Choć dorosły kornik drukarz ma zaledwie 5 milimetrów, spustoszenie sieje ogromne. Szkodniki występują niemal w całej Polsce, jednak najgorsza sytuacja panuje w Beskidach, gdzie do wycinki kwalifikuje się już ponad 270 tys. hektarów lasu (to cztery razy więcej niż powierzchnia Warszawy). Jeśli inwazja kornika nie zostanie powstrzymana, wkrótce Beskid Śląski oraz Żywiecki straszyć będą gołymi zboczami gór. "Dzień w dzień moi ludzie chodzą po lasach i szukają zaatakowanych przez niego drzew" - opowiada nam nadleśniczy w Wiśle Witold Szozda. Takie drzewa trzeba wyciąć i wywieźć z lasu, a korę spalić.

Reklama

Inwazji korników sprzyja globalne ocieplenie. Owady w Beskidach zaczęły masowo wylęgać się już w 2002 roku, ale największe straty leśnicy zanotowali w czasie upalnego lata 2006 roku. "Świerk lubi, jak jest zimno i dużo wilgoci. Kornik odwrotnie - upały są dla niego jak viagra. Rozmnaża się wtedy jak szalony" - mówi Szozda. "Średnia temperatura stycznia w ciągu 20 lat wzrosła w tym regionie prawie o jeden stopień Celsjusza. Dla ludzi to niewiele, ale dla roślin może to być zabójcze" - dodaje profesor Kazimierz Rykowski z Instytutu Badawczego Leśnictwa.

Leśnicy w walce z plagą szkodników chwytają się wszystkich dostępnych środków. W lasach można spotkać wiszące na gałęziach pojemniki - pułapki feromonowe, które zwabiają, a potem zabijają owady. Na wiosnę księża w beskidzkich parafiach namawiali górali do usuwania chorych drzew z prywatnych lasów. Kolejną metodą walki z kornikami jest sadzanie w miejsce wyciętych chorych świerków naturalnego dla tych terenów lasu jodłowo-bukowego, bo tych gatunków drzew korniki nie atakują.

Z pomocą leśnikom przyszło również w tym roku niespodziewanie nieco chłodniejsze lato niż w poprzednich sezonach. "W tym roku sytuacja jest wyraźnie lepsza. Pojawiła się szansa na opanowanie plagi. Jeszcze nie w tym roku, ale może za pięć lat uda się zwalczyć kornika" - mówi nadleśniczy Witold Szozda.

Reklama

p

Kornik nie zna granic

Z plagą korników walczą także leśnicy na Słowacji. By opanować epidemię, przyjęto wyjątkowo radykalną metodę - wycina się nie tylko chore drzewa, ale również cały okoliczny las. To dlatego niektóre graniczne szczyty po słowackiej stronie gór są obecnie całkowicie pozbawione drzew.

Reklama

W Czechach po stwierdzeniu korników w parku narodowym Sumava wybuchła ogólnonarodowa debata. Leśnicy chcieli wycinać chore drzewa, a popierani przez naukowców ekolodzy stanęli w ich obronie. Argumentowali, że korniki to element przyrody, w którą na terenie parku narodowego nie można ingerować. Ekolodzy przykuci do drzew w obronie korników trafili na pierwsze strony czeskich gazet i do głównych wydań wiadomości telewizyjnych.

Korniki dały o sobie znać także w niemieckiej Bawarii i w Austrii, z ich plagą boryka się też Kanada. Jednak tam lasy są tak ogromne, że nikt nie jest w stanie powstrzymać wędrówki szkodników. Rząd podjął więc decyzję, że inwazję korników trzeba po prostu przeczekać, mając nadzieję, że szkody przez nie wyrządzone da się naprawić.