Badania "Polacy pracujący 2007", wykonane dla Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan", zaskakują. Wynika z nich, że pracujący Polak nie jest już nieszczęśnikiem, dla którego wyjście do firmy jest mordęgą, każda godzina w niej spędzona utrapieniem i czeka tylko, by wrócić do domu. "Do tej pory bardzo mało wiedzieliśmy, co tak naprawdę myślą o pracy zatrudnieni, i nie ukrywam, że po obejrzeniu wyników badań jestem mile zaskoczona" - mówi Henryka Bochniarz, prezydent PKPP.
Co się takiego stało, że nagle doceniliśmy pracę i zamiast narzekać na zbyt niskie zarobki (przecież nie satysfakcjonują one 70 proc. pytanych), zaczęliśmy dostrzegać w niej dobre strony? "Z pewnością wpływ na to ma wzrost pozycji pracownika na rynku, a to przełożyło się nie tylko na podwyżki, ale i na większy komfort oraz lepszą atmosferę w miejscu pracy" - tłumaczy prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Jego zdaniem, wśród Polaków zapanował znacznie większy optymizm co do perspektyw zawodowych. "Ale ile on potrwa? Nie wiem. Wszystko w rękach przedsiębiorców" - dodaje.
Zadowolenie się utrzyma, jeśli Polacy będą wykonywać pracę, która daje im satysfakcję, a pracodawcy spełnią pokładane w nich nadzieje. Z raportu wynika bowiem, że praca daje poczucie własnej wartości aż 70 proc. Polakom, 85 proc. czuje się w niej potrzebnymi, a trzy czwarte zaskarbia sobie dzięki niej szacunek otoczenia.
Jednak czy tak entuzjastyczne podejście do pracy, nie skończy się tym, że większość z nas zostanie pracoholikami? W końcu już teraz 42 proc. pytanych stwierdza, że chętnie pracuje dłużej niż osiem godzin, a 56 proc. deklaruje, że lubi spędzać wolny czas z kolegami i koleżankami z biura. "Wielu Polaków zaczęło w pracy odnajdywać swoje drugie ja, a co za tym idzie, poświęcać jej za dużo swojego prywatnego czasu. Jeśli nie będą potrafili oddzielić sfery osobistej od tej zawodowej, może zakończyć się to dla nich tragicznie" - ostrzega socjolog prof. Jacek Leoński.
Pracoholizmu nie boi się Paweł Sieradzki, górnik z kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej. "Naprawdę ponad 70 proc. ludzi uwielbia chodzić do roboty? Zapraszam na dół, na jedną szychtę. Zmienią zdanie. Ja w każdym razie liczę dni do emerytury i mam nadzieję, że jej szczęśliwie doczekam" - mówi.
------------
Praca przestała być dla nas złem koniecznym - mówi Marcin Król, historyk idei i filozof Uniwersytetu Warszawskiego
Magdalena Janczewska: Jak to możliwe, że lubimy swoją pracę...?
Marcin Król: Polska zaczęła ewoluować w stronę Zachodu. Praca nie jest już złem koniecznym, owszem, jest koniecznością - ale nie tylko ze względów materialnych. Stała się zajęciem fundamentalnym. Decyduje o poczuciu własnej wartości, daje satysfakcję i świadczy o pozycji społecznej.
Jak wytłumaczyć to, że nawet zbyt niskie wynagrodzenie nie przeszkadza 74 proc. pracowników przychodzić z radością do firmy?
Bo dojrzeliśmy jako społeczeństwo. Kiedyś pokutowało u nas podejście, że czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy. Teraz traktujemy pracę zadaniowo. Chcemy widzieć jej efekty. Widzimy, że na rynku pracy jest coraz lepiej, i wierzymy, że to niedługo przełoży się także na nasze zarobki. Dodatkowo, co bardzo ważne, praca po prostu stała się ciekawsza i bardziej ambitna. Wykonuje się coraz mniej zajęć idiotycznych. Zastępują nas w tym maszyny.
Ale czy nie grozi nam pracoholizm?
Powoli zaczyna się zacierać podział na czas pracy i czas wolny, ale nie szukałbym w tym zagrożenia. Daleko nam do Niemców, którzy chodzą na specjalne kursy, na których uczą się, jak spędzać czas wolny.
Najwyraźniej praca przestała być traktowana przez Polaków jako zło konieczne. Trzech na czterech z nas idzie do firmy z przyjemnością, a ponad 42 proc. chętnie przebywa w przedsiębiorstwie dłużej niż osiem godzin - wynika z najnowszych badań CBOS opublikowanych przez DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama