Teorię o migracji dinozaurów spopularyzował w 1980 roku paleontolog Nicholas Hotton III. Badacz twierdził, że w miarę zbliżania się zimy, żyjące w okolicach północnego bieguna pragady wędrowały na południe. Niektóre z nich miały pokonywać w jedną stronę dystans wynoszący - bagatela - 3200 kilometrów!

Reklama

Hipotezę tę postanowiło zweryfikować dwóch naukowców z kanadyjskiego Uniwersytetu Alberty. Zajęli się oni edmontozaurem - ważącym nawet ponad 4 tony kolosem, którego kości znajdowano zarówno na Alasce, jak i w odległej od niej o ponad tysiąc kilometrów kanadyjskiej prowincji Alberta. Do tej pory uważano, że edmontozaur był w stanie przewędrować całą tę odległość.

"Kiedy policzyliśmy, ile energii potrzebowałby na taki <spacer> edmontozaur, okazało się, że musiałby mieć wydajność energetyczną ptaków. Żadne z żyjących obecnie lądowych zwierząt nie chodzi aż tyle" - mówi Phil Bell, jeden z naukowców badających wędrówki dinozaurów.

Dla porównania, najwytrwalsi spacerowicze naszych czasów to:

Karibu - 5,5 tysiąca kilometrów,
Renifer - 2 tysiące kilometrów,
Wilk - 720 kilometrów,
Słoń - 560 kilometrów,
Żyrafa - 80 kilometrów.



Jednak w ich przypadku podane odległości dotyczą całej wędrówki odbywającej się najczęściej po kole.

Jak zatem wyglądała polarna zima dinozaurów? Wbrew pozorom, nie tak źle. W czasach, kiedy żyły, było cieplej niż obecnie, a średnia temperatura na biegunach wynosiła 5 stopni Celsjusza. W zimowych ciemnościach pragady nie musiały więc zagrzebywać się w śniegu i zasypiać. Cały czas żerowały - dookoła było sporo choin, skrzypów i paproci.

Co więcej, najnowsze badania wykazały, że niektóre dinozaury (np. tyranozaury) pokryte były nie łuskami, ale piórami. A to oznacza, że nie marzły nawet w czasie polarnych zim sprzed 70 milionów lat.