Państwem rządzi się z centrum. Właśnie dlatego Platforma próbuje się w centrum mocno osadzić, a jej konkurenci do władzy rozpoczęli ostrą grę o to, by ją stamtąd wygonić. Do przeganiania PO z centrum najbardziej nadają się kwestie światopoglądowe.
Nierozstrzygalne ani na gruncie naukowym, ani religijnym. Bo nawet wielu ojców Kościoła nie uważało zygoty ludzkiej za człowieka, a aborcji w pierwszych tygodniach po poczęciu za zabójstwo. Problem powstał, kiedy aborcja, a później in vitro stały się narzędziami politycznej walki między świecką nowoczesnością a religijnymi tradycjonalistami.
Wtedy to, co nie było pewne jeszcze dla św. Augustyna czy św. Tomasza, stało się jasne dla każdego politycznie zaangażowanego ateisty lub „obrońcy Kościoła”. Dla jednych aborcja czy in vitro są triumfem wolności, dla drugich morderstwem.
I właśnie do tej fałszywej pewności odwołują się Joanna Senyszyn, Leszek Miller, a po drugiej stronie Tadeusz Cymański, chcąc udowodnić, że żadnego centrum, żadnego pola do kompromisu nie ma.
A Platforma jest albo „przerażająco konserwatywna”, albo „lewacka i relatywistyczna”. Także rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski akurat teraz postanowił uściślić kategorię „zagrożenia dla zdrowia kobiety” w obowiązującej ustawie antyaborcyjnej, mimo że przez poprzednie dwa lata ta kwestia go nie interesowała.
Większość Polaków akceptuje jednak kompromis w kwestiach sumienia, bo pamiętają, jak wyglądały w naszym kraju światopoglądowe wojny. Obie strony dostawały małpiego rozumu. Kształceni na międzynarodowych uczelniach biskupi oskarżali swoich polemistów o „rzeź niewiniątek”, a profesorowie ze wspaniałym dorobkiem w swoich dziedzinach domagali się „odesłania katolickiego ciemnogrodu do kruchty”. Zadawano rany, które trudno zasklepić, niszczono formacje polityczne i koalicje rządowe.
Kiedy brakuje pieniędzy dla lekarzy, którzy odchodzą od łóżek pacjentów, nie mogąc odpowiedzialnie pracować kilkanaście godzin bez przerwy, racjonalnie brzmi stwierdzenie Tuska, że teraz państwa nie stać na refinansowanie kolejnej, wyjątkowo kosztownej usługi zdrowotnej. PO rozejmu w sprawie in vitro nie może jednak przedłużać w nieskończoność. Bo wówczas zmieni się on w jawną kapitulację.
Tymczasem to za rządów PO musi nastąpić ponowne określenie granicy kompromisu pomiędzy Kościołem a świeckim państwem, polityką i życiem społecznym. Platforma Obywatelska jest partią liberalną, a zarazem konserwatywną, lekko przechyloną na prawo. Takie właśnie partie zbudowały w Europie Zachodniej nowoczesny model państwa neutralnego światopoglądowo. Jeśli dzisiaj przez kogoś kontestowany, to raczej przez tamtejszą lewicę, która kocha ideologiczne wojny, bo nigdy nie umiała zarządzać społecznym pokojem.
To nie socjaliści, ale francuska centroprawica wyznaczyła w latach 70. ustawodawstwo i wyznaczyła granicę między francuskimi katolikami, którzy mają prawo wiele rozwiązań odrzucać i z nich nie korzystać, a świeckim państwem, które nie może definiować prawa w oparciu o encykliki najbardziej nawet charyzmatycznych papieży. To nie hiszpańscy socjaliści, ale prawicowy Aznar zdefiniował w Hiszpanii obyczajowy kompromis zburzony przez Zapatero.
Tusk musi być Aznarem, nie ma innego wyjścia. Bo rządzący zawsze definiują w praktyce kształt państwa neutralnego światopoglądowo. W Polsce trzeba to będzie w dodatku zrobić, nie naruszając kruchego pokoju religijnego, co może się okazać najtrudniejszym wyzwaniem dla rządu Platformy.