Gdy Ludmiła Aleksiejewa, sędziwa dysydentka i obrończyni praw człowieka, składała 31 marca kwiaty na stacji metro Park Kultury, młody mężczyzna uderzył ją po głowie, pytając: "Ty nadal żyjesz, stara suko?".

W czasie zatrzymania Konstantin Pieriewierziew krzyczał, że jest rosyjskim prawosławnym patriotą. W internecie zawrzało. Jedni dowodzili, że prawosławie nie ma tu nic do rzeczy, ponieważ Cerkiew zabrania bicia kobiet nie tylko w Wielką Środę, ale i w pozostałe dni roku. Drudzy drwili, że wyrażenie "stara suka" to przyjęty w putinowskich młodzieżówkach sposób wyrażania szacunku dla starszych. Dziennikarz Maksim Sokołow poradził, by w najbliższych dniach "pradawna starucha" wychodziła na ulice pod ochroną, bo po zamachach nastroje w mieście są niespokojne i lepiej ludności nie drażnić widokiem opozycjonistów.

Reklama
Gniew rośnie w sieci

Godny pożałowania incydent w miejscu, w którym niedawno zginęło wielu niewinnych ludzi, sam może nie zasługuje na uwagę, ale słowa wypowiedziane przy jego okazji oddają atmosferę panującą w Rosji. Rozgorzała dyskusja na temat: "Kto jest winien?". Jedni twierdzili, że służby specjalne zajęte swoimi biznesami i skorumpowana milicja. Inni dowodzili, że to garstka opozycjonistów, wspierana przez obce służby specjalne, zachęciła islamskich terrorystów do zorganizowania zamachów. Wśród politycznie aktywnych mieszkańców Rosji popularne jest prowadzenie blogów. Blogerka asia ionova w dniu zamachu napisała: "Oni rozpędzają opozycjonistów, zakazują mitingów, zabijają niewinnych ludzi, czynią z nich żywe cele! Ale oni są bezsilni wobec terrorystów! Wobec prawdziwego zagrożenia".

Reklama

Nikt nie chce żyć w skorumpowanym państwie policyjnym, ponieważ nie zapewnia ono bezpieczeństwa obywatelom. Ale jak przekształcić to państwo w nowoczesny organizm polityczny, prowadząc walkę z terrorystami?

Putin bohater, Putin wróg
Reklama

Takich pytań w Rosji chyba nikt sobie nie stawia. Jedni krzyczą: "Precz z Putinem!", a drudzy twierdzą, że gdy Putin odejdzie, to Rosja się rozpadnie. Skuteczna walka z terroryzmem wymaga społecznego konsensu wokół zakresu państwowej ingerencji w życie prywatne, koniecznej dla ochrony wspólnego bezpieczeństwa. Konsens taki musi określać nieprzekraczalne granice tej ingerencji. Śledząc reakcje po zamachach, można odnieść wrażenie, że w Rosji debata na temat antyterrorystycznego konsensu się nie toczy, a najprawdopodobniej nie jest możliwa.

Zwolennicy Putina zajęci są poszukiwaniem wrogów, którzy niszczą państwo od środka. Borys Jakiemienko, szef prawosławnego korpusu organizacji Nasi, napisał, że celem opozycji jest "dyskredytacja władzy i zniszczenie porządku. W tym za cenę życia niewinnych ludzi. Rezultatem będzie zniszczenie kraju. Dlatego ofiarę niewinnych ludzi, którzy zginęli w metrze, organizatorzy kampanii dyskredytacji milicji i inni opozycjoniści mogą zapisać na swój rachunek.". To za sprawą tych słów Pieriewierziew uderzył staruszkę w głowę.

Deklaracje polityków nie odbiegają od tych formułowanych w internecie. Putin z charakterystyczną dla niego mimiką i modulacją głosu sytuację opisał przy użyciu rabelaisowskiej metafory: "Terrorystów będziemy wyskrobywać z dna kanalizacji na świat boży". Stałe nawiązywanie do dołu materialno-cielesnego stało się dawno firmowym stylem Putina, ale skłonność do obcinania genitaliów, a teraz grzebania w kanalizacji może niepokoić.

Miedwiediew drwi i prowokuje

Dmitrij Miediwdiew stara się w niczym nie ustąpić swojemu poprzednikowi. Zapowiedział "zniszczenie terrorystów do cna". Sformułował pięć celów walki z terroryzmem na Kaukazie Północnym. Jego zdaniem "trzeba wzmocnić organy ochrony prawa; zadawać terrorystom ostre ciosy kindżałami; pomagać tym, którzy zerwali z bandytami; rozwijać gospodarkę, szkolnictwo i kulturę; wzmacniać składnik moralny i duchowy". Jedyną tu nowością jest to, że władze, aby nie urazić prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa, mówią o kaukaskich, a nie czeczeńskich bandytach.

Zaskakujące słowa o ciosach kindżałem mogą zaognić sytuację. Lider separatystów Doku Umarow ogłosił, że ataki w metrze stanowiły zemstę za śmierć ludzi, którzy zginęli 11 lutego br. w lasach na granicy Czeczenii i Inguszetii. Na ich ciałach odnaleziono rany zadane nożami, być może kindżałami. Miedwiediew drwi, prowokuje. Trwa walka z terrorem. Toczy się wojna metafor.

Opozycyjni publicyści dowodzą, że to w czasie rządów Putina terror stał się stałym elementem rosyjskiej polityki. Od czasu słynnych "riazańskich manewrów" mieszkańcy Rosji pogodzili się chyba z tym, że władze ich przed terrorem nie obronią oraz że nie ma granicy, której rządzący nie przekroczą. We wrześniu 1999 r. funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa z Moskwy podłożyli ładunek wybuchowy pod domem mieszkalnym w Riazaniu, a gdy zostali przyłapani przez własnych kolegów, szefostwo służby poinformowało, że były to ćwiczenia. To właśnie po moskiewskich eksplozjach w 1999 r. - przypomina politolog Andriej Piontkowski - Putin z premiera przekształcił się w prezydenta, by roztoczyć swoją ochronę nad całą Rosją.

Teraz po zamachach w moskiewskim metrze Putin i jego ludzie próbują utrwalić obecny reżim. Tak się jednak stać nie musi. Wszystko zależy od tego, jak Rosjanie zinterpretują ostatnie wydarzenia. Czy uznają, że po Dubrowce i Biesłanie, zamachach na samoloty i pociągi, eksplozjach w moskiewskim metrze w gruzach legło propagandowe hasło o putinowskiej stabilizacji i o chaosie lat 90.? A może ponownie uwierzą w ostre jak kindżał słowa swoich przywódców? W ostateczności wszystko zależy od tego, kogo będą naśladować - Ludmiłę Aleksiejewą czy Konstantina Pieriewierziewa.