Tego dokumentu szukają od wielu lat historycy zajmujący się badaniem dziejów PRL. Chodzi o rozkaz, na mocy którego milicja i wojsko użyły broni przeciwko robotnikom protestującym na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku przeciwko podwyżkom cen. Rozkaz ten miałby być podpisany przez generała Wojciecha Jaruzelskiego, ówczesnego ministra obrony narodowej. Sam Jaruzelski przez lata konsekwentnie zaprzeczał istnieniu takiego dokumentu i temu, że zezwolił na użycie broni. Jednak Lech Kowalski, biograf Czesława Kiszczaka i Wojciecha Jaruzelskiego przekonuje, że rozkaz istnieje i że niewiele brakowało, by dostał go w swoje dłonie.

Reklama

Na początku lat 90. byłem u wdowy po gen. Urbańczyku, który dowodził tłumieniem buntu robotników na Wybrzeżu w 1970 roku. Zabrakło mi zaledwie pięciu minut, żeby przejąć rozkaz podpisany przez gen. Jaruzelskiego dotyczący tego, jak rozprawić się z protestującymi robotnikami - przyznaje Kowalski w rozmowie z "Super Expressem". Jednak, jak dodaje, ktoś z domowników wywołał wdowę i nie zgodziła się wydać tego dokumentu.

Zdaniem biografa Kiszczaka i Jaruzelskiego, wielu generałów ma w swoich archiwach takiej rangi dokumenty. - Mam za sobą wywiady z całą wierchuszką LWP i za każdym razem, kiedy doszło do jakiegoś spięcia między mną a nimi w kwestiach politycznych, to taki generał szedł do drugiego pokoju i wracał z teczką z dokumentami. Rzucał nią i mówił: "A nie mówiłem, że tak było?" - opowiada Lech Kowalski.

Jak dodaje dr Piotr Gontarczyk, historyk Instytutu Pamięci Narodowej, podobne dokumenty znajdują się również w domach byłych oficerów SB. - Jednym był na przykład były funkcjonariusz Frączkowski, który przechowywał takie dokumenty u siebie. Drugim - przykład ministra sprawiedliwości z PSL Aleksandra Bentkowskiego, który niezbyt radził sobie w procesie lustracyjnym i tygodnik "Nie" zaczął publikować dokumenty SB z jego teczki. Pamiętam, że dotarły do mnie przed laty informacje dotyczące takich dokumentów w domu Wojciecha Jaruzelskiego - podkreśla w rozmowie z "Super Expressem".

Reklama

Nie sądzę, żeby wdowa po generale Kiszczaku była jedynym dysponentem tego rodzaju materiałów, a podobne archiwa zapewne znajdują się jeszcze w niejednych rękach byłych funkcjonariuszy SB - stwierdza prof. Antoni Dudek, przewodniczący Rady IPN w rozmowie z "Rzeczpospolitą".