Jak wyjaśnia Vladimir Solovyov, szef Rosyjskiej Kontroli Lotu, do rozbicia się rosyjskiej maszyny Cosmos oraz amerykańskiego Iridium doszło na wysokości ok. 800 km, a więc w najbardziej "zatłoczonym" rejonie przestrzeni okołoziemskiej.
Przeczytaj o zderzeniu satelitów.
"800 km to bardzo popularna orbita, która jest wykorzystywana przez wiele różnego rodzaju satelitów" - powiedział reporterom Solovyov. Chmury szczątków pozostałych po wypadku stanowią dla niej spore zagrożenie. Jak wyjaśnia ekspert, nawet drobne odłamki mogą poważnie uszkodzić sprawne urządzenia, gdyż satelity buduje się zwykle z lekkich i dość delikatnych stopów metali, a ponadto zarówno one, jak i złom podróżują po orbicie z bardzo dużymi prędkościami.
Jak wynika z przeprowadzonych obserwacji, większość szczątków Cosmosa i Iridium znajduje się na wysokości 800 km. Część jednak uległa rozproszeniu w przestrzeni i wchodząc na orbity na wysokości od 500 do 1300 km.
Amerykańska armia stale monitoruje ok. 18 tys. obiektów znajdujących się na orbicie. Jak na razie jeszcze nie wiadomo, ile dokładnie odłamków powstało w wyniku wtorkowej kolizji oraz jakie są ich rozmiary. Zdaniem ekspertów ich ilość należałoby liczyć w setkach, a nawet tysiącach, jeśli uwzględni się drobniejsze kawałki.