Martwy mężczyzna znaleziony w kabinie ciężarówki, która wjechała w tłum ludzi w Berlinie, to jednak Polak - potwierdziła ostatecznie we wtorek nad ranem niemiecka policja. Szef niemieckiego MSW Thomas de Maiziere powiedział, że wiele przemawia za tym, że był to zamach. Według ostatniego bilansu zginęło co najmniej 12 osób, a 48 zostało rannych, w tym część ciężko.
40-tonowa ciężarówka ma polskie numery rejestracyjne - ciągnik ma rejestrację gdańską, a naczepa należy do firmy z Gryfina.
Ambasada RP w Berlinie nie ma na razie żadnych informacji o poszkodowanych Polakach. Monitorujemy stale sytuację - powiedział PAP rzecznik prasowy ambasady Jacek Biegała.
Polskie przedstawicielstwo dyplomatyczne jest w stałym kontakcie z berlińską policją oraz z władzami miasta - zaznaczył rzecznik. Sytuację monitoruje również kanclerz Angela Merkel. Opłakujemy ofiary i mamy nadzieję, że wielu rannych będzie mogło otrzymać pomoc - napisał jej Rzecznik Steffen Seibert, podkreślając, że wiadomości napływające z Berlina są zatrważające.
Kiermasz bożonarodzeniowy w okolicach dworca kolejowego ZOO należy do miejsc chętnie odwiedzanych przez turystów. W pobliżu znajduje się wiele eleganckich sklepów.
Ciężarówka była z Polski
Właściciel ciężarówki, która wjechała w tłum w Berlinie, powiedział, że kontakt z kierowcą samochodu miał ok. południa. Jak podkreślił, ręczy za tego człowieka.
Pytany w TVN24, czy wie, co się działo z tym pojazdem, Ariel Żurawski, właściciel firmy transportowej spod Gryfina, do którego należy samochód, powiedział, że wiedzę na ten temat miał do godz. 15-16. Rozmawiałem właśnie z żoną tego kierowcy; ona mówi, że o godz. 16 nie mogła się do niego dodzwonić. Ja z nim rozmawiałem około południa - powiedział.
Jak mówił, jego kierowca miał do wtorku czekać na rozładunek w Berlinie. Powiedział mi tylko, że stoi naprzeciwko firmy i na tym nasza rozmowa się skończyła - relacjonował Żurawski.