I nie tylko zresztą jemu, bo w podobnej sytuacji jest większość "szczęśliwych beneficjentów", jak jeszcze niedawno pisała o nich prasa. I w ten sposób piękna historia o dzielnych, przedsiębiorczych Polakach, którzy nie boją się rynkowych wyzwań i z pomocą Brukseli rzucają się na wezbrane wody biznesu, zmienia się w brzydką historię o urzędnikach, którzy swoją nieudolnością i lenistwem potrafią zniszczyć każdy przejaw inicjatywy.
Urzędników, dla których najważniejszy jest przepis, że na odpowiedź namolnemu petentowi po raz kolejny upominającemu się o wypłatę zaliczki mają dokładnie miesiąc! A że petent może w końcu stracić płynność? Że może nie być w stanie spłacać rat kredytu zaciągniętego na otwarcie firmy? To już nie jest ich urzędniczy ból głowy. A powinien, bo jeśli jakikolwiek internetowy biznes upadnie, to nie będzie to już wyłącznie wina przedsiębiorcy, ale także urzędnika z PARP, który nie przelał mu w stosownym czasie obiecanych pieniędzy.