Chociaż w wielu domach wigilia wciąż jest tradycyjnie bezmięsna, to miłośnicy potraw pochodzenia zwierzęcego nie muszą się go wyrzekać. Jakiś czas temu Kościół katolicki dopuścił spożywanie posiłków mięsnych podczas tej wieczerzy. Ich wielbiciele nie muszą więc już czekać, aż wskazówki zegara pokażą 12 (albo na powrót z pasterki).
Za dekadę, a najdalej za dwie mięsiwa, które zjemy podczas świąt, nie będą już tym samym, co dziś gości na naszych stołach. Będą wyglądać i smakować podobnie; niewykluczone, że będą nawet miały podobną strukturę i będą równie soczyste. Różnica będzie zasadnicza: mięso przyszłości będzie dojrzewało w próbówce, a nie w chlewie, kurniku, stodole czy na polu.
Technologia stojąca za tą rewolucją nie jest jeszcze w pełni gotowa, ale jej zręby już powstały. Nie da się jej też powstrzymać, biorąc pod uwagę konsumenckie trendy - w tym rosnącą niechęć do spożywania posiłków zwierzęcego pochodzenia. Zwłaszcza że jest o co grać: wartość globalnego rynku mięsa była szacowana w ubiegłym roku na 1 bln dol. (ok. 4 bln zł). Nawet jeśli komórkowa hodowla mięsa - jak profesjonalnie nazywa się ta technologia - nie zastąpi całkiem tradycyjnej hodowli zwierząt, to i tak do uszczknięcia jest spory kawałek tortu.
Reklama