O tym, że zwłoki – lub ich fragmenty – służą studentom medycyny do nauki, nie trzeba nikogo przekonywać. I być może na tym zainteresowanie ich dalszym losem powinno się kończyć, pomyśli wielu. Ale nie Mary Roach – reporterka na własne oczy chce się przekonać, jak jeszcze mogą przysłużyć się nauce.
Zagląda więc do sal szkoleniowych, gdzie odcięte ludzkie głowy pozwalają lekarzom medycyny estetycznej ćwiczyć techniki operacyjne ("Głowa jest zbyt cenna, by ją tracić"), ale i przemierza pola wykorzystywane do badań nad ludzkim rozkładem ("Życie po śmierci"). "Poziom zawartości potasu w gałkach ocznych pomaga podczas pierwszych 24 godzin" – odnotuje potem w książce "Sztywniak, czyli osobliwe życie nieboszczyków".
"Trup za kółkiem"
Ale Roach obserwuje też testy wypadkowe, w których wykorzystuje się ludzkie zwłoki - wcześniej umieszczone w specjalnym kombinezonie ("Trup za kółkiem"). Zaskoczeni?
"Przez ostatnie 60 lat martwi pomagali żywym wyznaczać granicę ludzkiej odporności na uderzenie w głowę, nadzianie się na coś klatką piersiową, miażdżenie kolan i wnętrzności – wszystkie te okropności, które mogą przydarzyć się uczestnikom wypadków na drodze" – tłumaczy autorka "Sztywniaka". "Kiedy już producenci samochodów dowiedzą się, jak wielką siłą uderzenia może wytrzymać czaszka lub kręgosłup czy ramię, będą mogli produkować samochodowy, w których, jak mają nadzieję, w razie wypadku ludzie nie będą narażenie na działanie sił przekraczających wartości krytyczne".
To właśnie zasługą takich eksperymentów naukowców jest m.in.: obecność przedniej szyby (początkowo autami jeździło się w goglach), brak wystających gałek na deskach rozdzielczych (z czasem zabezpieczonych dodatkowo miękką obudową), a także np. grubszej kierownicy (cieńsze, jak kijek narciarski, wcześnie montowano pod takim kątem, że trafiały prosto w serce). Nie wspominając już o trzypunktowych pasach bezpieczeństwa i np. poduszkach powietrznych.
Zresztą naukowcy już dawno to policzyli: dzięki zmianom od 1987 roku udało się uratować około 8,5 tys. osób. "Na każde zwłoki, które przejechały się w symulatorze zderzeń w testach pasów bezpieczeństwa przypada co roku 61 ocalonych istnień. Dzięki każdej głowie testującej poduszkę bezpieczeństwa 247 osób wychodzi cała z niegdyś śmiertelnych wypadków. Każde zwłoki rozbijające własnym ciałem przednią szybę ocalają 68 osób rocznie", o tym też wie coraz więcej osób.
Niewielu z nas ma z kolei świadomość, że zwłok nie sadza się w samochodach testowych. Zamiast tego umieszcza się je przed szybą/ścianą/deską rozdzielczą, po czym zrzuca z odpowiedniej wysokości. Albo kieruje w ich stronę specjalne urządzenie; po zakończeniu testów szczegółowo analizuje wszelkie pęknięcia, zmiażdżenia i otarcia.
"Święty trup"
Na tym jednak nie kończy się rola zwłok, jak przekonuje Roach. Te mają też ujawnić przebieg wypadków lotniczych ("Poza czarną skrzynką"), zasięg działania broni palnej ("Trup idzie do wojska"). Ale mogą być też wykorzystywane do symulacji ukrzyżowań, głównie w kontekście badań na całunem turyńskim ("Święty trup"). W tym ostatnich przypadkach nie wykorzystuje się, co do zasady, całych ciał. Jedynie ich fragmenty.
"Wreszcie, zapamiętale pracując młotkiem, Barbet znalazł punkt, który uznał za jakby stworzony do wbicia gwoździa: przestrzeń Destota, szczelinę kształtu ziarnka grochu, między dwoma rzędami kości nadgarstka. >Przy każdej próbie – pisał – szpic gwoździa sam wybierał sobie kierunek i ześlizgując się po ścianach lejka, spontanicznie znajdował drogę do miejsca, które już na niego czekało (…) A ten właśnie punkt jest dokładnie w miejscu, gdzie na całunie znajdują się plamy po gwoździu, a o tym miejscu żaden fałszerz nie mógłby mieć pojęcia>", Roach cytuje jednego z badaczy.
Na koniec swoje poszukiwania skwituje już sama. I to krótko: "Odporność zwłok czyni je superbohaterami, którym zawdzięczamy bezpieczeństwo i zdrowie".