Szef policji rozesłał pismo do komendantów wojewódzkich oraz naczelników wydziałów Centralnego Biura Śledczego w całym kraju. Prosi ich o zrelacjonowanie doświadczeń z nowym systemem do podsłuchiwania telefonów. – Pracownicy Komendy Głównej Policji mogą nie być obiektywni. Oni zamawiali system, następnie go wdrażali. A najważniejsze są opinie ludzi, którzy mają z niego korzystać – wyjaśnia wysoki rangą oficer.

Reklama

„Moniuszko” miał wprowadzić polską policję wprost w XXI wiek i pomóc skuteczniej ścigać przestępców. Jego podstawową zaletą miało być zdecydowane podniesienie liczby telefonów, którą w tym samym momencie można było podsłuchiwać. Jego poprzednik „Mozart” miał dosyć ograniczony limit działających oczek.

– Wśród poważnych przestępców normą są wyprawy całą grupą do marketu i jednoczesna wymiana telefonów i kart SIM – mówi oficer pionu kryminalnego stołecznej policji. Jeden z warszawskich bandytów zatrzymanych przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego miał w domu kilkadziesiąt kart SIM i podobną liczbę telefonów.

Dodatkowo „Moniuszko” miał pozwalać na błyskawiczne namierzanie dzwoniącego – jego aktualna pozycja miała wyświetlać się na cyfrowej mapie.

Pieniądze na inwestycję w nowoczesne narzędzie śledcze nie były problemem – policja otrzymała gigantyczne środki na mocy specjalnej ustawy o modernizacji policji i pozostałych służb. Ostatecznie doszło do tego bez przetargu, gdyż zamówienie objęte było tajemnicą państwową. Wybrano system „Moniuszko”. Od stycznia zastępuje on wygaszanego „Mozarta”. Jednak – jak informowaliśmy dwa tygodnie temu – nowy system często ulega awariom.

Reklama

– Zdobywamy sądowe zgody na włączenie podsłuchów grupie, którą podejrzewamy o handel narkotykami. W wydziale techniki operacyjnej włączają te podsłuchy. Ale nic się nie rejestruje – mówi nam jeden z policjantów. „Moniuszko” informuje policjanta, że członkowie grupy wykonali kilkaset połączeń i odebrali drugie tyle. Jednak żadna rozmowa nie została zarejestrowana. Podobnie dzieje się z modułem do lokalizacji dzwoniących – potrafi w tym samym momencie wskazać sześć miejsc, np. w Gdańsku, skąd jest wykonywane połączenie.

– Bywa, że całymi dniami system szaleje. Jak zwykle w naszej firmie poprawiliśmy sobie na gorsze – zżyma się policjant. W samej komendzie głównej usłyszeliśmy, że winę ponoszą operatorzy telefoniczni. Po prostu nie przesyłają wszystkich danych, które powinni.

Reklama

– „Moniuszko” jest OK, to u nich jest jakiś problem. Po prostu z pustego i „Moniuszko” nie naleje – tłumaczy nam oficer. Operatorzy odmawiają oficjalnie komentarzy – wszystko, co dotyczy działania lub niedziałania „Moniuszki” objęte jest tajemnicą państwową.

– Dotąd ludzie z pionu teleinformatycznego twierdzili, że w ogóle nie ma problemu z „Moniuszką”. To, że przyznają dziś, iż coś złego się dzieje, to i tak postęp – mówi inny z naszych rozmówców. Jednak najważniejsze jest to, aby usunąć jak najszybciej awarie. Może się zdarzyć, że kiedyś „Moniuszko” nie zarejestruje rozmowy, w której planowane jest morderstwo. I ktoś straci życie.