AGATA DANILUK: W 1987 r. odbyła się spóźniona premiera pani "Kobiety samotnej" - filmu, który dla widzów był czarnym, lecz boleśnie trafnym portretem ówczesnej polskiej społecznej beznadziei. To tylko dwadzieścia lat. Ale jeśli chodzi o nastrój Polaków, minęły chyba wieki?
AGNIESZKA HOLLAND*: Dziś - jak podają świeżo opublikowane badania w Diagnozie Społecznej 2007 Janusza Czapińskiego - aż 76 proc. Polaków uważa się za ludzi szczęśliwych. Dwadzieścia lat temu, gdyby oczywiście wtedy ktoś takie badania w ogóle robił, odpowiedź na pytanie ankieterów byłaby zapewne dokładnie odwrotna. W obecnych realiach Polacy mają dziesiątki powodów do zadowolenia -żyją w wolnym kraju, mają szybko rozwijającą się gospodarkę, wolność osobistą, otwarte granice, możliwość wyboru modelu życia. Jednocześnie Polsce nie grozi żaden kataklizm - co w naszej historii było dość rzadkie. I choć są też niezadowoleni - czy to z powodów osobistych, czy z powodu ogólnej atmosfery politycznej - większość Polaków doświadcza wreszcie życia w normalności, do którego już bardzo dawno nie mieli okazji. I to w nie najgorszych warunkach materialnych. Do europejskiej średniej trochę nam brakuje. Nie jesteśmy jeszcze bogatym krajem. W porównaniu ze stanem sprzed kilkunastu lat - jesteśmy, i to bardzo. Ostatecznym impulsem było wejście do Unii, które otworzyło przed nami worek z pieniędzmi. Jeszcze nigdy nie mieliśmy - jako całe społeczeństwo -takiego dostępu do kasy. Co chwila dostajemy przecież jakiś prezent od Unii - a to umożliwia stymulację właściwie wszystkiego.
Badania Janusza Czapińskiego dowodzą, że powodzi nam się coraz lepiej, zanika bieda, nawet odwieczne bezrobocie jest w rzeczywistości znacznie niższe, niż wynikałoby to z oficjalnych statystyk. Pieniądze jednak potrafią dawać szczęście.
Po części tak - i nie ma się czego wstydzić. To oczywiście nie będzie trwało wiecznie, bo koniunktura się w końcu kiedyś zepsuje, a ludzie zostaną z kredytami do spłacenia, natomiast zależność od nich wpłynie - i już wpływa - na konformizację postaw. Niemniej tego typu problemy ma każde zachodnie społeczeństwo. A dziś Polacy mają i powody, i prawo do radości. To przyszło nagle? Z dnia na dzień staliśmy się społeczeństwem szczęśliwych ludzi? Znam wyniki poprzedniej Diagnozy Społecznej tego samego zespołu badaczy, zaglądam także do innych badań i wiem, że już od paru lat nasz ogólnospołeczny nastrój się poprawia. Jeszcze kilka lat temu obowiązywał u nas stereotyp wiecznego marudzenia - dziś zaczyna się to kończyć. Oczywiście w Polsce nie jest jeszcze tak jak w Stanach, gdzie jedyną prawidłową odpowiedzią na How are you jest Great, ale powoli przestajemy marudzić.
Zastanawiała się pani kiedyś, skąd w nas się brała ta skłonność do narzekania?
Może stąd, że jesteśmy w końcu chłopskim narodem? Stąd, że w naszej kulturze nie wypadało obnosić się z dobrobytem czy sukcesem? W każdym razie to niezwykle silne. W moich pierwszych dniach w Ameryce na kardynalne Jak się masz odpowiadałam Tak sobie. Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym zrobiła kupę w salonie, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Bo przecież jest coś takiego, co każe nam zawsze przedstawiać rzeczywistość w ciemniejszych barwach, niż jest naprawdę. Tym samym kierują się politycy, którzy uwielbiają przedstawiać nam wizję ogólnonarodowej katastrofy przy każdej możliwej okazji. Więcej - myślę, że to tylko politycy i media kreują obraz Polski jako kraju rozrywanego szalonymi konfliktami, zżeranego przez korupcję i przestępczość. W polskiej debacie publicznej jakakolwiek patologia, która zdarza się w każdym normalnym kraju, jest rozdymana do rangi symptomu totalnego upadku. Zupełnie wbrew odczuciom Polaków, którzy po prostu cieszą się z coraz lepszego życia. Może z jakichś przyczyn w Polsce opłaca się robić politykę opartą na czarnowidztwie?
A może to czarnowidztwo też się niedługo skończy? Po prostu przestanie do nas trafiać?
Kiedy przyglądam się aktualnej kampanii, to jakoś czarno to widzę… I politycy, i media prześcigają się w niej na inwektywy. A ludzie po prostu żyją sobie gdzieś obok tego.
Polityka coraz bardziej oddala się od przeciętnego Polaka?
Z pewnością. Największym problemem polskiego życia publicznego jest jakaś tajemnicza niemożność zorganizowania się wokół jakiegokolwiek pozytywnego celu. Tymczasem Polacy w mniejszej skali znakomicie to potrafią. Potrafią się zebrać, żeby zrobić film albo założyć dobrze prosperującą spółkę. Natomiast polska polityka nie jest skoncentrowana na tym, by cokolwiek budować, lecz na tym, by obalać, niszczyć, karać i tak dalej. Rzecz jasna -te destruktywne skłonności były bardzo przydatne w czarnych chwilach naszej historii. Ale w wolnej Polsce to przecież zupełny absurd.
To dlaczego wciąż kręcimy się wokół tego absurdu?
Prawdopodobnie z braku języka i narzędzi do pozytywnego działania. Politycy nawet nie potrafią mówić o konstruktywnych programach. Są znacznie bardziej przekonujący, kiedy burzą i walczą, niż kiedy mówią o swoich celach.
Chciała się pani temu przeciwstawić, robiąc Ekipę - serial o politykach idealistach? Takich politykach, których w Polsce w powszechnym odczuciu nie ma?
Pracując nad Ekipą, chciałyśmy pokazać, że o polityku można myśleć jak o księdzu czy dobrym lekarzu -jak o kimś, kto ma poczucie służby. Polacy wciąż nie wierzą, że tak mogłoby być. Może dlatego działania konstruktywne udają się w Polsce w skali gminy, czasem miasta, a na wyższym szczeblu już nie. Dlatego też źródłem deklarowanego w badaniach szczęścia są na ogół rzeczy małe, takie, które mamy pod kontrolą i które zależą od nas jako jednostek.
Potrafimy więc być szczęśliwi tylko na poziomie jednostki, a jako zbiorowość już nie?
Wiem, że na pewno Polacy są znacznie szczęśliwsi niż wynikałoby to z treści, które można zobaczyć czy usłyszeć w mediach i wystąpieniach polityków. Czy to oznacza, że jesteśmy nieszczęśliwi jako zbiorowość, to chyba zależy od tego, czy media i polityków uważamy za pełnoprawny głos tej zbiorowości, za rzeczywistą emanację społeczności. Jest też jeszcze jedno pytanie - czy wraz ze wzrostem naszego dobrego samopoczucia stajemy się lepsi?
A stajemy się?
Nie wiem. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie być naprawdę solidarni poza momentami prawdziwie spektakularnymi -jak tragedia pielgrzymów we Francji albo śmierć papieża. Nie wiem, czy potrafimy dostrzec rzeczywiste problemy i w jakikolwiek sposób jako społeczność przeciwstawić się zagrożeniom demokracji i jakości naszego życia publicznego. Na razie dbamy wciąż tylko o to, co bardzo blisko nas. I chyba wciąż nie potrafimy się stać prawdziwą wspólnotą.
Na razie Polaków łączy na pewno poczucie szczęścia. Należy pani do tych 76 procent?
Bywam szczęśliwa. Ale nie umiałabym nazwać swojego szczęścia jakimś bardziej permanentnym stanem. Mam nadzieję, że w odpowiedzi na to pytanie można było w ankiecie zaznaczyć coś oprócz tak lub nie.
*Agnieszka Holland, reżyser filmowy i teatralny, aktorka i scenarzystka; dwukrotnie nominowana do Oscara
W moich pierwszych dniach w Ameryce na kardynalne "Jak się masz" odpowiadałam "Tak sobie". Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym zrobiła kupę w salonie, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Bo przecież jest coś takiego, co każe nam zawsze przedstawiać rzeczywistość w ciemniejszych barwach niż w rzeczywistości - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM Agnieszka Holland, reżyser filmowa i teatralna
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama