Klimat ociepla się z powodu emisji CO2, wzrasta poziom mórz, nadchodzą ekologiczne katastrofy. Skoro tak, dlaczego nie udało się wypracować porozumienia powstrzymującego kataklizm? Ponieważ do wszystkich tych klęsk trzeba dopisać słowo: prawdopodobnie. Decyzje kopenhaskie nie będą wcale zapobieganiem im, ale wykupem polisy ubezpieczeniowej na wypadek gdyby prawdopodobne okazało się rzeczywiste.
Polska straci, jeśli UE zobowiąże się do zredukowania emisji CO2 o 30 proc. do 2020 roku, porzucenia handlu emisjami w 2012 roku i wielomiliardowej pomocy krajom Trzeciego Świata. Z drugiej strony nie możemy nie partycypować w kosztach światowej polisy, skoro inni zechcą ją wykupić. Powinniśmy zatem hamować wychodzenie Unii przed szereg. Podejmiemy zobowiązania, kiedy podejmą je inni. Jeśli już zostaną poczynione, warto przerzucać ich koszty na kraje bogatsze i rozciągnąć je w czasie, byśmy mogli przygotować się do bezkolizyjnego wprowadzania innowacji.
Zapiszmy się do obozu tych, którzy chcą ratować klimat, ale nie kosztem ograniczenia produkcji i społecznych napięć.