P. został przywieziony do sądu w środę rano przez konwój Służby Więziennej z Gdańska. Do sali sądowej wszedł o 9.55. Mężczyzna odmówił skorzystania z prawa do wygłoszenia oświadczenia. Gdy posłowie zaczęli zadawać pytania, Marcin P. twierdził, że na większość pytań nie będzie odpowiadał. P. skończył składać wyjaśnienia przed godziną 16.

Reklama

Zirytowany P.

Andżelika Możdżanowska (PSL) pytała świadka ile zarobił w trakcie swojej działalności w Amber Gold i OLT Express.

Trwa ładowanie wpisu

- W OLT Express zero złotych, w Amber Gold nie pamiętam, w granicach 20 milionów złotych - powiedział Marcin P. Nie umiał odpowiedzieć na pytanie, ile zarobiła jego żona.

Reklama

Posłanka PSL kolejny raz spytała świadka, ile zarobił w Amber Gold. - Powiedziałem, około 20 milionów złotych w ciągu całej działalności, nie wiem, czy pani jest głucha?". - Jest pan bezczelny, wyprowadzam pana z równowagi, dlatego, że zadaję szczegółowe pytanie i pan jest tym poirytowany - replikowała Możdżanowska.

"Tusk musiał wiedzieć"

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała P., czy ma wiedzę o tym, aby w ówczesnej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów była wiedza nt. postępowania w stosunku do niego i, aby w takim razie KPRM interesowała się jego osobą.

- Wiedzy jako takiej nie mam, ale patrząc znowu na cały obraz sytuacji i na zdarzenia, które miały miejsce, taka wiedza musiała być. Począwszy od drugiej połowy 2011 r., kiedy Michał Tusk odmówił pracy w OLT Express ze względu na to, że tata mu zabronił, następnie poprzez informacje, które KPRM dostawała z ABW, które były wysyłane zarówno do prokuratury i do KPRM - powiedział P.

Reklama

- Więc Kancelaria Prezesa Rady Ministrów musiała mieć wiedzę o tym, co się dzieje ze sprawą Amber Gold. A z racji tego, że tam był pracownikiem pan Michał Tusk, no to Donald Tusk na pewno miał, nie wierzę, ja bym miał tę wiedzę, gdyby pracował mój syn w takiej spółce i by wobec niej toczyło się postępowanie - powiedział P.

O działalności Amber Gold

Joanna Kopcińska (PiS) pytała świadka, kiedy zdecydował się na stworzenie Amber Gold. Marcin P. odmówił odpowiedzi na to pytanie - jak tłumaczył - z uwagi na toczące się postępowanie karne. Świadek nie chciał też odpowiedzieć na pytanie, skąd miał pomysł na stworzenie Amber Gold. Marcin P. nie odpowiedział również na pytanie, jakie środki były potrzebne na rozpoczęcie działalności Amber Gold i skąd pochodziły te środki.

Pytany, jak wyglądała bieżąca działalność Amber Gold, Marcin P. powiedział, że działalność spółki była zorganizowana, bardzo przejrzysta, jasna i klarowna.

Odpowiadając na pytanie Joanny Kopcińskiej (PiS), ile środków wpłacono na lokaty w złoto, P. odparł: Według aktu oskarżenia, kwota niekorzystnego rozporządzenia mieniem jest to 850 mln zł i ona jest wprost wzięta z załącznika, bodajże nr 3, do opinii biegłych Ernst and Young, która dokumentuje tylko i wyłącznie uznania rachunków bankowych spółki Amber Gold.

W ramach postępowania karnego nie został zbadany system Agnet, który zarządzał wszystkimi lokatami, które zakładali klienci. Co więcej: ten system nie został nawet zabezpieczony przez prokuraturę, mimo dwukrotnych naszych wezwań i wezwań biegłych Ernst and Young, którzy wydawali opinię - powiedział Marcin P. Dodał, że prokuratora zabezpieczyła go bodajże w 2014 r., w tym momencie, kiedy opinia została już wydana i złożona do akt sprawy. Zdaniem świadka, znajduje się to na płytach, które - jak mówił - są nie do odtworzenia, gdyż są uszkodzone.

Według mojej wiedzy, w chwili obecnej jest to weryfikowane przeze mnie i przez obrońcę. Kwota niekorzystnego rozporządzenia mieniem jest zupełnie inna - mówił P. Ja nie jestem w stanie na chwilę obecną jej podać, ze względu na to, że mamy bardzo ograniczony dostęp do danych elektronicznych, które są w posiadaniu sądu; sad ma kopię zapasową, której nie może odtworzyć - dodał. Zdaniem P., sąd dopiero bodajże po 15 sierpnia będzie mi w stanie udostępnić, przez biuro syndyka, dostęp do systemu Agnet z danych, gdzie na podstawie tego, będzie to możliwe do wyliczenia. Niestety, ta kwota nie jest określona, nie jest wyliczona; nie ma także w postępowaniu karnym wyliczonej wysokości szkody - oświadczył P. Na inne z pytań P. odpowiedział, że nie interesował się bazą klientów Amber Gold.

Według świadka, do czasu, kiedy powstały problemy finansowe Amber Gold w okolicach czerwca-lipca 2012 r., składki ZUS były płacone regularnie. P. opowiadał też o strukturze organizacyjnej Amber Gold. Mówił, że pierwsza struktura powstała w 2009; w 2012 składała się z 17 departamentów. On sam był prezesem kilku spółek, w tym Amber Gold sp. z o.o., OLT Express sp. z o.o., Amber Gold S.A.

Stwierdził też: miałem przecieki z ABW; to były przecieki z ABW, ale dostarczane przez osoby trzecie związane z ABW, w tym także przez niektórych dziennikarzy. Dodał także, że dostał od któregoś z dziennikarzy miałem plan śledztwa, który był wdrożony przez prokuraturę w Gdańsku.

Pytany przez Małgorzatę Wassermann (PiS), od którego momentu wiedział, że ABW się nim interesuje, P. odparł, że od końca lipca 2012 r., kiedy "ostatni bank nam wypowiedział umowę rachunków bankowych". Dodał, że to zainteresowanie "na pewno" dotyczyło działalności Amber Gold.

15 sierpnia dowiedziałem się, że 16 z rana przyjdzie do mnie ABW

Marcin P. zeznał, że nie uzyskał samego planu śledztwa, tylko informacje o zaplanowanych czynnościach ABW ws. Amber Gold, m.in. co do zweryfikowania kont bankowych spółki i przepływów pieniężnych, a nie wobec niego. Dodał: 15 sierpnia dowiedziałem się, że 16 z rana przyjdzie do mnie ABW do mieszkania i do spółki. Zeznał, że dowiedział się tego z smsa wysłanego z nieznanego mu numeru, który można odszukać. W smsie był komentarz, że mam uciekać, ale nie planowałem żadnej ucieczki - dodał P.

Pytany przez Wassermann, czy o czynnościach ABW uprzedzał go Emil Marat, P. odparł: Tak, na pewno tak. Dopytywany, skąd Marat to wiedział, P. odparł, że miał on się zajmować PR Amber Gold i postawił warunek, że będzie współpracował tylko z radcą prawnym Pawłem Kunachowiczem, który prowadził kancelarię w Warszawie.

Emil Marat wielokrotnie sugerował mi także, że jest możliwość wykorzystania kontaktów pana Pawła Kunachowicza z politykami, co do załatwienia tej sprawy, czytaj Amber Gold - zeznał P. Pytany przez Wassermann, na kogo Marat się powoływał, P. odpowiedział, że powoływał się na kogoś z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ale nazwiska nie jestem w stanie podać. Wassermann spytała: Czy powoływał się na pana Cichockiego?. P. odpowiedział: Być może tak.

Zapytany przez Wassermann, na czym miałaby polegać rola tych polityków, P. odparł: Któryś z tych polityków był koordynatorem służb specjalnych, odpowiedzialnym za ABW (...) Oni mieli po prostu także uzyskać informacje ze strony ABW, jakie czynności są prowadzone, jakie są realizowane i w jaki sposób można je zablokować albo zmienić. Takie były sugestie; ja nie skorzystałem z takich możliwości wpływania - oświadczył świadek.

W 2012 r. ówczesny szef MSW Jacek Cichocki miał uprawnienia w zakresie koordynacji działalności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Pomysł Amber Gold narodził się w 2008

Odpowiadając na pytanie przewodniczącej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS) Marcin P. powiedział, że jego poprzednie przedsięwzięcie "Salony Finansowe" nie zostało przekształcone w spółkę Amber Gold. Podkreślił, że "Salony Finansowe" nie zostały przekształcone w żadną spółkę. One się zmieniły tylko, nazwę na Amber Gold Invest, ale to nie było przekształcenie, spółka Amber Gold to była zupełnie inna spółka, która została powołana i utworzona jako z Amber Gold, czyli wcześniej Grupa Inwestycyjna Ex - powiedział Marcin P.

Wassermann dopytywała, kiedy doszło do zmiany z Grupy Inwestycyjnej Ex na Amber Gold. W lipcu, sierpniu 2009 r. - powiedział świadek. Przewodnicząca komisji pytała, czy decyzja o tym, żeby doszło do tego przekształcenia i rozpoczęcia działalności Amber Gold zapadła u P., w czasie jego przebywania w zakładzie karnym za poprzednie złamanie prawa. Decyzja o działalności spółki Grupa Inwestycyjna Ex zapadła jeszcze przed moim osadzeniem i ta spółka została powołana. W tym momencie zostały także stworzone dokumenty, co ma odzwierciedlenie w materiałach elektronicznych zabezpieczonych przez prokuraturę ze spółki Amber Gold w postępowaniu karnym. Cały model funkcjonowania spółki został utworzony jeszcze przed moim osadzeniem, to nie było tak, że to się narodziło w więzieniu - powiedział P. W zakładzie karnym nic się nie narodziło - podkreślił.

Wassermann dopytywała, kiedy w takim razie narodził się pomysł Amber Gold, Marcin P. odpowiedział, że w 2008 r. Dopytywany, dlaczego Amber Gold nie rozpoczęło działalności w 2008 r. stwierdził, że trwały przygotowania do zorganizowania takiej działalności. Otworzenie firmy i prowadzenie firmy z taką działalnością i możliwością rozwoju na dużą skalę, to nie jest przedsięwzięcie jednego dnia - powiedział P.

Z uwagi na toczące się postępowanie karne odmówił odpowiedzi na pytanie, jak te przygotowania wyglądały i do czego się przygotowywali twórcy Amber Gold

Świadkowie kłamią, pani przewodnicząca

Marcin P. został zapytany przez szefową komisji Małgorzatę Wassermann (PiS), czy w systemie księgowym Amber Gold była możliwość usuwania i modyfikacji danych księgowych. Dane do systemu COMARCH XL, który był powiązany z systemem AGNET wprowadzało się w dwojaki sposób - były automatyczne przeniesienia danych z systemu AGNET, których edytować w systemie COMARCH XL nie można było i one były automatycznie zapisywane i one musiały być modyfikowane, jeżeli w ogóle ktokolwiek miał uprawnienia do modyfikacji w systemie AGNET lub dane wprowadzane ręcznie do systemu COMARCH XL, które były zapisywane najpierw do bufora, a później przenoszone do księgi głównej - mówił b. szef Amber Gold.

Według świadka, dane, które były wprowadzane ręcznie, można było modyfikować i mogli to robić uprawnieni pracownicy. Dopytywany przez posłankę PiS, kto posiadał takie uprawnienia, Marcin P. zeznał, że były to m.in. kierownik działu transakcji Katarzyna Cesarz, pracownice działu płatności: Alfreda Aksnowicz i Grażyna Janiszewska, a także osoby zatrudnione w dziale księgowości, choć - jak zastrzegł - nie jest w stanie podać ich nazwisk.

Czy pani Misiewicz miała możliwość dokonywania zmian w buforze? - zapytała Wassermann. Pani Misiewicz miała taką możliwość, jednakże pani Misiewicz nie zajmowała de facto współdziałalnością spółki Amber Gold - odpowiedział świadek. Pani Misiewicz była odpowiedzialna za księgowość całej grupy, ale w związku z przejęciem linii OLT Express Regional, dawny Jet Air i OLT Express Poland, na sam początek, w związku z wymogami i koniecznością sporządzenia przez biegłych rewidentów opinii dla tych spółek, konieczne było wyprostowanie było ich ksiąg. Pani Misiewicz, od momentu zatrudnienia do lipca 2012 r., zajmowała się prostowaniem ksiąg firm JET Air dawnej, czyli OLT Express Regional i OLT Express Poland, dawnej Yes Airways - mówił świadek.

P. dodał, że uprawnienia do modyfikacji danych księgowych mieli ponadto: główny informatyk Maciej Brzeski, który - jak zaznaczył b. szef Amber Gold - m.in. na jego polecenie dokonywał zmian błędów, poprawień w systemie COMARCH XL. Miała je pani Małgorzata Kin-Kaczmarek, dyrektor departamentu produktów, która była odpowiedzialna za wdrożenia systemów, w szczególności systemu AGNET, jego rozbudowy, konfiguracji i automatycznych przenoszeń dokumentów między systemem AGNET i COMARCH XL i systemem IC Pożyczki - dodał świadek.

W tym momencie przewodnicząca komisji śledczej spytała, czy zatem jeżeli świadkowie twierdzą, że jedyną osobą, która miała do tego dostęp, był Marcin P., to mówią prawdę. Świadkowie kłamią, pani przewodnicząca - odparł b. szef Amber Gold. My już dwukrotnie składaliśmy wniosek - i w postępowaniu przygotowawczym i w postępowaniu już przed sądem I instancji o zbadanie uprawnień i dokonywanych operacji w systemach finansowo-księgowych, w systemach AGNET i IC Pożyczki poszczególnych pracowników. Do dnia dzisiejszego ten wniosek przez sąd nie został rozpoznany - podkreślił Marcin P. Jak dodał, również prokuratura oddaliła ten wniosek jako niemający znaczenia dla sprawy.

Marcin P: Nigdy nie chciałem uciec do Argentyny

Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam panie pośle (...) kompletnie nic - tak świadek skomentował słowa Witolda Zembaczyńskiego (Nowoczesna), że podczas środowego przesłuchania ma niepowtarzalną okazję do tego, by zwrócić coś Polakom. Kategorycznie zaprzeczył też, że Amber Gold była piramidą finansową.

Zeznający przed komisją śledczą były szef Amber Gold odmawia odpowiedzi na znaczną część pytań, powołując się na toczące się przeciw niemu postępowanie karne. Odmówił m.in. na pytanie o kontakty z politykami. Odmówił także odpowiedzi, jacy profesorowie mu doradzali. Skąd miał pan know-how na tę piramidę - zapytał Zembaczyński.

Odmawiam odpowiedzi na to pytanie, proszę nie nazywać tego piramidą finansową - odpowiedział Marcin P. Było to przedsiębiorstwo, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, nie była to piramida finansowa, żaden wyrok prawomocny w tej sprawie nie zapadł - dodał. Podkreślił zarazem, że w systemie polskim nie istnieje coś takiego jak piramida finansowa.

Odmówił odpowiedzi, z czego się utrzymywał w latach 2008-09, czym dokładnie zajmowała się jego żona i z czego się utrzymywała. Odmówił również odpowiedzi o aktualny majątek. Przyznał, że być może miał w okresie uruchamiana Amber Gold zablokowane konta przez komornika. Powiedział też, że rozdrabnianie spółek, związanych z Grupą Amber Gold, tworzenie tzw. spółek holdingowych, wynikało z jego wiedzy.

To było rozwijane przez bardzo długi okres czasu, zanim doszło do takiej ilości spółek, jaka była, na początku to były dwie spółki, potem pojawiła się trzecia, czwarta, piąta i tak doszliśmy do dziewięciu, jeśli dobrze pamiętam - powiedział P. Pytany przez Zembaczyńskiego, czy chciał uciec do Argentyny, przekonywał, że nigdy nie chciał i nie próbował nigdzie uciec.

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) przypomniał, że Marcin P. wielokrotnie w rozmowach telefonicznych, które komisja ma w materiale, wspominał, że funkcjonariusze ABW mają się u niego pojawić. Proszę powiedzieć, czy to były tylko takie pana domysły i czy miał pan przecieki z ABW - pytał poseł Nowoczesnej.

Tak, miałem takie przecieki, nie były to (przecieki) od Michała Tuska, to były przecieki z ABW, ale nie bezpośrednio przez ABW (były mi) dostarczane, były (mi dostarczane) przez osoby trzecie, związane z ABW, w tym także przez niektórych dziennikarzy - powiedział świadek.

"Mi się wydaje, że pan Latkowski poinformował mnie wtedy o planie śledztwa"

Marcin P. powiedział, że Sylwestra Latkowskiego poznał przez Michała Lisieckiego, wydawcę "Wprost". Jak dodał, Latkowski wraz z Michałem Majewskim chcieli napisać artykuł o Amber Gold bądź o nim samym. Już teraz nie pamiętam dokładnie - dodał.

Część tego spotkania była utrwalana czy nagrywana, część nie. Pan Latkowski mnie poinformował właśnie, tak mi się wydaje, że to pan Latkowski. To jest taki okres czasu, tak dużo informacji się przewinęło, mogę mylić te fakty, ale tak mi się wydaje, że pan Latkowski poinformował mnie wtedy o planie śledztwa - powiedział Marcin P. Zaznaczyłem, że mogę się mylić, że to pan Latkowski dostarczył mi plan śledztwa. Tak mi się wydaje na 90 proc. (...) Na 90 proc. jestem przekonany, że tak było, podejrzewam, że moja pamięć mnie nie myli - podkreślił.

Członek komisji Marek Suski (PiS) ocenił, że Marcin P. chce spowodować, by komisja wezwała Latkowskiego na przesłuchanie. Pan Latkowski ujawnił te taśmy, z których dowiedzieliśmy się o tym, jak wyglądały interesy i że Donald Tusk, premier, wiedział o tym, że prokuratura działa opieszale, i wiedział wcześniej o tym, że Amber Gold to piramida - powiedział.

W tej chwili atakuje pan te osoby, powiedział pan też o (Marku-PAP) Belce, że jakaś śmieszna historia, pan Belka mówił o tym finansowaniu pod stołem lotniska z Łodzi, krytycznie się wypowiadał na tych taśmach, to kolejna osoba, która demaskowała wiedzę premiera i PO o tym, że ta firma jest piramidą i że syn premiera tam pracuje w OLT. Kolejną osobę pan atakuje, natomiast o związkach z politykami niby pan nie chce mówić. Tutaj pan mówi o tej sytuacji z Belką - zwrócił się do Marcina P. poseł PiS

Latkowski i Majewski odpowiadają Marcinowi P.

"Marcin P. przeczytał plan śledztwa w artykule. Nigdy nie przekazywałem mu czegokolwiek. Każdy kontakt z Marcinem P. jest zarejestrowany" - napisał na swoim profilu na Twitterze Latkowski. Z kolei Majewski napisał: "Hej, Marcin P.! Nie spotkaliśmy się kilka razy, a raz. Latkowski nie był wtedy naczelnym, plan śledztwa poznaliśmy, jak byłeś już w ciupie!".

Politycy sami szukali ze mną kontaktu

Przewodnicząca komisji ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Marcina P., czy w zakresie swojej działalności i bieżącego funkcjonowania jego firma kontaktował się z politykami na Pomorzu. Nie zostawałem na Pomorzu w kontakcie z żadnymi politykami. Politycy sami szukali ze mną kontaktu, ja raczej próbowałem się zawsze od polityków odcinać - odpowiedział Marcin P.

Dopytywany, którzy politycy szukali z nim kontaktu stwierdził: Na pewno prezydent miasta Gdańska poprzez port lotniczy w Gdańsku. Ja do końca nie pamiętam np. sytuacji ze sponsorowaniem filmu +Wałęsa+, bo mnie w tym czasie w biurze nie było, ale z relacji moich pracowników, o ile dobrze pamiętam pani Martyny Piwońskiej, to sam pan prezydent miasta Gdańska dostarczył mi propozycję i chciał ze mną rozmawiać na temat sponsorowania filmu o Wałęsie - podkreślił.

Chęć znalezienia kontaktu ze strony polityków różnych opcji zawsze był, chyba najczęstszy był jednak z członkami Prezydium Miasta Gdańska z tego względu, że spółka miała siedzibę na terenie Gdańska - dodał. Marcin P. był też pytany przez szefową komisji śledczej Małgorzatę Wassermann (PiS) zapytany, czy w areszcie śledczym w Gdańsku ma komputer wraz z wi-fi. Marcin P. zeznał, że sam nie ma komputera, natomiast ma udostępniany przez areszt śledczy komputer do zapoznawania się z aktami. Komputer - według niego - nie ma dostępu do wi-fi.

Mnie to było bardzo nie rękę, by zatrudniać Michała Tuska

Marcin P., odpowiadając na pytania Tadeusza Rzymkowskiego (Kukiz'15), relacjonował dokładnie okoliczności zatrudnienia Michała Tuska w liniach lotniczych OLT Express. "Michał Tusk w drugiej połowie 2011 roku chciał napisać artykuł o spółce Jet Air i otwieranych połączeniach w Gdańsku" - relacjonował.

Zgłosił się do pana Tomasza Wicherka, który w tamtym okresie był prezesem zarządu spółki Jet Air, który powiedział, że nie jest uprawniony do udzielania takich informacji i skierował pana Michała Tuska do mnie, pytając mnie, czy wyrażam zgodę na podanie mojego numeru telefonu dziennikarzowi +Gazety Wyborczej+, z zastrzeżeniem, że jest to syn premiera - dodał Marcin P.

Jak mówił, wyraził zgodę i rozmawiał z Michałem Tuskiem 20-30 minut. Michał Tusk w efekcie rozmowy napisał ten artykuł, a po jakimś czasie sam zgłosił się do P., że chciałby znaleźć zatrudnienie w spółce OLT Express Regional. Rozmawiał wtedy z Jarosławem Frankowskim (dyrektor wykonawczy OLT - PAP) i wycofał się, mówiąc, jak mi się wydaje, że nie dostał aprobaty ojca, by się zatrudnić w tej spółce" - mówił Marcin P. Dodał, że nie jest pewien, czy tak było na pewno, bo na jego pamięć mógł wpłynąć "przekaz medialny".

Mnie to było bardzo nie rękę, by zatrudniać Michała Tuska - zaznaczył. Dlaczego? - spytał Rzymkowski. Z tego względu, że był to syn premiera. Nie chciałem, by polityka mieszała mi się w działalność biznesową spółek - odpowiedział P. Po jakimś czasie, jak zeznał, odbyła się też jego rozmowa z Jarosławem Frankowskim, że można go (Michała Tuska - PAP) będzie wykorzystać, bo jakieś informacje z lotniska wyniesie, bo wszyscy wiedzieli, że na lotnisku znajdzie zatrudnienie.

Z kolei znów po upływie pewnego czasu, jak mówił P., w styczniu lub w lutym 2012 roku, zadzwonił do niego Tomasz Kloskowski (prezes Portu Lotniczego w Gdańsku), nie na komórkę, tylko do biura. Zadzwonił z propozycją, że pan Michał Tusk jest już pracownikiem lotniska i chciałby u nas pracować, ale w dziale marketingu i zajmować się pomocą w ustalaniu nowych kierunków połączeń - zaznaczył Marcin P.

Jak dodał, miał on przekazywać np. informacje, jakie trasy docelowe z przesiadką wybierają pasażerowie z Gdańska, co jest bardzo cenną informacją dla linii lotniczej, bo może stworzyć na tych trasach bezpośrednie połączenia.

Wtedy już z Michałem Tuskiem nie rozmawiałem, tylko rozmawiał z nim Jarosław Frankowski, który przyszedł do mnie z informacją, że Michał Tusk się zgadza, a prezes Kloskowski nie robi żadnych problemów, by pracował jednocześnie w porcie lotniczym i spółce OLT Express - opowiadał Marcin P.

Michał Tusk nie wyraził jednak zgody na zatrudnienie w Amber Gold sp. z o.o., która zajmowała się marketingiem wszystkich spółek, a chciał być zatrudniony w spółce OLT Express, która de facto tylko sprzedawała bilety. Ja powiedziałem, że nie widzę z tym problemu - zaznaczył Marcin P. W rezultacie Michał Tusk podpisał umowę współpracy ze spółką OLT Express.W tym czasie były bowiem zwolnienia z "Gazecie Wyborczej" i Michał Tusk wiedział, że lada moment straci pracę, choć nie miał tam etatu - dodał świadek.

Według niego chciał być natomiast zatrudniony w OLT, a nie w Amber Gold m.in. w związku z tym, że miał kredyt hipoteczny i chciał założyć działalność gospodarczą, i "współpracować ze spółką OLT Express".

Marcin P. dopytywany przez posła Rzymkowskiego, czy w momencie podpisania umowy z OLT Michał Tusk był zatrudniony w porcie lotniczym w Gdańsku, bo z dokumentów wynika, że z OLT Express umowę zawarł w połowie marca 2012 roku, a w porcie lotniczym, w połowie kwietnia, przyznał, że dokładnie nie pamięta kolejności zdarzeń. Choć, jak przyznał, Michał Tusk mógł mieć "promesę na zatrudnienie" w porcie w momencie podejmowania współpracy z OLT.

Z mojej wiedzy wynika, że były poufne informacje przekazywane przez Michała Tuska

Poseł PiS Marek Suski pytał o informacje, które miał przekazywać Michał Tusk na temat firmy Wizz Air. Stwierdził pan podczas zeznania, że kwestie, o których informował syn premiera, należą do kategorii poufnych, czy pan potwierdza, że były jakieś poufne informacje? - pytał Suski.

Z mojej wiedzy - tak, cały czas mówię o tych dofinansowaniach, które były organizowane za pośrednictwem tej gdańskiej organizacji turystycznej. To są informacje poufne, tego pan nie znajdzie na żadnej stronie internetowej, ani, jak pójdzie pan do prezesa portu lotniczego, tam pan nie dostanie (takich informacji), nie znajdzie pan także informacji, do jakich portów lotniczych docelowo latają pasażerowie z przesiadki - powiedział Marcin P.

Tygodnik "wSieci" ujawnił stenogramy z podsłuchów ABW założonych u Marcina P. W przytoczonej rozmowie Marcin P. mówi do Jarosława Frankowskiego (dyrektora zarządzającego OLT Express): "Słuchaj, jeszcze mam jedno pytanie do ciebie odnośnie pamiętasz, mówiłeś, że Tusk ci przyniósł informację, ile Wizz Air płaci za jednego pasażera i jakie dostaje zwroty, pamiętasz?". Frankowski odpowiada: "Tak, tak. On mi mówił mniej więcej, tylko nie pamiętam, kurde, kwot, wiesz? (...) on tego nie przysyłał, jakby był ostrożny, tak".

Suski pytał też świadka, za co płacił Michałowi Tuskowi. Michał Tusk stwierdził podczas przesłuchań (przed komisją śledczą), że przekazywał tylko informacje ogólnie dostępne na stronach internetowych - przypomniał Suski.

Michał Tusk nigdy nic mi nie wysyłał, oprócz tego artykułu do autoryzacji, nie przypominam sobie, żeby Michał Tusk ze mną kiedykolwiek korespondował - powiedział Marcin P. Jak dodał, Michał Tusk korespondował m.in. z dyrektorem zarządzającym OLT Express Jarosławem Frankowskim. Z moją żoną miał jedno spotkanie na temat możliwości wydawania - z racji jego doświadczenia dziennikarskiego - magazynu pokładowego - mówił świadek.

Nie umiem dokładnie powiedzieć, co dokładnie robił pan Michał Tusk, bo on nie był bezpośrednio mi podległy, ja go nie rozliczałem z zadań, które on wykonywał, to jest pytanie do Jarosława Frankowskiego - powiedział Marcin P. W połowie 2011 r. spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express - linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r. Po upadku OLT Express pod koniec lipca 2012 r. okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk

"Nie zależało mi na umoczeniu rządu Donalda Tuska"

Krzysztof Brejza (PO) pytał świadka o sms wysłany przezeń 27 lipca do współpracownika w OLT Express: "Mam maila o akcji Ikar, to nie jest na telefon". Współpracownik Jarosław Frankowski odpisał: "Marcin, odpiszę za 25 minut. Czy to coś zmieni?". P. odpisał: "Nie, ale powoduje, że możemy umoczyć rząd". Z jakich powodów zależało panu na uderzeniu w rząd Donalda Tuska? - spytał Brejza.

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) powiedziała w tym momencie, że tak się nie zadaje pytań i sama spytała świadka, czy zależało mu na "umoczeniu" rządu Tuska. Nie zależało mi na umoczeniu rządu Donalda Tuska" - odpowiedział P. Podkreślił, że sytuacja ta jest związana z prowokacją dziennikarską zrobioną przez pana Pawła Mitera, który w chwili obecnej za tę prowokację jest sądzony przez sąd.

Dodał, że - według jego wiedzy i według zarzutów postawionych przez prokuraturę - Miter sfałszował notatkę o akcji Ikar. Przedłożył mi ją w celu korzyści finansowej - zaznaczył. Składało mi się to wtedy w jedną całość z tego względu, że my mieliśmy za pośrednictwem Tomasza Wicherka propozycję z ministerstwa gospodarki zakupu LOT; dostaliśmy nawet częściowo, o ile się nie mylę, a mam dość dobrą pamięć, księgi handlowe LOT do zapoznania się ws. przeprowadzenia takiego pseudoaudytu, żeby zobaczyć co tam jest - mówił P.

"Nie miałem kontaktów z ABW"

Andżelika Możdżanowska (PSL) pytała świadka, czy miał jakieś kontakty z funkcjonariuszami Agencji Wywiadu. Marcin P. odpowiedział: "Nie, żadnych kontaktów z funkcjonariuszami Agencji Wywiadu nie miałem".

Pytany, kiedy otrzymał notatkę ABW, która miała dotyczyć operacji "Ikar", Marcin P. powiedział, że otrzymał ją w lipcu 2012 roku, drogą mailową od Pawła Mitera. Dopytywany, czy zapłacił za tę notatkę, świadek powiedział: "Za samą notatkę nie, za jej przywiezienie zasponsorowałem panu Miterowi, ale tu mogę się mylić, koło czterech tysięcy złotych. Związane to było z kosztem noclegu w Warszawie, przejazdu, wynajęcia samochodu. Paweł Miter miał określone wymogi, co do modelu samochodu".

- Później (Miter) chciał 12-16 tysięcy złotych i chciał zostać takim łącznikiem między służbą bezpieczeństwa, którą on sobie wymyślił chyba w swojej własnej głowie, że jest (jej) przedstawicielem, a spółką Amber Gold - dodał świadek. Przypomniał, że Paweł Miter ma postawione zarzuty, a on jest oskarżycielem posiłkowym w postępowaniu karnym, prowadzonym przeciwko Miterowi.

Marcin P. stwierdził., że ABW prowadziła tajną operację "Ikar" wymierzoną w jego spółkę. Na dowód przedstawiał dziennikarzom rzekomą tajną notatkę ABW. Agencja natychmiast poinformowała, że notatka została sfałszowana i zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa "posłużenia się sfałszowanym dokumentem".

Marcin P. kolejny raz odniósł się też do Emila Marata. - Ja bym mógł domyślać się w chwili obecnej, że pan Emil Marat także informacje o planie śledztwa mógł przekazać panu Sylwestrowi Latkowskiemu, ale to są moje domysły, ja na to nie mam żadnych dowodów - powiedział P.

Część pytań szefowej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS) dotyczyło przecieków i informacji, jakie świadek miał na temat śledztwa w jego sprawie i działań ABW.

Zdaniem świadka informacje o planie śledztwa "musiały pochodzić z wysokiego szczebla", raczej z Warszawy niż z Gdańska.

P. zeznał, że informacje, "jak wyprzedzić medialnie, to co chce zrobić ABW" i "żeby to co oni mówili, nie miało już znaczenia medialnie", przekazywał mu natomiast Emil Marat.

- Pan Paweł Kunachowicz uczestniczył we wszystkich moich spotkaniach z Emilem Maratem, mówię Emil Marat, mając na myśli ich dwóch - dodał Marcin P.

Wassermann pytała, kto weryfikował domniemaną notatkę, dostarczona przez dziennikarza Pawła Mitera. - W tej kwestii zaoferował się, że jest w stanie to zweryfikować, oprócz pana Emila Marata, który zaproponował wprost, że można wykorzystać kontakty Pawła Kunachowicza w tej kwestii, jeszcze mój pracownik, dyrektor departamentu bezpieczeństwa pan Krzysztof Kuśmierczyk - powiedział.

To on weryfikował, mówił Marcin P., "czy notatka, którą przedstawił pan Paweł Miter jest prawdziwa". Jego informator stwierdził, że jest prawdziwa. - Dziś w mojej ocenie jest to wymysł pana Pawła Mitera - powiedział. Zebrane w tej sprawie materiały świadczą dziś jednak o tym, że "pan Paweł Miter chciał wykorzystać okazję, żeby dobrze zarobić i po prostu sfabrykował notatkę".

Dopytywany skąd jeszcze miał informacje, jakie służby się nim interesują, powiedział: "Jeszcze miałem informacje od dziennikarzy +Gazety Polskiej Codziennie+, która była związana z Miterem". - Pan Miter nakreślił nam nawet spotkania z dziennikarzami GPC - dodał.

- Był też jeden sms konkretny z numeru, który później nie był aktywny, treści mniej więcej takiej: uciekaj, 16 będzie u ciebie ABW - zeznał. (chodzi o 16 sierpnia 2012 - PAP)

Z kolei - według zeznań - po tym jak Marcin P. rozstał się z Emilem Maratem i Pawłem Kunachowiczem, Marat wysłał Marcinowi P. sms-a, że "gratuluje mu i przeprasza". - Jaki miał cel, wysyłając mi tego sms-a? Nie wiem, ja do współpracy z nimi już nie powróciłem - powiedział świadek.

Zeznał też, że były przygotowania do połączenia OLT Express Regional i OLT Express Poland, a prezesem miał być Andrzej Dąbrowski. - W tym zakresie zamawialiśmy opinię dotyczącą połączenia tych dwóch spółek od PwC, dwie opinie były sformułowane, które potwierdzały cele, jakie stawialiśmy dla OLT- powiedział P.

"Kopacz, Adamowicz"

Marcin P. był pytany o listę nazwisk polityków, którą rozsyłał Emil Marat, a którzy mieli lokować środki w Amber Gold.

- W chwili obecnej nie jestem w stanie (powiedzieć), bo tych nazwisk było około trzydziestu, na pewno było nazwisko Adamowicz, na pewno była pani Kopacz Ewa, na pewno był znany polityk PiS - powiedział Marcin P. Jak dodał, w bazie były wszystkie opcje polityczne na szczeblach: centralnym i wojewódzkim. - Wszystkie partie polityczne były, po prostu Ewa Kopacz i Paweł Adamowicz, to są takie nazwiska, które medialnie często występują, dlatego je wymieniłem - wyjaśnił.

Jak mówił, to były imiona i nazwiska osób, których wyszukiwał system danych Amber Gold. - Żadna z osób, która była na tej liście, nie potwierdziła dziennikarzom, że jest osobą, która lokowała środki (w Amber Gold). Nie umiem powiedzieć, czy to była zbieżność nazwisk, czy nie. Według mojej wiedzy na dzień dzisiejszy, mogła to być zbieżność nazwisk. Nazwisko Ewa Kopacz, czy Paweł Adamowicz występuje wielokrotnie - powiedział świadek.

- Wszyscy się wyparli i powiedzieli, że nie lokowali (środków w Amber Gold) - powiedział Marcin P.

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz napisał w środę po południu na Twitterze: "Kłamstw Marcina P. ciąg dalszy. Nigdy nie lokowałem środków w Amber Gold. Co jeszcze usłyszymy od człowieka, który oszukał tysiące osób".

2012 - rok upadku

Głośno o sytuacji spółki Amber Gold zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy należące do tej spółki linie lotnicze OLT Express zaczęły mieć kłopoty finansowe - zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika, a następnie spółka poinformowała, że wycofuje się z inwestycji w linie lotnicze. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. W połowie sierpnia 2012 r. upadłość ogłosiła spółka Amber Gold.

Po upadku OLT Express okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk, który miał się zajmować obsługą prasową linii OLT Express i analizą ruchu lotniczego z Gdańska.

Pierwszy zarzut oszustwa znacznej wartości wraz z wnioskiem o areszt wobec szefa Amber Gold Marcina P. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła pod koniec sierpnia 2012 r. Jesienią 2012 r. śledztwo przeniesiono do Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która w czerwcu 2015 r. sporządziła akt oskarżenia ws. Amber Gold.

16 tys. tomów akt

W śledztwie, prowadzonym przez prokuraturę wspólnie z ABW, przesłuchano prawie 20 tys. świadków, a akta sprawy liczą ponad 16 tys. tomów.

Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku. Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia.

Z materiału zebranego do tej pory przez Prokuraturę Regionalną w Łodzi - która prowadzi śledztwo mające ustalić, gdzie trafiły pieniądze wyprowadzone z Amber Gold - wynika m.in., że od 15 grudnia 2011 r. do 30 sierpnia 2012 r. na rzecz OLT Express przelano z kont Amber Gold 5 mln 800 tys. dolarów i 43 mln 600 tys. zł. Jak ustalono, mimo tego OLT Express nie realizowała swoich zobowiązań finansowych wynikających choćby z konieczności uregulowania rat leasingowych za samoloty.

Syndyk masy upadłościowej spółki Józef Dębiński mówił pod koniec maja PAP, że do tej pory z majątku firmy Amber Gold udało mu się odzyskać ok. 60,5 mln zł. Zaznaczył, że nie ma jeszcze ostatecznej listy wierzytelności Amber Gold. Na tę chwilę, wierzytelności te wynoszą ok. 650 mln zł.

Trwa ładowanie wpisu