Jesteśmy tu, aby bronić praw kobiet! - mówiła na rozpoczęcie marszu jedna z organizatorek, Irina Ovcinicov. - Jesteśmy tu, bo przychodzi chwila, że trzeba stanąć na ulicy i powiedzieć: "dość"! Dość ignorowania naszych najbardziej podstawowych praw, dość przemocy wobec kobiet, dość ignorowania naszego prawa do ochrony zdrowia i życia. Chcemy, by wreszcie gwałciciele trafiali do więzień, chcemy, żebyśmy nie były obwiniane - to my jesteśmy ofiarami. Chcemy, żeby kobiety samotnie wychowujące dzieci nie musiały walczyć o alimenty. Chcemy mieć dostęp do najnowszych zdobyczy medycyny - in vitro jest dla nas. A przede wszystkim żądamy zaprzestania wszelkich prób zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej - mówiła.

Reklama
PAP / Paweł Supernak

Jej zdaniem politycy powinni się wstydzić, że kobiety muszą wychodzić na ulicę i walczyć o swoje prawa.

Marsz rozpoczęto od uczczenia pamięci Joe Cox, brytyjskiej parlamentarzystki działającej m.in. na rzecz praw kobiet, zabitej kilka dni temu. Marsz zaczął się na Placu Zbawiciela. Przeszedł ulicą Marszałkowską - aż do wejścia do Ogrodu Saskiego.

Reklama

Na transparentach można przeczytać m.in. napisy: "Ratujmy kobiety", "Życie wolne od przemocy prawem kobiet", "Za godność naszą i waszą" czy "Dosyć hipokryzji! Żądamy poszanowania praw kobiet", a także "Szacunek do kobiet wyssałem z mlekiem matki".

PAP / Paweł Supernak
PAP / Paweł Supernak

Wielu uczestników marszu przyniosło na marsz róże, a część ma na ręce narysowany symbol Wenus - znak płci żeńskiej.

Organizatorki marszu nie chcą być wiązane z żadnymi konkretnymi organizacjami ani ruchami politycznymi. - To kobiety, które spontanicznie się skrzyknęły i postanowiły pokazać sprzeciw wobec pewnych tendencji, które daje się zauważyć od kilku lat - powiedziała o organizatorach Aleksandra Różdżyńska, rzeczniczka prasowa marszu.

Chcemy pokazać, że kobiety są podmiotem wobec prawa równym z mężczyznami. O tym się trochę zapomina, kiedy na przykład pojawiają się projekty bezwzględnie zakazujące aborcji. Chcemy przypomnieć, że kobiety mają głos i że trzeba się z nimi liczyć - dodała rzeczniczka.

PAP / Paweł Supernak