We wsi Dębowa Góra koło Skierniewic wylądował sęp płowy. To ornitologiczna sensacja ostatnich lat - ocenia "Dziennik Łódzki". Nic zatem dziwnego, że Daniel Cybulski zaniemówił z wrażenia, gdy zobaczył ptaka na swoim polu. Sęp nie mógł latać, dlatego mężczyzna postanowił mu pomóc. Zabrał go ze sobą do domu.

Czym prędzej zadzwonił do specjalistycznej firmy w Łodzi. Co usłyszał? "Sęp? A może kondor?! Przecież w Polsce nie ma sępów! Zresztą my zajmujemy się ptakami krajowymi, a nie egzotycznymi".

Dopiero szef Leśnictwa Miejskiego w Łodzi przyjechał pod Skierniewice po sępa. I zawiózł go do ogrodu zoologicznego w Łodzi, do szpitala dla zwierząt. Tam specjaliści pomagają mu odzyskać zdrowie i wyleczą ranne skrzydło.

Historia skończyła się dla ptaka dobrze, ale ornitolodzy zachodzą w głowę, skąd w naszym kraju wziął się sęp płowy. Może uciekł z międzynarodowej hodowli w Austrii? Szef łódzkiego zoo odrzuca tę wersję, bo ptak nie miał obrączki.

Sprawę wyjaśnia ornitolog z Uniwersytetu Łódzkiego. Doktor Tomasz Janiszewski tłumaczy, że sępy płowe to ptaki wędrowne. "One mają włóczęgostwo we krwi. Żyją na Bałkanach i często zapuszczają się dość daleko. Ten najwyraźniej się zapędził, doznał kontuzji i wylądował pod Skierniewicami. Jeśli uszkodzenie skrzydła nie jest zbyt poważne, wróci na wolność" - zapewnia ornitolog.