą wyrocznią. Gdy tylko temperatura jej podskoczy do 37 stopni, wszyscy skaczą przy niej jak przy obłożnie chorej. To nie jest tak, że mam coś do teściowej, nie - po prostu nigdzie nie widziałam takiego kultu matki - mówi Ania.

Co robi całymi dniami? - Na początku brakowało mi pracy. Myślałam: Boże, co one tu robią cały dzień? Chodzą obwieszone od stóp do głów złotem i tylko plotkują - przyznaje moja bohaterka. - Posadzki są tu z kafelków, nie brudzą się tak szybko, ileż można zmywać podłogę? Przyrządzanie kurczaka z ryżem (najpopularniejszej w ich domu potrawy) - to minuta osiem. Ale przywykłam. Nawet do temperatur - dodaje. W dzień jest gorąco, ale w nocy czasem temperatura spada do 0 stopni, w domu nie ma ogrzewania. Wszyscy przykrywają się grubymi kocami.

Anna na zewnątrz nigdy nie wychodzi sama. Mąż jej nie pozwala. Ale - jak tłumaczy - to dla jej dobra. - Ja nie wychodzę, bo ulice są zatłoczone i coś mogłoby mi się stać. To z troski. Tu nie Gdańsk czy Warszawa, no i nie wszyscy są idealni i posłuszni religijnym nakazom, też się słyszy o gwałtach - mówi.

W Polsce opatulam się szalikiem

Pierwszy kryzys mieli już dwa miesiące po ślubie, kiedy w Egipcie wybuchły zamieszki. Anna spanikowała. - Gotowałam, obiad, a tam kule świszczały. Myślałam: Boże, gdzie ja się znalazłam. Żałowałam przyjazdu, chciałam wracać do kraju. On mi nie pozwolił wyjść na ulicę. Wtedy mnie uderzył…. - wyznaje.

Ale zaraz tłumaczy, że po jakimś czasie zrozumiała, że mąż miał całkowitą rację, a poza tym uderzenie to była kara przewidziana w Koranie.

- To nie jest bicie, jak w polskich domach alkoholików, nie ma katowania, jest uderzenie w twarz i to najwyższy wymiar kary - broni zachowania małżonka. Kar jest więcej. Mężczyzna może odmówić żonie seksu, albo rozmowy. Wszystko zależy od stopnia przewinienia. - On w ogóle rzadko się odzywa. Bardziej muszę zgadywać, że coś zawiniłam, bo on mi tego nie powie, po prostu przestaje się odzywać. I tak go już urobiłam. Mówię mu często, przestań mamy XXI wiek - tłumaczy Ania.

archiwum prywatne

Ale gdy opowiada o swoim codziennym życiu, trudno jej do końca uwierzyć. Sama przyznaje, że wiele aspektów życia w tej społeczności przypomina "średniowiecze". - Ogląda pani "Wspaniałe stulecie"? Nic się tu niemal nie zmieniło - mówi. Bohaterem tego tureckiego serialu kostiumowego jest sułtan Sulejman Wspaniały, najdłużej panujący władca Imperium Ottomańskiego i niewolnica wzięta w jasyr w słowiańskim kraju, piękna Roksolana. Bajowy scenariusz i kostiumy urzekają widzów na całym świecie.

- Oczywiście nie jest tak źle. Na przykład mamy telewizję satelitarną. Oglądamy CNB czy BBC. Polskich stacji nie mam. Z internetu korzystam, by studiować Koran, są tu specjalne uniwersytety online. Z okien słyszę też, jak inni słuchają muzyki, ale ja tego nie mogę robić. Raz mąż przyłapał mnie jak otworzyła mi się przez przypadek strona YouTube z jakąś polską piosenką. Powiedział: Nie masz silnej woli. Koniec z tym. I zabronił mi siedzenia przed komputerem. Ale ja nigdy nie byłam wielką fanką muzyki, więc nie mam z tym problemu - tłumaczy Anna.

Po 9 miesiącach od ślubu Anna przyjechała do Polski. Mąż o dziwo się zgodził. - Wtedy się jednak ze mną rozwiódł, bo wiedział, że w kraju się nie zakrywałam. A muzułmanin rozwodzi się wtedy, gdy wie, że jego żona może popełnić błędy, splamić go - tłumaczy moja rozmówczyni. Rozwód w islamie to nie problem. Mężczyzna może go "orzec" bez powodu. Wystarczy, że trzy razy wypowie odpowiednią formułę, albo - jak to usankcjonowano w Malezji - wyśle SMS-a o tej treści.

Badr formułę wypowiedział do tej pory tylko raz. Anna wróciła z Polski po trzech tygodniach i załagodziła sprawę. - Oczywiście nie spaliśmy ze sobą przez jakiś czas, bo w jego rozumieniu byłam nieczysta. Chociażby dlatego, ze uściskałam się z moim bratem. Ale więcej o rozwodzie nie słyszałam, nawet gdy po raz kolejny wybierałam się do Polski - dodaje.

Rodzina jej życiowego wyboru nie zaakceptowała. Ale utrzymują kontakt. Anna tęskni, ale w kraju czuje się już nieswojo. Boi się chodzić w hidżabie, mąż wie, że nie zasłania tu każdego skrawka ciała, ale Anna bez tego czuje się naga. - Dobrze, że przyjeżdżałam gdy było zimno, mogłam się więc opatulić czapką i szalikiem - zdradza..

Chcę urodzić dziecko w Polsce

Od Badra za wiele się dowiedzieć nie mogę. Wszelkie pytania - choćby o to, dlaczego szukał Europejki za żonę - traktuje jako atak. I odpowiada atakiem. - Myślę, że Anna jest bardziej posłuszna niż muzułmanki - odpowiada na pytanie o różnice kulturowe, jakie ich dzielą. Posługuje się krótkimi zdaniami, unika konkretów. I nie wiem czy wynika to z faktu, że kiepsko zna angielski, czy - jak twierdzi Anna - dlatego, że z natury jest małomówny czy zwyczajnie mi nie ufa, bo jak sam twierdzi na pewno kieruję się stereotypami. Między oskarżeniami o to, że Polska to rasistowski kraj, bo tu się pali meczety, a dywagacjami na temat obowiązków męża (zapewnić byt żonie) mówi jednak, że kocha Annę i marzy o dzieciach.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Dlaczego Bard w ogóle rozmawia z polską dziennikarką i pozwala na rozmowy swojej żonie? Bo czuje się skrzywdzony.

W grudniu starał się o wizę w polskiej ambasadzie w Kairze. Nie dość, że usłyszał od konsula "nie", to jeszcze musiał znosić szykany wobec swoje żony. Pracownicy ambasady nie chcieli rozmawiać z naszą bohaterką nie widząc jej twarzy, nakazali jej zdjąć nikab. Badr uznał to za przejaw dyskryminacji.

- Prosiłem jedynie o wizę na 2 tygodnie, chciałem zawieźć ciężarną żonę do Polski, poznać jej rodzinę. Wiem, że są tacy, którzy oszukują konsula i nie wracają do Egiptu. Ale ja pokazałem wszystkie dokumenty. Co jeszcze miałem zrobić. Dać mu łapówkę pod stołem? - pyta.

Jego żona tłumaczyła na "interview” konsulowi, że jest w ciąży i tylko dlatego chcieliby wyjechać, bo egipska służba zdrowia nie ma zbyt wiele do zaoferowania, nadmieniała że mąż ma własny dom i kilka biznesów i ani mu w głowie uciekać do Europy.

- Co on by robił w Polsce? On się do zwykłej pracy nie nadaje A za granicą był raz, w Mekce, on by się w Polsce nie odnalazł - stwierdza Anna.

Gdy aplikowała o wizę dla męża była w 9 tygodniu ciąży. Kilka dni później poroniła. Trzeci raz z rzędu. - Wie pani tutejsza służba zdrowia nie umywa się do polskiej. To nie jest opieka, o jakiej można marzyć. Kilka miesięcy temu w szpitalu zmarł synek brata mojego męża. Miał zaledwie dwa miesiące. Nie ma tu oddziałów patologii ciąży, lekceważy się problem bezpłodności, lekarze podchodzą do pacjentek lekceważąco. Chciałam przyjechać do Polski, żeby tutaj się mną zajęli. Nie zdążyłam - mówi.

Badr pisał skargi do polskiego Rzecznika Praw Obywatela i jego europejskiego odpowiednika. Bezskutecznie.

- Jestem z nim 24 godziny na dobę. On może wiele przemilczy, nie zawsze odpowie, ale nigdy mnie nie okłamał. Kocham go - mówi moja bohaterka - Czy jestem szczęśliwa? Tak, wiodę proste życie, ale w końcu znalazłam spokój wewnętrzny - przyznaje.

Umawiamy się na kolejną rozmowę. W międzyczasie Badr wysyła mi jednak wiadomość, w której twierdzi, że nie mam praw przypinać mu łatki złego męża. Zaprzeczam, tłumaczę, że zadaję tylko pytania, które cisną się na usta każdemu przedstawicielowi zachodniego kręgu kulturowego i dają mu szansę na odparcie oskarżeń. Ale on nie chce walczyć ze stereotypami.

Gdy dzwonię po kilku dniach, Anna już nie odbiera telefonu.