Klich, odnosząc się do opinii MAK, że "uwagi strony polskiej do projektu raportu końcowego MAK nie dotyczyły spraw technicznych, lecz kwestii odpowiedzialności i winy, co nie jest przedmiotem badania technicznego", powiedział, że "każde działanie wprowadza element odpowiedzialności". "To jest gra słowami, absolutna bzdura, żeby tym się podpierać, po prostu ukryli fakty związane z działaniem kontrolerów" - powiedział PAP.
Klich dodał, że z konferencji MAK wynika, że główne jego uwagi dotyczące oceny działania kontrolerów i ewentualnych nacisków na nich nie zostały uwzględnione przez rosyjski Komitet.
W rozmowie z TVP Info powtórzył, że wątek kontrolerów lotów został przez MAK zupełnie pominięty. Podkreślił, że choć Tatiana Anodina nie użyła sformułowania "lot cywilny", za taki uznany został lot samolotu z prezydentem na pokładzie, a kontrolerzy, którzy byli 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku nie mieli żadnych cywilnych certyfikatów. Dodał, że w czasie próby sprowadzenia samolotu na ziemię dowodzenie w wieży kontroli lotów przeszło w ręce przełożonego kontrolerów. "To niedopuszczalne. To tak, jakby oddać komuś ster samolotu" - mówił Edmund Klich.
Akredytowany przedstawiciel przy MAK nawiązał też w rozmowie z PAP do nagrań odtworzonych podczas konferencji. "To było gorsze niż upublicznienie stenogramu (...). Uważam, że z punktu moralnego zrobili źle, nie powinni tak robić; jakieś elementy owszem, np. gdy kierownik lotów mówi o pogodzie, ale tutaj przesadzili" - powiedział PAP Klich. Jego zdaniem strona rosyjska chciała "zastosować szok".
Podczas specjalnej konferencji prasowej MAK, na której prezentowano raport końcowy dotyczący okoliczności katastrofy smoleńskiej, przedstawiono animację ukazującą przelot i podejście do lądowania Tu-154M. Na nagraniu słychać było też rozmowę pomiędzy załogą polskiego samolotu a wieżą lotniska w Smoleńsku i kontrolera informującego m.in. o warunkach na lotnisku.