Stalowo-pomarańczowy Bloodhound SSC ma 12,8 m długości, waży 6,4 t i w niczym nie przypomina normalnego samochodu. Wygląda raczej jak rakieta na kołach, które zresztą wykonane będą z najwyższej próby tytanu, tak aby wytrzymały ogromne prędkości. Pojazd napędzać będzie odrzutowy silnik, na co dzień używany w myśliwcach Typhoon-Eurofighter.

Reklama

Dzięki temu maksymalna prędkość brytyjskiego samochodu wyniesie aż 1050 mil na godz., a do jej osiągnięcia wystarczy zaledwie 40 s. Oznacza to, że Bloodhound SSC będzie szybszy niż kula z pistoletu, zaś drogę pomiędzy najbardziej oddalonymi od siebie miejscami w Wielkiej Brytanii - z zachodu Kornwalii do północnych skrawków Szkocji - teoretycznie mógłby pokonać w 51 min.

Pomysłodawcą całego projektu jest Paul Drayson, wiceminister nauki w resorcie innowacji, uniwersytetów i zdolności, a przy okazji zapalony kierowca wyścigowy. Uważa on, że wyzwanie, jakim jest bariera tysiąca mil, pomoże pobudzić zainteresowanie brytyjskich dzieci naukami ścisłymi i zachęci ich do studiów technicznych. Do przedsięwzięcia zaangażował dwóch ludzi, którzy ustanowili dwa poprzednie samochodowe rekordy prędkości. Richard Noble w 1983 r. jako pierwszy przekroczył 1000 km/h, zaś później kierował budową pojazdu Thrust SSC, którym w 1997 r. pilot RAF-u Andy Green osiągnął barierę dźwięku. Teraz wspólnie pracują nad nowym projektem, którego koszty szacowane są na 12 mln funtów.

"Światowy rekord prędkość należy do nas od 25 lat i choć rywalizacja dopiero się zaczyna, musimy go bronić" - mówił dziennikarzom Noble. Green, który będzie siedział za kierownicą, przyznaje, że jazda z tak ogromną szybkością będzie niebezpieczna. "To warte jest ryzyka. Nie tylko z racji wyzwania, nagrody i rekordu, ale także dlatego, że zainspiruje całą generację inżynierów w kraju" - wyjaśniał Green.

Reklama

Noble i Green potajemnie pracowali nad Bloodhound SSC przez ostatnich 18 miesięcy. Przedstawiony w londyńskim Muzeum Nauki projekt ma być gotowy do pobicia rekordu w 2011 r. Brytyjczycy muszą się jednak spieszyć, bo podobne zamiary mają jeszcze dwa zespoły ze Stanów Zjednoczonych i jeden z Australii.