Wbrew tytułowi nie będzie to opowieść o zakonie pijarów, o Stanisławie Konarskim i Collegium Nobilium, lecz o pewnym tajemniczym zabiegu, który od stosunkowo niedawna tworzy ludzi albo ich obala, bez którego polityków po prostu nie ma, a co najmniej tak się powszechnie uważa. W jakim kontekście używamy tego określenia? Otóż mówimy na przykład o polityku: "wszystkie jego wypowiedzi to tylko pijar" albo ten lub ów źle wypada publicznie, "bo nie zadbano o jego pijar". Jest to zgwałcone i zdeprawowane pojęcie PR, czyli public relations, innymi słowy umiejętności sensownego i jasnego prezentowania poglądów przez różne osoby, które mają coś do zaprezentowania lub przez specjalistów upoważnionych przez te osoby.
Pijar, tak jak jest obecnie używany w Polsce, jest określeniem całkowicie nonsensownym, gdyż nie dotyczy public relations, lecz polega na przeciwstawieniu wypowiedzi merytorycznej - wypowiedzi nastawionej wyłącznie na zyskanie popularności u widzów (rzadziej czytelników). Innymi słowy, nie chodzi tu o jasny i komunikatywny przekaz, lecz o przekaz z założenia nie mający nic wspólnego z prawdą i służący wyłącznie omamieniu widza lub słuchacza. Ostatnio politycy PiS bardzo często oskarżają premiera Donalda Tuska, że uprawia tylko pijar, czyli nie zajmuje się rozwiązywaniem problemów, a tylko dobrym prezentowaniem samego siebie i ewentualnie swojego rządu i partii. Ale oskarżenia takie płyną ze wszystkich stron we wszystkie strony.
Z czego wynikła ta zupełnie idiotyczna mania? Oczywiście, polityka w czasach demokracji to nieuchronnie - między innymi - sztuka zyskiwania życzliwości wyborców i dlatego wszyscy politycy chcą się dobrze publicznie prezentować. Jednak tylko w Polsce doszło w takim stopniu do pogardzania inteligencją wyborców (czyli obywateli), że się sądzi, iż dla pozyskania ich wystarczy sama dobra prezencja i prezentacja, że nie mają oni zdania na temat rzeczywistych dokonań lub poglądów poszczególnych polityków. A zatem wystarczy się im dobrze sprzedać, wystarczy polityka opakować w kolorową bibułkę i zawiązać różową wstążeczką, by ludziom to wystarczyło i by na niego głosowali. Przekonanie o znaczeniu pijaru jest zatem wyrazem niesłychanie niskiego mniemania na temat ludzkiego rozumu i roztropności.
czytaj dalej
Skąd taka popularność pijaru, dlaczego to określenie jest tak często używane? Pierwszym powodem jest zapewne bardzo niska kultura publiczna polityków. Dlatego przyzwoite zachowanie w sytuacjach publicznych, umiejętność poprawnego wyrażania się po polsku czy też zdolność mówienia dłużej niż trzy minuty bez kartki uważa się nie za rzecz naturalną lecz za zabieg celowo stosowany. Rzeczą naturalną jest bowiem niezdolność polityków do powiedzenia czegokolwiek poprawną polszczyzną, nieumiejętność porozumiewania się na skutek niedostatków słownictwa czy zwyczajne gwałcenie gramatyki i stylistyki. Wszyscy politycy ponadto używają określeń zawiłych i pokrętnych, tam gdzie wystarczają słowa proste.
Drugim powodem jest nieumiejętność lub niechęć do prowadzenia polemik merytorycznych, które - rzecz jasna - wymagają pewnego przygotowania. Niech za przykład posłuży problem, przed jakim stanęła Polska przed rokiem, czyli pytanie o to, jak reagować na kryzys. Teraz - niemal na pewno - wiemy, że reakcja rządu była prawidłowa, ale proszę sobie przypomnieć, jak wyglądała debata publiczna i polityczna na ten temat, przecież poważny i skomplikowany. Praktycznie jej nie było, a większość wypowiedzi, nawet ekonomistów, uznawano za mające charakter pijarowski.
A zatem trzecim powodem stosowania tego określenie jest po prostu brak poglądów. Jestem przekonany, że w sytuacji nieustającej kontradykcji, w jaką wpadło polskie życie publiczne, bardzo wielu polityków nie ma w ogóle poglądów, bo wystarczy zaprzeczyć poglądom przeciwnika, a ponieważ on często też ich nie ma, to się go traktuje pijarem.
Bardzo to przykre, bo wierzę w demokrację i wierzę w mądrość obywateli, ale obawiam się, że w tej wierze jestem w Polsce pijarowskiej osamotniony.