Gdyby te doniesienia okazały się prawdziwe, mogłyby wstrząsnąć podstawami chrześcijaństwa. Jednak pytani przez nas naukowcy określają tezy stawiane przez twórców filmu jako stek bzdur.

"Odnaleźliśmy 10 sarkofagów, w których spoczywały szczątki Jezusa i jego najbliższej rodziny" - twierdzą izraelscy archeolodzy i autorzy filmu dokumentalnego "The Lost Tomb Of Jesus" (Zaginiony grób Jezusa).

Realizacja półtoragodzinnego filmu pochłonęła 4 mln dol.; reżyserował go kanadyjski dokumentalista Simcha Jacobovic, a producentem jest James Cameron, twórca "Titanica". Film pokaże najpierw 8 marca kanadyjska Vision TV, a na wiosnę obejrzą go widzowie kanałów Discovery, brytyjskiego Channel 4 i izraelskiego Channel 8. Dzisiejsza konferencja prasowa to początek akcji promocyjnej.

James Cameron i jego współpracownicy twierdzą, że po raz pierwszy pokażą trzy sarkofagi z rzekomymi szczątkami Jezusa z Nazaretu, jego matki Marii oraz Marii Magdaleny. Znajdują się one obecnie w pomieszczeniach należących do izraelskiej instytucji Israel Antiquities Authority w miejscowości Bet Shemesh pod Jerozolimą.

"To nonsens i pogoń za tanią sensacją" - odpowiada DZIENNIKOWI izraelski archeolog prof. Ronny Reich z Uniwersytetu Bar-Ilan pod Tel Awiwem. Jego zdaniem w ostatnich latach zapanowała swoista moda na tematy związane z Biblią i Chrystusem. Twórcy filmów poszukują tematów, które mogą trafić na pierwsze strony gazet. Reich podkreśla, że groby mężczyzn o imieniu Jezus będących synami Józefa znaleziono również w wielu innych miejscach w Izraelu. Wtóruje mu prof. Jolanta Młynarczyk, archeolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

"W Judei po roku od pochówku wkładano kości zmarłych do skrzynek zwanych ossuariami. Zwyczaj ten najbardziej rozpowszechnił się właśnie w okresie I wiek p.n.e - I wiek n.e. To, że znaleziona skrzynka miała podpis >Jezus syn Józefa<, o niczym jeszcze nie świadczy. W tym okresie były to niezwykle popularne imiona" - dodaje Młynarczyk.

Dokument Camerona i Jacobovica opowiada historię od czasu odkrycia sarkofagów do ustalenia rzekomej autentyczności zawartych w nich szczątków. Wszystko zaczęło się w marcu 1980 r. w Jerozolimie w dzielnicy Talipiyot, gdzie odkryto liczącą 2 tys. lat jaskinię, w której natrafiono na 10 sarkofagów.

Na sześciu widniały hebrajskie, łacińskie lub greckie inskrypcje z imionami: Jesua bar Yosef (Jezus, syn Józefa), Maria (łacińska wersja hebrajskiej Miriam), Mariamne (według prof. Francois Bovona z Uniwersytetu Harvarda takie było prawdziwe imię Marii Magdaleny), Matia (hebrajska wersja Mateusza), Jofa (Józef określany w filmie jako brat Jezusa) oraz Yehuda bar Yeshua (Juda, syn Jezusa).

Filmowcy i współpracujący z nimi archeolodzy twierdzą, że to rzeczywiście syn Jezusa z Nazaretu. Argumentują jednak w dosyć zaskakujący sposób - testy DNA, przeprowadzone w uniwersyteckim laboratorium w kanadyjskim mieście Thunder Bay miały dowieść, że Jesuy i Mariamne nie łączyły rodzinne więzi. A to zdaniem szefa laboratorium dr. Carneya Mathesona może oznaczać, że byli małżeństwem.

Kanadyjscy filmowcy nie są pierwszymi, którzy podchwytują tę ryzykowną hipotezę. O tym, że Jezus i Maria Magdalena wzięli ślub i mieli rzekomo dzieci, przekonywał już wcześniej Dan Brown w powieści "Kod Leonarda da Vinci". Film w reżyserii Rona Howarda z Tomem Hanksem i Audrey Tatou w rolach głównych kosztował 125 mln dol. i - choć przez historyków traktowany jest jak zlepek idiotyzmów niepopartych żadną rzetelną wiedzą - już po trzech miesiącach od premiery przyniósł jego twórcom 217 mln dol. Wiele wskazuje na to, że kanadyjski reżyser także liczy przede wszystkim na popularność i pieniądze.

















Reklama