Taki czyn zawsze jest godny potępienia, ale też zawsze zmusza do szerokiej refleksji. Golfista Tiger Woods, senator scenarzysta Krzysztof Piesiewicz, Berlusconi. Czy to świat schodzi na psy, czy tylko ludzie, którzy są na świeczniku, coraz łatwiej się degenerują?

Reklama

Silvio Berlusconi od lat sieje wiatr. Podczas gdy w Italii połowa narodu wciąż go kocha, druga połowa, a wraz z nią reszta świata, zastanawia się nad granicami jego buty i arogancji. Niczym spadkobierca rzymskich cesarzy i rodów patrycjuszowskich Berlusconi ma poczucie bezkarności absolutnej. To nic, że miesza władzę z biznesem – wykorzystując własne media do ataku na oponentów politycznych. To nic, że wchodził w konszachty z mafią, robił przekręty podatkowe. To nic także, iż jest bohaterem jednego skandalu obyczajowego po drugim. Berlusconi odrzucał wszystkie zarzuty, uznając je za atak polityczny. Jednocześnie atakował wszystkich, którzy nie byli mu wierni, posuwając się – w agresji słownej – poza granice przyjęte w tzw. cywilizowanym świecie.

Fizyczny atak na niego to fatalne rozwiązanie, bo agresja – Italia nie jest tu wyjątkiem – może przynieść tylko eskalację agresji. Cios w Mediolanie pokazuje jednak stopień desperacji i poczucia bezradności, do której Włochów doprowadziły rządy ich własnego premiera.