Można sobie wyobrazić zepchnięcie Ziemi z jej orbity i skierowanie jej wprost na Słońce, życiodajną (dotąd) gwiazdę. Według obliczeń poczynionych przez Granta Naylora w książce "Infinity Welcomes Careful Drivers", by tego dokonać, potrzeba ludzkości jeszcze 140 lat nieprzerwanego rozwoju technologicznego.

Reklama

Nieco bardziej abstrakcyjny sposób polegałby na stworzeniu tzw. maszyny von Neumanna. Maszyna taka w założeniu potrafi sama siebie kopiować, pod warunkiem, że w jej zasięgu znajdują się surowce, z których została stworzona. Maszyna von Neumanna zdolna pożreć Ziemię powinna zatem składać się głównie z krzemu, żelaza, aluminium i magnezu. Nie musiałaby być wielka, ponieważ każda kolejna sztuka kopiowałaby się samoczynnie aż do wyczerpania surowca - w tym przypadku Ziemi.

Znacznie „prościej” brzmi pomysł wydrążenia Ziemi i wysłania jej masy w kosmos. Do tego potrzebne byłoby bardzo wydajne działo, które mogłoby wystrzeliwać materię z prędkością 11,2 km/s, czyli drugą prędkością kosmiczną. Jednak nawet gdybyśmy mieli takie urządzenie, cała praca - nawet przy założonej prędkości „demontażu” sięgającej miliarda ton masy na sekundę - zajęłaby nam 189 milionów lat. Nie jest to zatem sposób na szybkie zniszczenie naszej planety.

Jeśli zależy nam na czasie, czarna dziura także nie jest dobrym pomysłem. Najbliższy tego typu obiekt astronomiczny znajduje sie 1600 lat świetlnych od Ziemi. Abstrahując od samej organizacji przenosin Ziemi w rejon czarnej dziury (lub na odwrót), sama podróż zajęłaby stanowczo za długo czasu.

Reklama

Co innego, o dziwo, z małą czarna dziurą. Choć tworzenie czarnych dziur "na zamówienie", w naukowych laboratoriach jest póki co możliwe tylko w książkach science fiction, to gdyby udało się ją jednak tego dokonać, mogłaby ona pożreć Ziemię w dość krótkim czasie. Problem jednak polega na tym, że będąc małą czarną dziurą, musiałaby mieć ogromną masę, w przeciwnym wypadku ulotniłaby się w mgnieniu oka z powodu tzw. promieniowania Hawkinga. Czarna dziura mogłaby powstać na Ziemi poprzez zgromadzenie w jednym miejscu i doprowadzenie do połączenia wielu jąder atomowych, które stanowią ogromną większość masy atomu.

Skuteczniejszym sposobem mogłoby być wykorzystanie... dziwadełka. Tak nazywa się hipotetyczne ciało składające się z tzw. dziwnej materii. Dziwadełko teoretycznie jest możliwe do uzyskania w Zderzaczu Ciężkich Relatywistycznych Jonów (RHIC), mieszczącym się na Long Island koło Nowego Jorku. Największym problemem w tym przypadku byłoby utrzymanie dziwadełka w stabilnym stanie. Jeśli to by się udało, twór ten pochłonąłby wszystko, zamieniając Ziemię w glob złożony z dziwnej materii. Problem z dziwadełkiem pojawił się w mediach przy okazji uruchomienia Zderzacza w Stanach Zjednoczonych, wydaje się, że podobne obawy pojawiły się niedawno przy okazji uruchomienia Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC) w Europie.

Jest wiele jeszcze teoretycznych zupełnie pomysłów na zniszczenie Ziemi, wynikających z postępu w fizyce. W tym miedzy innymi zniszczenie przez ogromną eksplozję energii zawartej w próżni. Naukowcy spekulują, że energia próżni zawarta w tak małej przestrzeni jaką jest wnętrze zapalonej żarówki jest wystarczająca, aby zagotować każdy ocean na Ziemi.

Reklama

Teoretycznie sposób zawsze się znajdzie, lecz ludzkość nie jest w chwili obecnej w stanie zgotować sobie totalnej apokalipsy za jednym zamachem. Na szczęście wymaga to czasu, i to długiego. Skądinąd sam autor tekstu w LiveScience chyba nie wierzy w możliwość zrealizowania któregokolwiek z apokaliptycznych scenariuszy, jednak rzetelnie podaje źródła wymienianych przez siebie pomysłów.

Więcej o scenariuszach zniszczenia Ziemi