Podobnie jak w przypadku profesjonalnych sportowców mięśnie psów nie były zupełnie obojętne na wzmożony wysiłek. Zbyt intensywna praca, jaka towarzyszy np. pierwszym dniom rajdu, powoduje uszkodzenia mięśni w najbardziej obciążonych miejscach. I choć po dniu lub dwóch odpoczynku włókna mięśniowe regenerują się, to jednak każda powtórna dawka takich samych ćwiczeń kończy się ponownymi uszkodzeniami w tych samych miejscach. Tak przynajmniej jest u ludzi. "Inaczej jest w przypadku psów z Iditarod" - zauważa Davis. Jak wykazały jego badania, mięśnie psów potrafią się w jeden dzień uodpornić na powtarzające się przeciążenia.

Reklama

Sportowcy mogliby też pozazdrościć zaprzęgowym psom niezwykłej pojemności aerobowej organizmu. Wskaźnik ten informuje o wydolności układu krążeniowego i oddechowego oraz mówi, jak sprawnie tlen jest dostarczany do mięśni. Jak się okazało, pojemność aerobowa psów jest niemal dwukrotnie wyższa niż u zawodowych sportowców, dzięki czemu ich mięśnie mogą pracować o wiele wydajniej.

Oczywiście do pracy mięśnie potrzebują nie tylko tlenu, ale też "paliwa". Z badań dr. Davisa wynika, że podczas wyścigu psy zjadają codziennie pokarm o wartości 12 tys. kcal (to tak, jakby ważący 27 kg pies zjadł 24 amerykańskie Big Maki). Dla porównania kaloryczna norma dorosłego, pracującego w biurze mężczyzny to ok. 2,5 tysiąca kalorii dziennie. Choć wielokrotny złoty medalista w pływaniu, Michael Phelps, w czasie zawodów także stosuje dietę "12 tysięcy kalorii", to przecież waży tyle, co trzy zaprzęgowe psy. Jak zauważa Davis, dostarczenie psu takiej ilości kalorii to nie lada sztuka. Dlatego karmy przygotowywane na wyścig składają się nawet w 70 proc. z tuczących tłuszczy. Jednak mimo to biegające psy nie cierpią ani na otyłość, ani na cukrzycę typu II - a takimi schorzeniami mogłaby się skończyć podobna dieta dla ludzi.