Index: Mniejszość na Białorusi

Nadtytuł: Łukaszenko wykorzystuje fakt, że Sikorski zajęty jest myśleniem o wyborach prezydenckich

Główny problem z reżimem Aleksandra Łukaszenki polega na tym, że białoruski prezydent spalił za sobą wszelkie mosty. Musi trwać w tym, co jest.

To dlatego jego głównym politycznym celem jest zapewnienie trwałości swojej władzy, a nawet ustanowienie sukcesji na stanowisku prezydenta. Czyli zagwarantowanie go swojemu synowi.

Reklama

Bezradna Europa

Łukaszenko do perfekcji opanował politykę równoważenia dwóch potencjalnie niebezpiecznych dla siebie czynników. Z jednej strony Rosji, z drugiej – Zachodu. Pochłonięcie Białorusi przez Rosję oznaczałoby kres jego rządów. Wprowadzenie zachodnioeuropejskich, demokratycznych standardów byłoby równoznaczne z końcem jego dotychczasowego świata. Inna rzecz, że przyspieszona demokratyzacja Białorusi byłaby dziś na rękę Rosji, która mogłaby wykorzystać załamanie się reżimu Łukaszenki.

To wszystko powoduje, że zagraniczna polityka europejska, w szczególności polską, jest bezradna. Nie jesteśmy w stanie skutecznie wywrzeć na Łukaszence presji tak, by jednocześnie nie osłabić państwa białoruskiego.

Reklama

Zakładnicy

Polska mniejszość na Białorusi jest zakładnikiem tej sytuacji. Z jednej strony jako liczna i dobrze zorganizowana mniejszość stanowi potencjalne, pośrednie zagrożenie dla reżimu. Z drugiej - nie ma jednak żadnego przełożenia na realną władzę.

Łukaszenko może dość dowolnie traktować tę mniejszość. Bo w razie reakcji naszego MSZ zawsze może użyć szantażu i zasugerować, że teraz bliżej będzie mu do Putina. Dotąd takie jego zagrania działały.

Trzy dni po spotkaniu w Warszawie szefów naszej dyplomacji i Białorusi, Polaków spotkały represje. Fatalnie, gdybyśmy teraz, jako formy nacisku na władze użyli argumentu, że podpisanie umowy o małym ruchu granicznym stoi pod znakiem zapytania. Bo reżim nic by na tym nie stracił. W odróżnieniu od zwykłych Białorusinów.

Władze Białorusi rzeczywiście zagrały nam na nosie. W odpowiedzi nasz MSZ zadecydował, że do Polski nie mają wstępu działacze ze sprzyjającego Łukaszence Związku Polaków oraz zaangażowani w organizację represji urzędnicy. Białoruski ambasador trafił na dywanik. To dobry kierunek działań. Choć nie powinno się na tym skończyć. Bo odizolowanie powolnych Łukaszence działaczy spowoduje, że staną się oni jeszcze bardziej uzależnieni od prezydenta. Gdyby z kolei taki zakaz wjazdu objął wyższych urzędników Białorusi, byłaby to o wiele bardziej dokuczliwa dolegliwość. Bo tamtejsi politycy, choć dbają o trwałość swojego systemu, lubią czerpać korzyści z wyjazdów do krajów demokratycznych.

Samowolne groźby

Minister Sikorski zadeklarował, że Polska ma nowy, czternastopunktowy plan, który ma wywrzeć na Białorusi presję w sprawie przestrzegania praw człowieka i wolności obywatelskich. Wszystko dobrze. Problem w tym, jak Białorusini podejdą do samego ministra Sikorskiego. A dokładniej: czy potraktują go poważnie. Bo nasi sąsiedzi obserwują nas pilnie. I doskonale widzą, że sytuacja Radosława Sikorskiego jest co najmniej dziwna. Od dłuższego już czasu jest kandydatem na kandydata na prezydenta. A to z kolei powoduje, że spada znaczenie samego urzędu ministra spraw zagranicznych. Białorusini to widzą i skwapliwie wykorzystują sytuację.

Bolączką naszej polityki zagranicznej, szczególnie tej wschodniej, jest to, że została mocno podporządkowana naszej sytuacji wewnętrznej. W poprzednich wyborach prezydenckich jeden z kandydatów jeździł na Białoruś i tam kobiety w podeszłym wieku całowały go po rękach. Potem ten obrazek telewizyjny był wykorzystywany w kampanii.

Tymczasem, gdy reżim białoruski stosował pierwsze represje i zaczynał dopiero odbierać budynki polskiej mniejszości, nasza reakcja była niewspółmiernie łagodna.

Teraz na własną rękę grozimy Białorusi sankcjami unijnymi. Pytanie, na jakiej podstawie to robimy? I czy rzeczywiście inne kraje Wspólnoty zrozumieją nasze racje. Gdyby udało się nam doprowadzić do wspólnego stanowiska w tej sprawie całej Unii, byłby to nasz olbrzymi sukces. Póki co, wiele w tej sprawie się nie dzieje.

Autor jest sowietologiem, członkiem Polsko – Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych